31 października 2015

Włosy w październiku

Hej!
Tak jak wspominałam w ostatniej recenzji, uświadomiłam sobie, że nie pokazywałam włosów październikowych - dziś to nadrabiam! ;)

Włosy po kallosie czekoladowym, którego moje włosy nawet lubią, ale nie ma szału ;)
Wczoraj rano myte.
Zdjęcia w różnym świetle z wczoraj i dziś :)

Wczorajsze z lampą:

Bez lampy:

Dzisiejsze w świetle dziennym:

Plany na przyszłość?
Henna i może podcięcie końcówek... Ale śpieszyć się z tym nie muszę ;)

Co myślicie? Ja ogólnie jestem z nich zadowolona, czasami bywają niesforne i tyle... Na pewno musze wymienić szampon bo skóra głowy wariuje, najpierw jednak przedstawię Wam jego recenzje.

Jestem do tyłu ze zdjęciami, dziś taki piękny słoneczny dzień, może uda mi się to nadrobić :)

29 października 2015

Natur Vital aloesowa

Hej!
wiecie co zauważyłam?  W tym miesiącu nie pokazywałam wam aktualizacji wlosowej! Zupełnie o tym zapomniałam, a przecież włosy ostatnimi czasy nie prezentowały się najgorzej. Dzisiejszy post jest o masce, która mi w tym pomaga ;)


Maska NaturVital jest znana przynajmniej ze słyszenia każdej wlosomaniaczce. Powszechnie chwalona, co mnie zupełnie nie dziwi. Już sam jej skład wzbudza pozytywne odczucia, poza tym jest dostępna stacjonarnie w każdej Naturze. Cena też jest przystępna, chociaż przyznaję się, że mnie kusi tylko wtedy gdy jest na nią promocja...


300 ml słój jest dla mnie najwygodniejszym rozwiązaniem jeśli chodzi o maski do włosów. Wygodne otwarcie - można zrobić inne niż odkrecane? Można! I już nie ma problemu gdy dłonie mokre ;)

Zapach tej maski jest dość ciekawy... taki zielony ;) kojarzy mi się trochę ze spacerem po lesie po deszczu, trochę ze skoszona trawą, a trochę z samym aloesem. Podoba mi się to, ale bez szaleństwa. Po prostu nie drażni i nie przeszkadza.


Kolejnym plusem jest konsystencja - nie za gęsta i nie za rzadka, idealnie rozprowadza się ją po włosach, nie ścieka, nie ucieka. Idealna.

Jednak co z działaniem?
Stosowana raz w tygodniu sprawia, że włosy są miękkie, nawilżone, błyszczące. Układają się idealnie. Nie puszą, nie koltunią. Są po prosu dokładnie takie jak lubię.
Pół godziny w tygodniu a efekt lepszy niż po wyjściu od nie jednego fryzjera..

Co jeszcze?
maska ułatwia rozczesywaniem nie podrażnia skóry głowy, nie obciąża włosów.


Znacie?
Lubicie tak jak ja?

27 października 2015

Bio Oil

Hej!
Dziś recenzja produktu, który jest w użyciu od 2 miesięcy i nie chce mi się już z nim dłużej męczyć... I tak uważam, że dałam mu stanowczo zbyt wiele szans, wszystkie jednak zaprzepaścił.
Jestem pewna, że znacie Bio-Oil, nawet jak osobiście go nie używałyście, to słyszałyście o nim w reklamach lub czytałyście na blogach. Jest to produkt dość popularny, nadziwić się nie mogę dlaczego...


Plastikowa buteleczka w papierowym kartoniku. Stylistyka prosta, ładna, kolory mi się podobają. Ogólnie pierwsze wrażenie na plus.
Potem zaczynają się schody - odkręcane opakowanie - nie cierpię tego rozwiązania w olejkach do ciała, nie wiem jakim cudem przez nie dosłownie wszystko wokół jest tłuste... Bleh

Gdy zobaczyłam skład nie było lepiej...

Spodziewałam się, że mojej skórze się to nie spodoba, ale dałam mu szanse, a raczej całe mnóstwo szans.

Wg producenta olejek ten zapewnia specjalistyczną pielęgnację skóry w przypadku blizn, rozstępów, nierównomiernego kolorytu, skóry starzejącej się i odwodnionej.
BZDURA

Przy stosowaniu dwa razy dziennie nie odnotowałam żadnej poprawy w przypadku blizn (zarówno świeżych jak i starych) i rozstępów. Zero, null, cero efektów...

Przy stosowaniu dwa razy dziennie na mojej suchej skórze ramion doczekałam się braku nawilżenia i wysypu krostek... Wiwat parafina!

No ale, nie poddałam się, katowałam się już nim nie sama a wraz z mamą. Co zyskała jej starzejąca się skóra? Jeszcze większe wysuszenie...

NO SERIO?

W czym zgadzam się z producentem?
Olejek ładnie się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy.
Jest też bardzo wydajny.
Zapach ma irytujący, ale mogę też być do niego uprzedzona przez to działanie.


A zobaczcie jakby było miło, gdyby bazą był np olej ze słodkich migdałów...

23 października 2015

Earthincity minerals - moje wrażenia

Hej!
A jednak znalazłam produkty, których używam od dawna a nic o nich nie napisałam! ;) A już myślałam, że szykuje się dłuższa cisza na blogu. Na szczęście nie!

A więc dziś troszeczkę Wam opowiem o dwóch pudrach od earthnicity minerals: matującym i rozświetlającym. Oba otrzymałam na czerwcowym spotkaniu blogerek i od tamtego czasu są codziennie w użyciu, a więc chyba najwyższa pora je bliżej przedstawić ;)


Puder matująco - utrwalający - VELVET HD bardzo mi się spodobał. Jest to produkt posiadający wiele zalet i na prawdę ciężko mi się do czegoś przyczepić. Zresztą same zobaczcie:
- puder jest transparentny a więc pasuje każdemu,
- nie bieli,
- świetnie matuje, przy czym jego wykończenie jest takie satynowe, nie ma efektu maski,
- nie zatyka/ nie podrażnia,
- bardzo przyjemnie się go nakłada na twarz - jest to dziecinnie proste ;) (chociaż zdarza mu się pylić),
- bardzo wydajny! To maleńkie opakowanie, które nie jest wersją pełnowymiarową używam już 5 miesięcy prawie i jeszcze trochę go zostało! A używany jest codziennie.
-  twarz pozostaje matowa prawie cały dzień - podoba mi się to!

Jedyne czego nie zauważyłam to przedłużenia trwałości makijażu... I to by było na tyle...

Za słoiczek pełnowymiarowy, który jest dużo większy od mojej próbki trzeba zapłacić 98 zł. Biorąc pod uwagę jego wydajność to inwestycja na bardzo długi czas. Myślę, że warto...

Skład: Silica, Mica, Boron Nitride


To teraz parę słów o wersji drugiej, czyli o Jedwabnym pudrze wykończeniowym - rozświetlającym - SILK GLOW LIGHT. Muszę przyznać na początku, że tą wersję stosowałam dużo rzadziej. Mimo, że puder nie daje mocnego blasku, nie zawiera drobinek, nie powoduje błyszczenia. Blask jest subtelny, daje bardziej wrażenie promiennej cery. Jednak za słaby był dla mnie by podkreślić nim kości policzkowe, najczęściej rozświetlałam nim oko - w tym spisywał się świetnie, a efekt utrzymywał się cały dzień

Za pełnowymiarowy słoiczek trzeba zapłacić 85 zł.
Czy warto i w tym wypadku? Szczerze mówiąc to nie wiem... Myślę, że może jakbym miała ciemniejszą wersje bardziej by mi ten puder się spodobał i wtedy bym go polecała. A tak... Efekt jest za nikły by stosować go tylko na wybrane partie twarzy, a jednocześnie za mocny by pokryć nim całą twarz.

Skład:
Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Kaolin Clay, Boron Nitride, Iron Oxides
(Silk Glow Dark contains Ultramarine Blue)

**Nazwa Silk Glow oznacza jedynie jedwabistą konsystencję i strukturę pudru oraz jedwabisty efekt jaki pozostawia na skórze. Nie dodajemy do naszych produktów naturalnego jedwabiu (ang. silk), ponieważ jest to produkt pochodzenia zwierzęcego.


Miałyście do czynienia z tą marką?

21 października 2015

Inspiracje XII

Hej!
Wiecie co? Nie bardzo mam o czym pisać recenzje aktualnie ;) Bo dopiero zaczęłam dużo produktów, a te co kończę już zrecenzowałam... Taki psikus losu. A wiec dziś znów opróżniam troszeczkę swój folder z inspiracjami. Co powiecie na ciekawe tapety do wnętrz? Lubicie taką ozdobę ściany?









Która spodobała Wam sie najbardziej?

18 października 2015

Pomadka od Catrice

Hej!
Przepraszam, że tak znikam i się nawet nie odezwę... Jakoś tak doba nie chce mi się rozciągnąć ;)
Więc dziś post będzie lekki, czyli opisuję kolorówkę a nie pielęgnację ;)

Pomadkę od Catrice dostałam na spotkaniu blogerek ponad miesiąc temu. I powiem Wam, że polubiłam jej kolor, więc nawet często ją nosiłam. Niestety posiada pewne wady, które nie pozwalały mi nakładać jej na usta częściej...


Pomadka ma śliczne opakowanie, delikatnie jakby wytłaczany wzór - nie otwiera się sama w torebce, jest solidnie zrobiona. Niestety nie posiada na sobie żadnych informacji o produkcie... Nie mam pojęcia jaka to kolekcja a nawet jaki to kolor wg producenta... Hmm, trochę dziwne, nie?


Kolor bardzo mi się podoba, ma w sobie coś z koralu, nie jest bardzo intensywny, ale przyciąga wzrok w kierunku ust. Ładnie mi w nim ;)
Jednak!
- pomadka mocno podkreśla suche skórki,
- sama wysusza,
- ściera się nierównomiernie, na szczęście wolno - na prawdę nieźle trzyma się a ustach.

Poza tym, dość ciężko się ją rozprowadza, trzeba parę razy przejechać po ustach dociskając ją. Na szczęście nie migruje ani na zęby, anie gdzieś poza kontur ust :)


By móc ją nałożyć muszę zrobić intensywną pielęgnacje ust, bo inaczej nie wygląda to zbyt estetycznie...
A szkoda bo kolor piękny i taki mój...

No i nie wiem co mam myśleć o tym, że nic nie mogę więcej o niej powiedzieć... Przydałaby się jakaś informacja, a tu na opakowaniu nic...

14 października 2015

Konjac Sponge od Yasumi

Witam, witam! :)
Nie wiem jak Wy, ale ja aktualnie witam świat o 5 rano i na najwyższych obrotach przeżywam go do 18, potem już luźniej ;) Przynajmniej program dnia jest względnie stały... Aniu, pojemnik od Ciebie służy mi dzielnie cały czas! :)) Dziękuję! :**

Jednak, nie będę Was tu zanudzać moją obecną rzeczywistością ;) Przynajmniej tą niezwiązaną z kosmetyczną strefą mojego życia. Tą Was troch trochę pozanudzam... a może zaciekawię?
Od końca sierpnia, każdego dnia, towarzyszy mi wspaniały produkt - nie sądziłam, że tak mi się spodoba! O czym mowa? O gąbce Konjac od Yasumi.


Gąbka ta trafiła do mnie na spotkaniu blogerek z okazji Międzynarodowego Dnia Blogera w ostatnią sobotę sierpnia. Na początku spodobało mi się jej opakowanie - otwierane białe, kartonowe pudełeczko, potem przewiązane wstążeczką zawiniątko, na końcu sama gąbka zapakowana jeszcze dodatkowo w folię. Ślicznie to wyglądało!

Moja gąbka okazała się wersją z Likopenem, który pozyskiwany jest z pomidorów. Wg informacji od producenta jest on naturalnym antyoksydantem, który chroni skórę przed promieniowaniem słonecznym, reguluje produkcję melaniny, przywraca blask i poprawia koloryt skóry.
Gąbka ta polecana jest głównie skórze suchej, zniszczonej słońcem.


Moja jak wiecie jest tylko sucha, zniszczeń na razie żadnych się nie dorobiłam ;) Jednak gąbkę tą pokochałam!
Jest bardzo wygodna w użyciu, nie sprawia mi tez żadnych problemów z przechowywaniem dzięki sznureczkowi, który jest do niej przyczepiony. Bo musicie wiedzieć, że gąbkę tą po każdym użyciu trzeba zabrać z łazienki by nie namnażało się w niej nic i byśmy mogli się nią dłużej cieszyć. Ja z reguły wieszam ją pod moją półką na książki. Słyszałam, że dziewczyny wieszają na klamkach w pokoju, jednak dla mnie klamki są za bardzo zanieczyszczone ;)
By gąbka w pełni wyschła potrzebuje 3 dni, jednak my nie musimy tyle czekać by znów jej użyć, trzeba tylko pamiętać by ją dobrze wypłukać po każdym użyciu i odwiesić w miejsce gdzie nie ma wilgoci.

Przed każdym użyciem należy gąbkę zmoczyć, aż zmięknie, na sucho przypomina trochę pumeks. Po zmoczeniu powiększa się delikatnie, a my możemy przystąpić do mycia. Nie potrzebne nam są dodatkowe płyny, jednak możemy ich użyć, wystarczy wtedy odrobina a i tak dorobimy się morza piany.
Mycie twarzy tą gąbką to prawdziwa przyjemność! Nawet delikatna, naczynkowa skóra się jej nie oprze.
Po myciu jest oczyszczona, odświeżona, nie jest ściągnięta, ani przesuszona.
Mało tego! Ta gąbka świetnie radzi sobie ze zmyciem makijażu, pomaga w zmywaniu glinek, można jej tez używać do ciała, ale mi osobiście było szkoda ;)


Po długotrwałym używaniu zauważyłam, ze skóra jest bardziej promienna, ale może to też się okazać, że akurat na ten aspekt wpłynęła zmiana diety ;)

Skład:
Amorphophallus konjac root extract (konjac mannan), aqua (water), cellulose, lycopene

Wady? Dostępność! Tylko przez internet - KLIK
Koszt to 20-30 zł (w zależności od wielkości)
Czy to dużo? Zależy jak na to patrzeć, jak będziemy o nią dbać to możemy się nią pocieszyć przynajmniej 3 miesiące.

Niby gadżet, ale cera jest bardzo zadowolona. Na prawdę nie spodziewałam się, że aż tak polubię tą gąbkę, Teraz mam ochotę na inne rodzaje...

 Miałyście do czynienia z produktem tego rodzaju?


12 października 2015

Olej olejowi nierówny

Hej!
Nie wiem czy wiecie, ale chyba wiecie, że olej arganowy nigdy nie należał do moich ulubionych. Nie pamiętam by kiedykolwiek wzbudzał moją ekscytację i chęć posiadania. A wręcz przeciwnie, wcale nie chciałam go testować. Na jednym spotkaniu blogerek otrzymałam olej arganowy firmy Manufaktura Apteczna i tak zaczęłam swoja przygodę z nim. Szczerze mówiąc tamtą buteleczkę przemęczyłam. Było to rok temu i znów olej arganowy trafił w moje ręce, tym razem od innej firmy - Biotanic.


Chcąc nie chcąc będę ten olej porównywać z tamtym ;)
Jednak muszę jeszcze Wam parę rzeczy na początku wyjaśnić - strasznie mnie irytuje ten szał na olej arganowy. Trwa on już na prawdę długo, producenci dając kapkę tego oleju na całe opakowanie to właśnie jego wymieniają w reklamach, jest dostępny nawet w zmywaczach do paznokci (!). Jak mogę to go unikam, nie kupuję produktów z tym olejem bo zwyczajnie nie służy mi on jako wybitnie - ot olej i już.
A włosom moim solo to on już zupełnie nie pasuje... Reagują na niego mega puchem, nawet spadek porowatości nic tu nie zmienił. Dopiero w odpowiednim towarzystwie działa dobrze (jak np w odżywce Sylveco).

To tyle słowem wstępu - pora na recenzje!

Olej arganowy marki biotanic zapakowany jest w szklaną buteleczkę z pipetką - ma u mnie za to duży plus! Wreszcie wszystko dookoła nie jest umazane olejem. Taka prosta zmiana a ile radości :)
W przeciwieństwie do oleju arganowego z Manufaktury Aptecznej ten posiada zapach, bardzo delikatny, orzechowy - przyjemny! :) Smakowity taki... A jego konsystencja jest lżejsza, nie sprawia już na mnie wrażenia, że będzie oporny - rozsmarowywał się i wchłaniał wyśmienicie i to (ku mojemu zdziwieniu) zarówno na suchej jak i wilgotnej skórze.


Co mi dało stosowanie tego oleju na ciało?
Moc nawilżenia i wygładzenia. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego, nie oczekiwałam takich efektów, bo olej firmy Manufaktura Apteczna nie dał mi aż takich rezultatów...
Dodatkowo olej ten nie spowodował wysypu krostek na moich ramionach, stosuję go na całe ciało i nie ma żadnych nieprzyjemności! (muszę mówić, ze z innym arganem je miałam?)
Moja skóra bardzo go polubiła, tak bardzo, że niedługo ta 50 ml buteleczka mi się skończy... I wiecie co? Będę za nim tęsknić!


Dodatkowo, marka Biotanic zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Ten cytat na opakowaniu, śliczna, prosta grafika, przesłanie płynące od nich - wszystko na plus! Na pewno skuszę się na olej z baobabu od nich :)


Znacie tą markę? Co o niej myślicie?
Też mieliście tak z jakimś olejem/masłem, że jednej firmy było super, a innej to szkoda gadać?

10 października 2015

Mydło kastylijskie z czekoladą

Hej!
Ale mydełkowo znów się u mnie zrobiło! :) Ale to nie moja wina! Po prostu jak mydełko się kończy, wypadałoby napisać o nim recenzje, a to się skończyło szybciutko... Położyłam je pod prysznicem gdy Zapach Ciszy opisywany TUTAJ się skończył i został zrecenzowany. A teraz już go nie ma, było ze mną delikatnie ponad tydzień. Tylko!
Także, już na początku widzicie, że mydełko to nie grzeszy wydajnością...


Mydła Kastylijskie od CzysteMydło już od jakiegoś czasu za mną chodziły. W końcu skusiłam się na trzy sztuki w sklepie iwos.pl po 10 zł sztuka. Na pierwszy ogień poszła wersja czekoladowa - to chyba jasne dlaczego? ;)
Niestety zawiodłam się już na początku, zapachu czekolady brak :( Przez pierwszą chwile pod prysznicem wyczułam bardzo, bardzo, ale to bardzo subtelną nutę, niestety rozpłynęła się od razu...


Jakoś przebolałam ten zapach, a raczej jego brak i wzięłam pod lupę inne właściwości ;)
Kostka prezentuje się na prawdę ślicznie! Jest niewątpliwą ozdobą mydelniczki, zwłaszcza, że do końca w ten sposób właśnie wygląda.
Mydło niestety po jakimś czasie (4 dni) zaczyna rozmiękać mimo mydelniczki z odpływem...


Pieni się słabo, ale dobrze oczyszcza skórę. Jest bardzo dobre do depilacji, skóra nie jest wtedy taka podrażniona. Niestety po kąpieli moje ciało woła o balsam, a więc czuję się trochę zawiedziona. Nie liczyłam na nawilżenie, ale wysuszenia nie oczekiwałam.


No cóż... Zawiodłam się, mam nadzieję, że inne wersje okażą się lepsze...

Znacie mydła tej firmy?

8 października 2015

O tym jak pokochałam masło shea...

Hej!
Dziś będzie jakże przyjemny post o wspaniałym produkcie - maśle shea! Na pewno większość z Was je zna, ale czy wszyscy? Ja muszę przyznać do niedawna miałam tylko kosmetyki oparte na maśle shea, nigdy wcześniej nie posiadałam takiego czystego... Ach! Jak duży to był błąd!


Afrykańskie Masło Shea jest olejem roślinnym wytwarzanym z drzewa z gatunku Masłosza Parka. Występuje w Afryce środkowo-wschodniej do środkowo-zachodniej. Jest niezwykle bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe, znacznie przewyższające te zawarte w maśle kakaowym czy innych naturalnych masłach roślinnych. Nienasycone kwasy tłuszczowe są kluczowym składnikiem przy odmładzaniu i nawilżaniu skóry za pomocą kosmetyków. Masło Shea dostarcza również wszystkich najważniejszych witamin potrzebnych, aby skóra wyglądała młodo i gładko, a co najważniejsze, zdrowo. Jego właściwości chronią skórę przed wiatrem, zimnem, ostrym słońcem oraz wspomaga w znacznym stopniu leczenie ran i oparzeń. Masło Shea stymuluje aktywność komórek, walczy z efektem ich starzenia i naprawia starą, zniszczoną i stwardniałą skórę.

Podstawowe zastosowanie Masła Shea:
1. Leczenie skóry suchej, pryszczy, wyprysków i oparzeń,
2. Obrzęk i zapalenie stawów,
3. Poprawia rozluźnienie mięśni i zmniejsza sztywność ścięgien
4. Dzięki wysokiej zawartości witamin E i F rewelacyjnie nadaje się przed i po opalaniu.
5. Rozjaśnia plamy na skórze, przebarwienia, zmniejsza i likwiduje rozstępy,
zmarszczki i wypryski,
6. Jest świetnym środkiem nawilżającym do masażu, leczenia odparzeń u noworodków i bogatą odżywką do włosów.

Masło Shea widocznie poprawi Twoją kondycję w takich zaburzeniach jak sucha skóra, wysypka, podrażnienia po opalaniu, skazy skórne, zmarszczki, swędzenie skóry, lekkie oparzenia, podrażnienia po i podczas golenia, mniejsze rany, pęknięcia skóry np. na piętach czy łokciach, stwardnienia skórne, lekkie odmrożenia, rozstępy, ukąszenia owadów, bóle mięśnie i napięcia mięśniowe, alergie skórne, zapalenia skóry i wiele innych.
Gdy zaczniesz regularnie używać Masła Shea, sam lub sama odkryjesz jego inne zastosowania. Twój organizm sam może wyleczyć wiele dolegliwości, Ty musisz mu tylko dostarczyć odpowiedniego zasilania – na przykład bogactwa związków i witamin zawartych w Maśle Shea. Czas, po którym Masło Shea zacznie widocznie działać, będzie bardzo różny. Przy zmarszczkach potrzeba od jednego do dwóch miesięcy, aby skutki były widoczne. Z kolei przy różnego rodzaju swędzeniach skutki są odczuwalne niemal od razu.

Wszystkie te informacje pochodzą ze strony http://masloshea.com.pl/
Polecam na nią zajrzeć bo znajdziecie tam jeszcze całą masę informacji na temat masła shea, praktycznie na każde pytanie znajdziecie odpowiedź!


Już po przeczytaniu opisu szczęka opada, a dodatkowo, gdy człowiek uświadamia sobie, że to wszystko prawda... No nie da się tego masła nie pokochać!
Moje pudełeczko, jest próbką bezpłatną, którą otrzymałam na Naturalnym Spotkaniu Blogerek, dlatego też, znajduje się w pojemniczku plastikowym, normalnie w sklepie można je dostać tylko w szklanych, 180 ml słoiczkach.
Od wspomnianego spotkania, masło to, towarzyszy mi prawie codziennie. Cały czas mnie zaskakuje w ilu sytuacjach mogę je użyć! Dodatkowo jest to bardzo przyjemne, masło jest tak jakby ubite, twarde, ale puszyste. Genialnie się rozprowadza i nie ma problemu z wydobywaniem go z opakowania. Masło szybko się wchłania, pozostawiając po sobie moc nawilżenia i wygładzoną skórę. Ja nigdy nie miałam problemu by pozostała tłusta warstwa...
Zapach z tego co zdążyłam przeczytać na różnych blogach jest dość sporny, nie wszystkim się podoba, jak dla mnie bardzo delikatny, nie przytłacza, jakby delikatnie orzechowy, trochę trawiasty ;) Takie nuty wychwytuje mój nos.


No ale jak to z tym używaniem prawie codziennie?
- jako balsam - cudownie nawilżona skóra na długo
- jako kuracja dla stóp i dłoni pod skarpetki
- jako balsam do ust - wreszcie jakaś ulga dla moich wymagających warg!
- przy poparzeniach słonecznych - skóra nie schodziła, a opalenizna była równa
- do masażu - w połączeniu z olejami
- przy suchych skórkach na twarzy - znikają po 2 użyciach
- przy suchych skórkach wokół paznokci - ulga od razu gdy bolą, jednak by było widać poprawę koniecznie przynajmniej tydzień powtarzać kurację
- przy katarze - gdy skóra wokół nosa piekła
- przy podrażnieniach na ciele - szybko ustępują i się goją
- na świeże blizny - miękną i zmniejsza się ich widoczność
- przy ukąszeniach owadów - szybko się goją i tak nie swędzą
- przy rozstępach - delikatna poprawa (ale krótko używam)
- i wiele, wiele innych! Aż żałuję, że wszystkiego nie spisywałam od razu...


Jak widzicie, nie dostrzegam minusów tego masła, jestem zachwycona jego działaniem.
Masło można kupić TUTAJ. Ja na pewno zakupię je jeszcze nie raz, przy okazji skusze się na masło kombo, żółte masło shea i czarne mydło ;)

Do czego używanie shea?