5 marca 2016

Miodowa odżywka na dłonie z Pszczelej Dolinki

Hej Kochani!
Nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje, ale piję już drugą kawę i jestem jakaś przybita... To zupełnie nie mój dzień zdecydowanie. Dobrze, że w domu już porobiłam wszystko co miałam zaplanowane, teraz tylko muszę zająć się sprawami na uczelnię. Dopiero dwa dni za mną a już mam dość ;) Ale serio, plan mam beznadziejny, są w nim błędy, część zajęć trzeba poprzekładać bo nawet prowadzącym one nie pasują... Także brawa dla działu kształcenia, do którego tak nawiasem mówiąc nie można się nawet dodzwonić. Ech, powtarzam sobie jak mantrę - to tylko parę miesięcy, obrony pod koniec lipca, dasz radę!

Dobra, ponarzekałam, przepraszam, ale musiałam! Obiecuję, że już nie będę, albo przynajmniej się postaram :-).
Dziś chcę Wam opowiedzieć o odżywce do dłoni, którą mam od jakiegoś czasu, nawet długiego czasu...


Miodowa odżywka do dłoni pochodzi z Pszczelej Dolinki (tej samej, z której tak lubię mydełka). Zamknięta jest w plastikowym słoju i to najwygodniejsze wyjście w jej przypadku, etykiety są papierowe i łatwo je zniszczyć, więc szybko tracą na wyglądzie. Pojemność opakowania to ok 200 ml, a jego koszt 28 zł (chociaż ja kupiłam za 24 zł - podrożało).


Odżywka ma ciekawy wygląd - jest niebieska dzięki niebieskiej glince, zatopione są w niej płatki róży, bywa chropowata przez rozdrobnione siemię lniane, tłusta od olejków i lepiąca od miodu ;).
Ogólnie nie robi zbyt dobrego pierwszego wrażenia, pachnie tylko na początku po otworzeniu miodem później tak olejami, nic specjalnego...

Jej konsystencja zależy od temperatury - może być bardziej zbita lub oleista, ale nie są to duże zmiany. Nie trzeba jej dużo by wysmarować całe dłonie, nie jest to jednak łatwe bo:
- zawarte płatki róży odpadają i brudzą wszystko dookoła,
- niebieska glinka też brudzi,
- przez to, że się lepi, ciężko też założyć później rękawiczki materiałowe by zrobić kurację - najlepsze wyjście to zakupić trochę tych foliowych...


Wszystko to jednak odchodzi u mnie w zapomnienie gdy po zabiegu (odżywka + rękawiczki + 20 minut + spłukiwanie wodą z odrobiną mydła - konieczne bo odzywka jest na miodzie i inaczej dłonie mogą się lepić) dotykam swoich dłoni. Odżywka ta ratowała mnie nie raz po większych porządkach gdy moje dłonie były suche, szorstkie, skórki od paznokci odstające, ogólnie bardzo nieprzyjemne, po malinach gdy ręce były podrapane i zniszczone, po pracach na działce i w ogrodzie, po mrozach, gdy mi aż pękały...
Dzięki niej moje dłonie zostały szybko zregenerowane, nawilżone, miękkie i gładkie.

Wg producenta po nałożeniu odżywki warto zrobić minutowy masaż a dopiero potem zostawić ją na dłoniach , ja jednak robię odwrotnie - skóra wtedy jest miększa a zmielone siemię lniane robi świetny peeling (stąd to wygładzenie).


Co ciekawe odżywkę tą można stosować też na twarz - spróbowałam, ale odpadające kawałki płatków róż mnie skutecznie zniechęciły ;). Ja by,m je wyrzuciła najchętniej z tego produktu...

Skład:
miód, olej z awokado, olej z owoców dzikiej róży, olej jojoba, macerat z płatków róży w oliwie z oliwek, glinka niebieska, wosk pszczeli, sproszkowane siemię lniane, rozdrobnione płatki róży.


Znacie ją?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)