Hej!
Dzisiejszy wpis zapoczątkowuje serię paru wpisów o produktach Le'maadr, które miałam okazje poznać dzięki firmie InfoPlus i spotkaniu blogerek w Międzynarodowy Dzień Blogera.
O czym będzie dziś mowa? Tak jak wskazuje nam tytuł o balsamie do ciała. Nie byle jakim jednak balsamie, tylko takim z dodatkiem kwasu glikolowego. Pierwszy raz się z tym spotykam. Do tej pory kwasy kojarzyły mi się tylko z pielęgnacja twarzy, a tu proszę - o ciało też można zadbać w te sposób!
Wszystkie produkty Le'maadr zapakowane są w proste, białe, nieprzezroczyste, miękkie tubki, które to z kolei umieszczone są w kartonikach. Praktycznie od razu widać, że mamy do czynienia z produktami aptecznymi. Miłym gestem jest chusteczka micelarna znajdująca się w każdym opakowaniu i ulotka, z której możemy dowiedzieć się wszystkiego o produkcie.
Nie przepadam za tubkami, które muszę odkręcać, w tym wypadku wszystkie produkty, które będę recenzować mają właśnie takie otwarcie. No cóż... trudno, jakoś to udało mi się znieść ;)
Balsam zaskakuje swoją lejącą konsystencją... Na początku musiałam się do niej przyzwyczaić i nauczyć się nie naciskać tak mocno tubki ;) Mimo faktu, że nie trzeba go wiele by rozprowadzić na dużej powierzchni ciała kończy się dość szybko. Miesiąc niezbyt regularnego używania i wycisnęłam z niego ostatnie krople.
Jak dla mnie praktycznie nie pachnie, szybko się wchłania i gdyby nie cudowna miękkość jaką po sobie zostawia zastanawiałabym się czy na pewno użyłam balsamu ;)
Jak już wspomniałam wchłania się ładnie, ale na poczatku przy rozsmarowaniu trochę smuży, trzeba mu dac wtedy chwile i raz dwa znika (znaczy wchłania się). Stosuję go bez oporów rano, nie mam potem problemów z szybkim ubiorem. Za to nawilżenie trzyma cały dzień - ma u mnie za to wielkiego plusa!
Producent zaleca by pierwsze użycia nie odbywały się codziennie i oczywiście by zrobić próbę uczuleniową. Mi próba niczego nie wykazała i stosowałam codziennie - skóra się nie buntowała.
Jednak trzeba pamiętać, że mimo, że kwasu jest mało, to nie zmywa się go ze skóry jak przy produktach do twarzy i wskazana jest ostrożność!
Co oprócz nawilżenia dał mi ten balsam?
- wygładzenie skóry - zniknęły wszystkie mniejsze lub większe krostki/potówki
- jednolity koloryt - nie ma już miejsc, które wydawały się przebarwione przez słońce
- skóra jest gładka jak po peelingu, teraz już po niego nie sięgam tak często (bardziej dla przyjemności)
- ładnie koi podrażnienia po depilacji.
Skład:
Cena za 200 ml to ok 50 zł, więc sporo, ale warto polować na promocje!
TUTAJ macie pełen przegląd cen, w niektórych miejscach balsam ten można zdobyć dużo taniej!
Dzisiejszy wpis zapoczątkowuje serię paru wpisów o produktach Le'maadr, które miałam okazje poznać dzięki firmie InfoPlus i spotkaniu blogerek w Międzynarodowy Dzień Blogera.
O czym będzie dziś mowa? Tak jak wskazuje nam tytuł o balsamie do ciała. Nie byle jakim jednak balsamie, tylko takim z dodatkiem kwasu glikolowego. Pierwszy raz się z tym spotykam. Do tej pory kwasy kojarzyły mi się tylko z pielęgnacja twarzy, a tu proszę - o ciało też można zadbać w te sposób!
Wszystkie produkty Le'maadr zapakowane są w proste, białe, nieprzezroczyste, miękkie tubki, które to z kolei umieszczone są w kartonikach. Praktycznie od razu widać, że mamy do czynienia z produktami aptecznymi. Miłym gestem jest chusteczka micelarna znajdująca się w każdym opakowaniu i ulotka, z której możemy dowiedzieć się wszystkiego o produkcie.
Nie przepadam za tubkami, które muszę odkręcać, w tym wypadku wszystkie produkty, które będę recenzować mają właśnie takie otwarcie. No cóż... trudno, jakoś to udało mi się znieść ;)
Balsam zaskakuje swoją lejącą konsystencją... Na początku musiałam się do niej przyzwyczaić i nauczyć się nie naciskać tak mocno tubki ;) Mimo faktu, że nie trzeba go wiele by rozprowadzić na dużej powierzchni ciała kończy się dość szybko. Miesiąc niezbyt regularnego używania i wycisnęłam z niego ostatnie krople.
Jak dla mnie praktycznie nie pachnie, szybko się wchłania i gdyby nie cudowna miękkość jaką po sobie zostawia zastanawiałabym się czy na pewno użyłam balsamu ;)
Jak już wspomniałam wchłania się ładnie, ale na poczatku przy rozsmarowaniu trochę smuży, trzeba mu dac wtedy chwile i raz dwa znika (znaczy wchłania się). Stosuję go bez oporów rano, nie mam potem problemów z szybkim ubiorem. Za to nawilżenie trzyma cały dzień - ma u mnie za to wielkiego plusa!
Producent zaleca by pierwsze użycia nie odbywały się codziennie i oczywiście by zrobić próbę uczuleniową. Mi próba niczego nie wykazała i stosowałam codziennie - skóra się nie buntowała.
Jednak trzeba pamiętać, że mimo, że kwasu jest mało, to nie zmywa się go ze skóry jak przy produktach do twarzy i wskazana jest ostrożność!
Co oprócz nawilżenia dał mi ten balsam?
- wygładzenie skóry - zniknęły wszystkie mniejsze lub większe krostki/potówki
- jednolity koloryt - nie ma już miejsc, które wydawały się przebarwione przez słońce
- skóra jest gładka jak po peelingu, teraz już po niego nie sięgam tak często (bardziej dla przyjemności)
- ładnie koi podrażnienia po depilacji.
Skład:
Cena za 200 ml to ok 50 zł, więc sporo, ale warto polować na promocje!
TUTAJ macie pełen przegląd cen, w niektórych miejscach balsam ten można zdobyć dużo taniej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)