Hej!
Jak Wam mija weekend? Ja wczoraj wreszcie spotkałam się z dwiema cudownymi dziewczynami! Jeju! Jak mi tego brakowało... Jestem teraz naładowana pozytywną energią i mam nadzieję, że nadchodzący tydzień nic nie zniszczy, a zapowiada się niezbyt ciekawie. Grunt to przetrwać do środy, potem jakoś zleci - mam nadzieję...
Jednak nie chcę Was obarczać moimi wynurzeniami ;) Dzisiejszy post ma Wam przybliżyć postać pewnego balsamu do ust marki Burts Bees. Oto i on:
Produkty tej marki już od dawna mnie ciekawiły i chciałam bardzo coś od nich mieć. Jakoś tak się złożyło, że gdy robiłam zakupy na iwos.pl akurat ten balsam był w promocji, więc wylądował w koszyku. Nawet nie sprawdzałam jaka to wersja, bo ogólnie marka kojarzyła mi się z miodem (a ja uwielbiam miodowe kosmetyki) i jakież było moje zdziwienie gdy się okazało, że miodowy to on nie jest ;) Także tak - brawo ja!
Mimo pierwszego zawodu, który jest tylko moją winą zaczęłam używać tego produktu. Balsam jest wygodny w użyciu - o wiele bardziej wolę te w sztyfcie niż słoiczkach - pokrętełko działa bez zarzutu, a balsam się nie rozpuszcza (a był w samochodzie jak były chwilowe upały niedawno). Jako, ze jest to wersja miętowa po użyciu czuć charakterystyczny zapach mięty i delikatne chłodzenie. Lubię ten efekt gdy jest ciepło, ale gdy siąpił deszcz i wiało chłodem to odstawiłam ten balsam do kąta ;)
Jak jednak z jego zdolnościami odżywczymi?
Ano jako tako. Balsam nawilża, ale na krótko. Suche skórki nadal się pojawiają a on sam jakoś szybko znika z ust nawet jak nic nie jem i nie mówię. Zużyję go, ale bez przyjemności, a szkoda...
Skład:
cera alba (beeswax, cire d'abeille), cocos nucifera (coconut) oil, helianthus annuus (sunflower) seed oil, mentha piperita (peppermint) oil, lanolin, tocopherol, rosmarinus officinalis (rosemary) leaf extract, glycine soja (soybean) oil, canola oil (huile de colza), limonene
Jaki balsam do ust polecacie?
Jak Wam mija weekend? Ja wczoraj wreszcie spotkałam się z dwiema cudownymi dziewczynami! Jeju! Jak mi tego brakowało... Jestem teraz naładowana pozytywną energią i mam nadzieję, że nadchodzący tydzień nic nie zniszczy, a zapowiada się niezbyt ciekawie. Grunt to przetrwać do środy, potem jakoś zleci - mam nadzieję...
Jednak nie chcę Was obarczać moimi wynurzeniami ;) Dzisiejszy post ma Wam przybliżyć postać pewnego balsamu do ust marki Burts Bees. Oto i on:
Produkty tej marki już od dawna mnie ciekawiły i chciałam bardzo coś od nich mieć. Jakoś tak się złożyło, że gdy robiłam zakupy na iwos.pl akurat ten balsam był w promocji, więc wylądował w koszyku. Nawet nie sprawdzałam jaka to wersja, bo ogólnie marka kojarzyła mi się z miodem (a ja uwielbiam miodowe kosmetyki) i jakież było moje zdziwienie gdy się okazało, że miodowy to on nie jest ;) Także tak - brawo ja!
Mimo pierwszego zawodu, który jest tylko moją winą zaczęłam używać tego produktu. Balsam jest wygodny w użyciu - o wiele bardziej wolę te w sztyfcie niż słoiczkach - pokrętełko działa bez zarzutu, a balsam się nie rozpuszcza (a był w samochodzie jak były chwilowe upały niedawno). Jako, ze jest to wersja miętowa po użyciu czuć charakterystyczny zapach mięty i delikatne chłodzenie. Lubię ten efekt gdy jest ciepło, ale gdy siąpił deszcz i wiało chłodem to odstawiłam ten balsam do kąta ;)
Jak jednak z jego zdolnościami odżywczymi?
Ano jako tako. Balsam nawilża, ale na krótko. Suche skórki nadal się pojawiają a on sam jakoś szybko znika z ust nawet jak nic nie jem i nie mówię. Zużyję go, ale bez przyjemności, a szkoda...
Skład:
cera alba (beeswax, cire d'abeille), cocos nucifera (coconut) oil, helianthus annuus (sunflower) seed oil, mentha piperita (peppermint) oil, lanolin, tocopherol, rosmarinus officinalis (rosemary) leaf extract, glycine soja (soybean) oil, canola oil (huile de colza), limonene
Jaki balsam do ust polecacie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)