29 czerwca 2016

Filmowy wieczór z Żan

Hej!
Wiem, wiem, że obiecywałam, że teraz filmy będę robić tematycznie do aktora, ale no nie da się tak! Próbowałam, ale za dużo filmów ostatnio oglądam i to one wybijają się na pierwszy plan, to je Wam chcę przedstawić. A więc wracam do pierwowzoru, czyli wszystko co oglądałam ostatnio plus jakiś staroć, który zapadł mi w pamięć. Szykujcie popcorn!


Jestem do usług
http://www.filmweb.pl/film/Jestem+do+us%C5%82ug-2015-741740

Film tak dziwny, że nie wiem co mam o nim myśleć. Muszę przyznać, że ciężko go się oglądało, miałam ochotę przeskoczyć na koniec. Ale jednak porusza pewne istotne kwestie typu molestowanie dzieci i jak to wpływa na ich późniejsze życie... Pojawia się fanatyzm religijny, śmiertelne choroby...  Na filmwebie skatalogowany jest jako komedia, a dla mnie to jednak dramat. I mimo, że obejrzałam go na początku miesiąca nadal nie wiem co powinnam o nim napisać. Oceniłam go na 4/10. Was zostawiam z decyzją czy macie ochotę po niego sięgnąć.


Kingsman: Tajne służby
http://www.filmweb.pl/film/Kingsman%3A+Tajne+s%C5%82u%C5%BCby-2014-682272

Zacznę od tego, że bardzo lubię takie filmy, więc miejcie poprawkę na mój momentami zbyt duży entuzjazm ;). Co tu mamy? Agentów specjalnych, którzy faktycznie są dżentelmenami w pełnej krasie. Nie mylcie ich proszę z Bondem. To trochę inne, apolityczna liga działająca całkowicie w cieniu. O ich wyczynach nie przeczytamy w prasie, nie dowiemy się co zostało dzięki nim udaremnione i że dzięki nim żyjemy. Działają w cieniu, bez poklasku. Do tego dla nich bycie dżentelmenem to nie stan portfela ale ducha. Mamy tu też zderzenie światów, szkolenie i oczywiście zagrożenie dla całej planety w postaci genialnego Valentine'a (Samuel L. Jackson). Niby klasycznie, ale jest zupełnie inaczej! Dużą zasługę mają tu aktorzy - świetny Colin Firth, który wręcz idealnie pasuje do takiej roli - słuchanie jego nienagannego akcentu i oglądanie tego jak walczy - mieszanka idealna. Taron Egerton z kolei bardzo przyjemnie pokazał przemianę swojego bohatera. Mało? A co powiecie na niesamowite gadżety, które agenci mają do swojej dyspozycji? Od zawsze byłam fanką takich wynalazków... Nie będę już Was dłużej zanudzać swoją pisaniną, po prostu zobaczcie!

Alicja po drugiej stronie lustra
http://www.filmweb.pl/film/Alicja+po+drugiej+stronie+lustra-2016-690291

Ten film obejrzałam w wersji kinowej i zdecydowanie Wam właśnie ten sposób polecam. No co tu dużo mówić - robi wrażenie. Chociaż takiego wyścigu z Czasem się nie spodziewałam. Trochę razi (ale delikatnie) przerysowany Kapelusznik, on i tak jest charakterystyczną postacią, na prawdę nie trzeba było go jeszcze podrysowywać. Alicja jak zwykle wypadła bezbłędnie, uważam, że aktorka idealnie dobrana jest do tej roli. Kontynuacja Alicji W Krainie Czarów już nie jest tak mroczna, więcej z niej baśni, podchodzi pod kino familijne. Jednak nic tego nie zmienia faktu, że ogląda się to bardzo przyjemnie i nie żałuję pieniędzy wydanych na bilety. Czas spędziłam miło i Was też do tego zachęcam.


Red
http://www.filmweb.pl/film/Red-2010-484297

Wreszcie film, który widziałam dawno, dawno temu. Mieliśmy z W. darmowe bilety do kina i nic więcej nas nie zaciekawiło, więc właściwie wybór padł metoda eliminacji. I dobrze wybraliśmy bo uśmialiśmy się bardzo na seansie i wyszliśmy bardzo zadowoleni :). Film opowiada historię emerytowanych agentów specjalnych CIA, którzy zostają wrobieni zamach. Muszą się ratować, reaktywując swój stary zespół. No i cóż, jak to się mówi - stary ale jary! ;) Historia może błaha, ale obsada robi swoje: Freeman, Willis, Malkovich, Mirren - no dzieje się. Mamy tu mnóstwo ironicznego humoru, akcji i rozrywki. Nie jest to film, w którym ważna jest fabuła, za to ubawimy się na nim i miło spędzimy czas.
Wyszła też dwójka, ale one już nie jest tak dobra...


Deadpool 
http://www.filmweb.pl/film/Deadpool-2016-514675


A jeśli chodzi o ten film, to najlepiej przeczytajcie TĄ recenzję, ja nie potrafię tego tak ładnie i dosadnie opisać.

PS. Jak zwykle plakaty są odnośnikami do filmwebu ;)

28 czerwca 2016

Moje ulubione zastosowania olejków eterycznych

Muszę się Wam do czegoś przyznać, jestem olejkoholiczką, olejkoeterycznoholiczką w sumie... Nie jest to łatwy nałóg, ale da się z nim żyć bez strat dla otoczenia (stosunkowo). Uwielbiam mieć mnóstwo tych cudownych buteleczek, w których skrywa się cała esencja danej rośliny. Stosuję je ciągle, nieprzerwanie od kiedy po raz pierwszy się z nimi zetknęłam. Marzy mi się posiadanie każdego możliwego olejku eterycznego, niestety z moimi funduszami to trochę potrwa ;). Jednak nie chcę Was zanudzać swoją fascynacją nimi, chcę Wam pokazać jak bardzo są użyteczne i uświadomić, że warto je mieć w domu!

Oto moja mała gromadka:


Jak widzicie nie jest tego za wiele, jednak każdy z nich uwielbiam (no może poza ylang ylnagiem, dla którego jeszcze nie znalazłam sensownego zastosowanie ;)). Oczywiście w tym poście przedstawiam swoje, wypróbowane sposoby, jeśli chcecie i Wy ich spróbować musicie pamiętać o próbie uczuleniowej.

Lecę w kolejności najchętniej używanych:
LAWENDOWY (jedyny, którego można bezpiecznie bez rozcieńczania stosować na skórę)
Mój największy sprzymierzeniec w okresie letnim. Komary od niego uciekają! Kilka kropel na pościel wieczorem i śpię spokojnie, żadne ukąszenie mi nie straszne. Nie wspominając, że zasypiam wtedy bez problemu. A jakby jednak jakieś ukąszenie się pojawiło - lawenda świetnie znowu daje sobie z nim radę, wystarczy kropla, a ranka goi się szybko i nic nie swędzi.
Jest też świetnym sprzymierzeńcem zwierzaków, mieszam go z jałowcowym lub goździkowym w wodzie a potem gotowym sprayem spsikuję zwierzaki - następnie wyczesuję im sierść i wiem, że teraz są zabezpieczone przez kleszczami i pchłami.
Warto też pamiętać o lawendowym przy problemach skórnych (zwierzaków też). Kropla dodana do porcji szamponu - świetnie działa na skórę głowy - zmniejsza przetłuszczanie, poprawia ukrwienie (a co za tym idzie może przyspieszać wzrost włosów), pomaga w walce z łupieżem, z nadmierną suchością skóry głowy, działa przeciwbakteryjnie. 
Kropla do toniku i dbam o swoją cerę, bo lawenda ma również działanie zapobiegające starzeniu się skóry.
Jakby tego mało wykorzystuję jego właściwości antybakteryjne podczas sprzątania łazienki i kuchni. Wystarczy parę kropel do octu i wszystko jest czyste.

MIĘTOWY
Niezastąpiony w okresie przeziębień! Nic tak nie odtyka zatkanego nosa jak on. Ulga niesamowita, oddychanie pełną piersią znów jest możliwe - a wystarczy kropla do garnuszka z gotującą się wodą.
Na mnie mięta działa też niesamowicie relaksująco, bóle głowy znikają przy masażu skroni miętką zanurzoną w olejku bazowym. Przy mojej chorobie lokomocyjnej objawiającej się tylko w zatłoczonych pojazdach - zapach mięty uspokaja wrażliwy żołądek, szybko dochodzę do siebie i znów wystarczy kropla, którą np umieszczę na ubraniu przy twarzy.
To kolejny olejek, który chętnie wykorzystuję jako dodatek do szamponu - daje uczucie całkowitego oczyszczenia i odświeżenia. Stymuluje również krążenie, a więc znowu możemy się spodziewać szybszego porostu (zwłaszcza jeśli wykorzystamy go do wcierek).
Jest to olejek, który niesamowicie pobudza, warto stosować go rano by szybciej się obudzić, a także zwiększyć sprawność swojego umysłu :)


GOŹDZIKOWY
Czyli kolejny letni sprzymierzeniec. Nie ma dla mnie nic gorszego, niż muchy, które w lecie wszędzie się panoszą. Jest na nie prosty sposób - kilka kropel olejku goździkowego na obrusie sprawia, że żadna mucha nawet nie zbliża się do jedzenia. Działa równie dobrze na dworze i w domu.
To też kolejny pomocnik w walce z pchłami i kleszczami. Jego roztwór pomaga zarówno zwierzakom jak i ludziom. 
Jest on też świetnym dodatkiem do oliwki do masażu, przynosi ulgę w bólu.

GRAPEFRUITOWY
Mój ulubieniec do aromaterapii (ale w ten sposób stosuję wszystkie, więc ten temat pomijam w tym poście). Jest to kolejny olejek, który chętnie wykorzystuje w masażu - raz, świetnie pobudza, a jednocześnie ma działanie przeciwdepresyjne - dwa, działa przy celluicie, zwiększając jędrność skóry i zmniejszając pomarańczową skórkę.

POMARAŃCZOWY
Lubię się nim relaksować. Zaśnięcie dzięki temu olejkowi jest dużo łatwiejsze, uspokajam się i łatwiej jest mi zapanować nad swoimi emocjami.
To kolejny olejek, który pomaga mi w pielęgnacji skóry głowy. Działa on nawilżająco i odświeżająco


Z DRZEWA HERBACIANEGO
Ten gagatek z kolei świetnie spisuje się zarówno przy pielęgnacji twarzy jak i włosów. Jego silne działanie antybakteryjne i odkażające warto wykorzystać. Działa przeciwłupieżowo, niweluje przetłuszczanie się skóry głowy. Pomaga też przy zmianach skórnych - wystarczy kropla na wacik nasączony tonikiem i cera znów jest promienna i czysta. 
Obok lawendowego jest to kolejny skuteczny środek by szybko poradzić sobie z ukąszeniami owadów.

ROZMARYNOWY
Rozmaryn z kolei świetnie wspiera mnie w walce z wypadaniem włosów. Wzmacnia i pobudza cebulki, ma właściwości antybakteryjne i przeciwgrzybicze. 
Ułatwia też oddychanie w stanach przeziębienia i grypie.
Pomaga też mi zadbać o ładną cerę. Kropelka do toniku lub porcji żelu do mycia twarzy (uwaga na oczy) sprawia, że nie mam co narzekać na swoją twarz ;).

JAŁOWCOWY
Kolejny sprzymierzeniec zwierzaków i amatorów wędrówek po lasach - kleszcze go unikają.

ŚWIERKOWY i JODŁOWY
Dbam nimi o swoje płuca. Warto w okresie jesiennym robić nimi inhalację pomieszczeń, wzmacniają układ odpornościowy, łagodzą infekcje górnych dróg oddechowych. Poza tym uwielbiam jak dom pachnie mi lasem!


Jak widzicie sporo tego, a przecież opisałam zaledwie część zastosowań, do których można je wykorzystać. Cały czas odkrywam nowe zastosowania i coś czuję że mój -holizm szybko się nie skończy!

26 czerwca 2016

Namiastka Indii... Z hinduską pod prysznicem.

Tak, tak. Dobrze widzicie, nadal nie zakończyłam swoich romansów z mydłami świata. Zaczęło się wszystko od rozgrzanego do czerwoności Włocha Lorenza (klik), potem był romantycznych Hiszpan Esteban (klik), a teraz ONA - Sonam. Hinduska, która niewątpliwie zdominowała w tej chwili moją kabinę prysznicową...


To nie jest łatwa miłość, uwierzcie mi. Ale to nie Sonam temu winna, a świat, który odmawia nam wspólnych chwil rzucając kłody pod nogi - a to woda zimna, a to brak światła (łazienka bez okna), a to kolejka długa (ta wielopokoleniowa rodzina...). Same widzicie, że nie jest nam lekko, gdy tymczasem nam się marzy romans niczym w filmach Bollywood! W rytmach porywających do tańca, z dźwiękiem bransoletek w tle, z tańcem i śpiewem, z chwilami pełnymi wzruszenia! Ech..

Narzekam Wam, chociaż nie powinnam, bo mimo trudności było nam dobrze ze sobą. Sonam potrafiła zadbać o moja wymagającą skórę - miękką, puszystą pianą otulała moje ciało pozbywając się wszelkich zanieczyszczeń, przy czym nie wysuszając mnie na wiór. Nie pozostawiając po sobie żadnego osadu. Cudowny, orzeźwiający, delikatny cytrusowy zapach sprawiał, że upał nie był dla mnie tak straszny... 
Przy czym muszę dodać, że Sonam tak samo jak Esteban nie wymięka, trzyma fason do końca, nie ślimaczy się, nie 'ciapcioli'. A jej wygląd zewnętrzny powala! Jest niewątpliwą ozdobą łazienki. Żałuję tylko, że tak samo jak jej poprzednicy dość szybo znika, zmydla się szybko - a może to ja nie mam szczęścia do romansów?




Te ulotne chwile pod prysznicem, które miałyśmy tylko dla siebie uświadomiły mi jak bardzo będę tęsknić za mydłami tej marki. Mam nadzieję, że kiedyś powrócą!

23 czerwca 2016

Felicea - poznaj polską naturalną kolorówkę! (pomadka)

Hej!
Teraz Was będę nachodzić z tą marką - co poradzić, skoro od razu zaczęłam testowanie wszystkich produktów co kupiłam i na dodatek wszystkie przypadły mi do gustu? A ta szminka ma cudowny odcień! Codziennie mam ją na ustach i uwielbiam dzięki niej swoje odbicie w lustrze (:p). Na pewno wykupię jeszcze inne odcienie! Ale już nie przedłużając! oto ona:


Znów mamy bardzo proste, minimalistyczne opakowanie, które mnie ujmuje :). Oprócz tego na górnym wieczku na samym górze znajduje się okienko przez które możemy ocenić kolor (ja gapa oczywiście nie pokazałam tego na zdjęciach). Samo opakowanie działa bez zarzutu - nie otwiera się samo, wysuwa się bez problemu, dodatkowo nie ma żadnych śladów na nim - noszę cały czas przy sobie a nie ma ani jednej ryski, napisy nadal jak nowe.

Pomadka ma delikatny grejpfrutowy zapach, który czuć właściwie tylko przy aplikacji. Nie byłaby jednak sobą gdybym nie pokazała Wam jej składu:

olej rycynowy, uwodorniona mieszanina trójglicerydów oleju kokosowego, skwalan oliwy z oliwek, wosk pszczeli, wosk Candelilla, wosk Carnauba, masło shea, olej jojoba, uwodorniony olej roślinny, witamina E, mika, grejpfrutowy olejek eteryczny, pigment mineralny biały, pigment mineralny czerwony

(tak, tak - dobrze widzicie, jest bliźniaczo podobny do pomadki pielęgnacyjnej, a więc możecie się spodziewać podobnego działania!


Tym zdjęciem powyżej proszę się nie sugerować co do koloru, zupełnie inaczej wygląda na ustach co możecie ocenić na zdjęciach poniżej. Jednak najpierw chcę Wam powiedzieć co nieco o właściwościach tej pomadki! Tak jak wspominałam wcześniej pomadka ta ma właściwe takie samo działanie jak pomadka pielęgnacyjna tej samej firmy, tyle że oprócz tego zapewnia nam jeszcze kolor.
Czyli mamy zapewnione nawilżenie, zabezpieczenie, brak suchych skórek, wygładzenie i to wszystko jeszcze w kolorze! Ja jestem nią zachwycona, zwłaszcza, że nakładanie jej na usta jest bardzo przyjemne, szybkie i łatwe. Idealnie się rozsmarowuje, nie migruje, ściera się równomiernie a do tego jak na szminkę nawilżającą bardzo ładnie się trzyma na ustach - gdy nie jem jest to ok 4 godziny!


Starałam się zrobić jak najwięcej zdjęć by oddać kolor tej pomadki - mój numer to 24, czyli szary róż. Widać też wykończenie - delikatny, perłowy połysk. Usta wyglądają zdrowo, są podkreślone, to jest to co lubię!

Teraz się czaję na kolory takie jak: koral, rubin i różowy kwarc - KLIK
A cena? 29 zł. Jak dla mnie się po prostu opłaca :)



21 czerwca 2016

Eubiona - koniec z problemem przetłuszczającej się skóry głowy

Hej!
Piszę dla Was z samego rana bo dziś ciężki dzień przede mną... Mam do załatwienia masę spraw związanych z uczelnią i wybywam zaraz do Lublina... A właśnie! Bym zapomniała - w niedzielę byłam na TuTargu w Ogrodzie Saskim. Bardzo fajna inicjatywa, chociaż szkoda, że nie było więcej straganów. Na instagramie pokazywałam Wam wczoraj co kupiłam, żałuję że nie mogłam zrobić zdjęć na miejscu bo tablet mi się zawiesił, a aparatu z domu nie wzięłam. Wracają do targu - porozmawiałam sobie z wieloma osobami, dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, popróbowałam smakołyków, podyskutowałam o kosmetykach ;) Jestem szalenie zadowolona z tej wyprawy i szkoda, że tego typu wydarzenia odbywają się tak rzadko!

A teraz już może wrócę go głównego bohatera posta, czyli szamponu marki Eubiona.


Szampon znajduje się w butelce z otwarciem typu press - od razu powiem, że to takie sobie wyjście, ponieważ szampon jest dość gęsty, osobiście wolałabym większy otwór. Proste etykiety, jak dla mnie trochę takie nijakie, nie przyciągają zbytnio mojego spojrzenia. Znajdują się na nich wszystkie informacje + dodatkowa nalepka w języku polskim, która nie znika po kontakcie z wodą.

Jak już wspomniałam powyżej szampon ma żelową, gęstą konsystencję. Nie trzeba go dużo, ponieważ tworzy morze piany! Do tego piana ta ma genialny zapach - świeżość i słodkość w jednym. Uwielbiam go, jakbym wyszła od fryzjera! Na dodatek długo utrzymuje się na włosach, a wiecie jak to lubię!


Szampon ten to prawdziwy oczyszczacz. Żaden olej nie przeszkodzi mu w dokładnym doczyszczeniu skóry głowy i włosów na długości. A co najważniejsze - nie podrażnia, nie wysusza skóry głowy, nie plącze włosów za to daje świetne odbicie od nasady i działa tak jak producent obiecuje. Faktycznie wpływa na przetłuszczanie się skóry głowy - dzięki niemu moje włosy zaczęły wytrzymywać 3 dni bez mycia!

Skład:
water hydroalcoholic of nettle*, lauryl glucoside, nettle extract*, pomegranate extract*, gentle tenside, coco-glucoside, plant glycerin, ethyl alcohol, natural humectant sodium PCA, sea salt, natural humectant sodium lactate, milk acid, mix of esstential oils, limonene, linalool, citronellol


Podsumowując - jest to szampon, który świetnie spełnia swoje zadanie, do tego jest bardzo wydajny (w końcu wystarczy odrobina by pokryć pianą całe włosy, a dodatkowo myje dzięki niemu włosy rzadziej...), a cena przystępna - 24 zł (ja kupiłam TUTAJ).


Jestem ciekawa czy znacie produkty tej firmy?

19 czerwca 2016

Zadbane usta o zapachu mandarynki - Felicea

Hej!
Jestem w tym roku zawzięta na realizowanie własnych planów. Do tej pory często było tak, że mówiłam sobie, że muszę coś zrobić a potem wychodziło jak wychodziło... (czyli nie wychodziło). Ostatecznego kopa do realizowania własnych postanowień dała mi Ania (Ania Maluje). Żałuję, że tak późno poznałam jej bloga! Dziewczyna jest niesamowita, ale wiecie co zauważyłam? Wszystkie Anny jakie poznałam są świetne! W każdym bądź razie lektura jej tekstów dała mi trochę do myślenia i zmobilizowała do pewnych drobnych zmian dzięki którym czuję się po prostu lepiej. Kto więc jej nie zna, niech zagląda - tylko uwaga, jej posty wciągają! ;)

A co ma ten przydługi wstęp wspólnego z pomadką pielęgnacyjną firmy Felicea? Wbrew pozorom wiele. Kto mnie czyta na bieżąco zna moją listę kosmetycznych planów wakacyjnych. Marka ta jest jedną z tych, które bardzo chciałam poznać. I jak widzicie udaje mi się to!


Jak widzicie (i zobaczycie w pozostałych postach o produktach tej marki) Felicea stawia na prostotę. Białe opakowanie z nazwą firmy i zielonym listkiem, a także mini naklejką po drugiej stronie z informacją co to za produkt to wszystko co możemy zobaczyć. Plastik jest solidny, napisy się nie zdzierają, sztyft działa bez zarzutów a jego zawartość nie wypływa podczas upałów (ostatnio zostawiłam ją w samochodzie gdy były 34 stopnie i wszystko gra). Do tego przyjemny zapach mandarynki! Oprócz tej wersji zapachowej można wybrać miętową (męską) i grapefriutową z delikatnym różowym pigmentem (damską), ja zdecydowałam się na dziecięcą.


Jak widzicie do tej pory wszystko przedstawia się bardzo przyjemnie, a to jeszcze nie koniec! Mamy polską markę, kosmetyk naturalny z dobrym składem i niską cenę (9zł). Zresztą same spójrzcie na skład:
olej z nasion rącznika pospolitego (olej rycynowy), uwodorniona mieszanina monoglicerydów oleju kokosowego, skwalan z oliwy z oliwek, wosk pszczeli, wosk candelilla, wosk carnauba, masło shea, olej jojoba, uwodorniony olej roślinny, witamina E, mika, olejek eteryczny mandarynkowy, biały pigment mineralny

Każdy z tych produktów znalazł się w składzie z jakiegoś powodu. Olej z nasion rącznika pospolitego, odżywia i wygładza. Skwalan z oliwy z oliwek, naturalny emolient działa odżywczo i regenerująco. Olej Jojoba zmiękcza i tworzy warstwę lipidową. Zawarte w olejach roślinnych Niezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe (NNKT) tworzą barierę ochronną i regenerują naskórek, przeciwdziałają utracie wody, hamując w ten sposób procesy starzenia skóry.. Wosk Candelilla pielęgnuje, wygładza i natłuszcza. Wosk pszczeli znany jest ze swych właściwości regeneracyjnych i odżywczych. Witamina E działa kojąco i regenerująco, hamuje procesy starzenia skóry. Pomadki zawierają tylko naturalne barwniki.

Jest pięknie prawda? A jeszcze nawet nie dotarłam do tego jak fajnie ta pomadka działa...

No dobra już nie przeciągam! Pomadka ta doskonale pielęgnuje usta, daje długotrwałe uczucie nawilżenie, zapobiega suchym skórkom, usta są miękkie, każda szminka wygląda na nich fenomenalnie. Dodatkowo oprócz wyżej wymienionych pozytywów dochodzi jeszcze fakt, że pomadki tej na ustach nie czuję, jedynie jej cudowne działanie. Czyli nie ma klejenia, uczucia tłustości, za to delikatny, zdrowy blask. Cudowne uczucie! Ciekawa jestem bardzo jak będzie spisywała się w chłodniejszą aurę, mam nadzieję, że tak samo dobrze!

Znacie tą markę? Lubicie tak jak ja kupować polskie kosmetyki?

17 czerwca 2016

Nowości czerwca

Hej, hej!
Dziś pokażę Wam nowości nie tylko kosmetyczne :) Ciężki tydzień za mną i przygnębiający - oby teraz było lepiej! Plany są ambitne, zobaczymy co z tego wyjdzie. Ciesze się ogromnie, że udało mi się już zaplanować wakacje, zarezerwować domek i pewne przygotowania już poczynić (lubię wcześniej wszystko mieć ustalone - a wyjazd dopiero ostatni tydzień lipca).

To co? Zaczynamy od kosmetycznych?


Mydła Hagi - marzyłam o nich od dłuższego czasu. Wykorzystałam moment gdy był cały asortyment przeceniony od 20%. Pierwsze wrażenie cudowne! A ja już mogę wykreślić kolejną firmę, z mojej wakacyjnej listy (KLIK).

Na instagramie już pokazywałam, ale nie wypadałoby się nie pochwalić też na blogu - wygrana u Kamili:

Sama sobie zakupiłam olejek jałowcowy - dla ochrony przed kleszczami, kto mnie śledzi na insta wie, ze najpierw kupiłam rozmarynowy, bo nie zauważyłam, że taki pani mi podała mimo mojej prośby o jałowcowy ;)

Masło Kombo i poduszka w sówki to prezent od mojego W.

A teraz już nowości niekosmetyczne!
Nowe butki do biegania:

i cudowna spódnica kupiona w Biedronce:

Wygląda super na ciele, nie mnie się, pasuje zarówno do eleganckiej bluzki jak i podkoszulki. Uwielbiam! Fabryczna - to ta :D

Ale to nie wszystko, tylko zapomniałam zrobić zdjęcia butów trekkingowych i wygrałam kolejne rozdanie i poczyniłam małe zakupy. Jakiś taki ten czerwiem rozpustny ;)

14 czerwca 2016

Najel - mydło z olejem z czarnuszki

Aniu, przepraszam Cię, ale miłości do tego mydła chyba nikt mnie nie nauczy...

Doskonale zdaję sobie sprawę że mydło na bazie oliwy z oliwek z olejem laurowym jest szeroko znane w blogosferze. Pomogło nie jednej osobie pozbyć się nie doskonałości i zadbać o piękną cerę. U mnie ono jednak zachowuje się inaczej...


Mydło zapakowane w kartonik, następnie w czarny papier i dopiero wtedy pokazuje nam się kostka. W tym wypadku śliczna, okrągła, idealnie leży w dłoni i jest ozdobą mydelniczki. To co mnie zniechęca do mydeł Aleppo to niewątpliwie ich zapach, jakoś wyjątkowo mi nie pasuję. Ale nie kończy się na tym... Nie ważne jak bym się starała mydła te (nawet z dodatkiem mojego ukochanego oleju z czarnuszki) szczypią mnie w oczy. Miałam do tej pory kilka różnych 'stężeń' i zawsze kończyło się tak samo...


Mydła z Aleppo mogą używać dzieci i osoby ze skłonnościami do alergii. Mydła mają właściwości lecznicze, zabliźniające, nawilżające i ochronne. Doskonałe są więc dla osób z łuszczycą, trądzikiem, egzemą, atopią lub łupieżem.

SKŁADNIKI: SODIUM OLIVATE, SODIUM LAUDATE, AQUA, NIGELLA SATIVA SEED OIL, SODIUM HYDROXIDE.

Mimo pięknego składu, braku substancji zapachowych i konserwantów, mimo zapewnień o tym, że mydło to nadaje się nawet dla najwrażliwszej skóry moja cera reaguje na niego niezbyt miło... Otóż wszystko co zyskuję to koszmarne wysuszenie i chropowatą skórę. I nie pomógł nawet olej z czarnuszki, który to moja skóra całego ciała bardzo lubi i jest to mój wielki hit. No cóż... Chyba nie przeznaczone mi zachwycać się mydła mi aleppo ;).


Parę uwag technicznych: Mydło świetnie się pieni, ale musi mieć odpowiedni odpływ w mydelniczce no zaczyna się ślimaczyć. Dodatkowo trzeba pochwalić je za wydajność - ta mała kostka starcza na wieki!

Jestem ciekawa czy ktoś jeszcze oprócz mnie nie najlepiej reaguje na te mydła?


12 czerwca 2016

Coslys - naturaly tonik z ekstraktem z lilii

Hej!
Ale mam zapracowaną niedzielę od rana... Mam nadzieję, że później uda mi się trochę polenić. Teraz szybko wpadam z postem do Was, a czuje się niczym królewna bo założyłam moją super hiper nową spódnicę ;) Jak czasami niewiele potrzeba do szczęścia! A Was co dzisiaj uszczęśliwia? 

Jednak wracając do tematu... Tonik Coslys zakupiłam w sklepie Matique (KLIK). Asortyment tego miejsca mnie rozwala na łopatki, wszystko bym chciała! Cudowne mają tam marki, a na Coslys czaiłam się od bardzo dawna, miałam jak to zwykle ja problem od czego zacząć poznawanie tej firmy... Tu pomogła moja oszczędność w kosmetykach (nie mam żadnych zapasów) - skończył się tonik, więc potrzebny tonik! Jeej, sprawa rozwiązała się sama ;).


Tonik Coslyl z ekstraktem z lilii otrzymujemy w kartoniku o cudownym błękitnym kolorze... Zresztą buteleczka wykonana z białego plastiku też ma etykiety w tej barwie. Do tego prosta grafika kwiatu i mamy opakowanie prawie doskonałe. Prawie bo: butelka ma odkręcany korek - nie lubię tego bardzo, butelka jest nieprzezroczysta i na prawdę ciężko mi stwierdzić na jakim poziomie zużycia jestem... Polskie nalepki znajdziemy tylko na kartoniku, jako, ze go wyrzuciłam od razu po zdjęciach, przytoczę parę informacji o tym kosmetyku ze strony sklepu:

Składający się z 5 różnych wód kwiatowych, ten organiczny tonik usuwa resztki preparatów do demakijażu, jednocześnie tonując skórę i przywracając jej właściwy poziom ph. Wody z wiązówki błotej oraz chabra bławatka przynoszą ukojenie wrażliwej skórze. Woda kwiatowa z rumianku działa oczyszczająco, a woda z oczaru wirginijskiego działa ściągająco, zwężając pory. Woda z kwiatu pomarańczy zmiękcza skórę, a dodatek olejków (ze słodkich migdałów i drzewa różanego) działa regenerująco.

Coslys gwarantuje zawartość kompletnego i pełnego ekstraktu z lilii. Ekstrakt z lilii jest pozyskiwany metodą, która została opatentowana przez producenta Coslys, mającą na celu zachowanie najaktywniejszych właściwości rośliny:
- metoda ekstrakcji inspirowana przez podstawy fytotreapii. Poszanowanie dla rośliny - metoda ekstrakcji pozwalająca na zachowanie najbardziej "żywej" części rośliny.
- eko - ekstrakcja, nie zanieczyszczająca, pozbawiona chemii, z użyciem składników pochodzących od roślin
-bioekonomiczna inicjatywa, partnerstwo z lokalnymi firmami i stowarzyszeniami. Procesy ekstrakcji z roślin mają miejsce 30 km od laboratoriów Coslys.




Jak widzicie powyżej tonik ten już z opisu potrafi zrobić wrażenie! Skrywa w sobie prawdziwe dobroci, które niestety mnie nie oczarowały. Dla mnie ten tonik to po prostu tonik. Ładnie usuwa resztki makijażu, fajnie odświeżyć nim twarz z rana, tonizuje cerę po umyciu twarzy mydłem i faktycznie ściąga delikatnie pory. Ale no cóż, jakoś tak bez szału. Zapach też nie szczególnie mi przypadł do gustu - jest jakiś taki apteczny, to moje jedyne skojarzenie z nim. Nie czuję tych kwiatów. Nie czuję też specjalnego ukojenia gdy skórę podrażnię (czasami mam ochotę na eksperymenty). Więc, taki sobie tonik z pięknym składem, przeciętnym działaniem i ceną prawie 40 zł za 200 ml. 



I na zakończenie skład:

Nie mam ochoty do niego wracać jak już go wykończę, ale na pewno dam sszansę marce na oczarowanie mnie :)
Znacie tą markę? Mieliście może od nich jakiś kosmetyk?

10 czerwca 2016

Perfumy w olejku - zakosztuj podróży po świecie arabskich baśni

Hej Kochani!
Na instagramie zapytałam Was czy macie ochotę na wpis o perfumach w olejku, sprzeciwów nie było, a nawet parę komentarzy za, więc stworzyłam go dla Was! A tak serio - i tak bym go napisała, bo chciałam się pochwalić tymi moimi cudeńkami. Marzy mi się cała kolekcja perfum w olejku, ponieważ uważam, że są niesamowite. Wyróżnia je parę kwestii o których za chwilę opowiem, ale jedną od razu Wam zdradzę: to zapachy niczym z baśni, niespotykane, unikatowe, niejednoznaczne (moja natura marzycielki doskonale z nimi współpracuje).


Arabskie perfumy w olejku to przede wszystkim wysoka jakość i długotrwałość przy stosunkowo niskiej cenie (porównując do perfum dostępnych w drogeriach). To co mnie najbardziej w nich urzeka to naturalność - wytwarzane są z naturalnych esencji, nie zawierają alkoholu, nie podrażniają skóry. Dzięki olejowej bazie spokojnie mogę stosować je na całe ciało i włosy (uwielbiam jak mi pachną włosy). Bez problemu mogę też z nich korzystać w słoneczne dni, nie grozi mi przebarwienie skóry. Dodatkowo - wygodna aplikacja przez roll-on, mała szklana fiolka, którą mogę mieć zawsze przy sobie, niespotykane zapachy i piekielna wydajność (6ml starcza na wieki, zwłaszcza jak mamy parę zapachów). Bez problemu można je też wykorzystać jako dodatek do balsamu czy wylać odrobinę do kominka by aromatyzować powietrze - pamiętajmy jednak o umiarze, te zapachy są na prawdę skoncentrowane.

Co więcej? Zapachy są wyraziste, orientalne (ale nie wszystkie), wyczuwalne cały dzień (choć też zależy od zapachu). W zależności od miejsca aplikacji w różnym stopniu wychwytywane przez otoczenie. Olejki te nie pozostawiają tłustych plam ani na ciele, ani na ubraniach - bardzo szybko się wchłaniają utrzymując sam zapach.

Dzięki aplikatorowi z łatwością można wytaczać pachnące szlaki na ciele... Wyczuwalne dla otoczenia lub tylko jednej osoby, która jest blisko nas. Delikatny ruch za uchem jednym zapachem, który wyczuje tylko najbliższa mi osoba i mocniejsze zaznaczenie nadgarstków innym dostępnym dla całej reszty. Te perfumy są jak gra, nad którą mamy kontrolę. Pobudzają zmysły, zniewalają umysł, intrygują i zapadają w pamięć.


Chcę Wam przedstawić trzy zapachy, które obecnie są w mojej kolekcji. Zacznę od tego, którego pokochałam najbardziej - Zahrat Hawaii. Jest to zapach cudownie ciepły, letni przynoszący na myśl gorący piasek, morską wodę i mleczko kokosowe. Zapach słony i słodki jednocześnie. Odznacza się świeżością niczym morska bryza. Bardzo zmysłowy. 
Nuty zapachowe: kokos, woda morska, nuty kwiatowe, nuty ziemi

Ten zapach niewątpliwie sprawia, że czuję jakbym się z bajki urwała... Niczym arabska księżniczka zachwycam, uwodzę, jestem tajemnicza i nie daję o sobie zapomnieć. Hawaii rozpływa się po ciele otulając słodyczą by po chwili dać rześkość i pozostawić po sobie słony posmak. Niczym nocna kąpiel w rozgrzanych falach morskich. Nad głową migocze tysiące gwiazd, a ja tańczę po plaży, łagodny szum wody to wystarczająca muzyka... Elegancki, słodko - słony, zmysłowy - taki jest ten zapach. Uwielbiam go nosić, dodaje on dużo pewności siebie i to przez cały rok.
Wychwytywany jest też przez otoczenie, ale nie irytuje - mocniejszy niż green tea, słabszy niż jaśmin. Idealny.

Green Tea to silnie świeży, zielony zapach, stworzony z myślą o kobietach ceniących lekkość i przejrzystość zapachu: aromat zielonej herbaty przeplata się z zapachem świeżo skoszonej trawy, soku cytrynowego i kory brzozy. Zapach słoneczny jak lato, miękki jak wiosenny wiatr. Odrobina białego piżma dodaje zapachowi statyczności i sprawia, że długo z nami pozostaje.

Ten z całej mojej trójki jest zdecydowanie najdelikatniejszy. Nie da się z nim przesadzić. Jest niczym lekka, orzeźwiająca mgiełka w piękny dzień, niczym rosa na trawie w słoneczny, ciepły poranek, niczym woda cytrynowa popijana podczas bujania się na hamaku w sadzie... Ten świeży i mocno zielony zapach uwielbiam gdy muszę dużo biegać po mieście podczas gdy z nieba leje się żar. Daje mi on dużo energii i poczucia świeżości jakbym dopiero wyszła spod prysznica. Na mojej skórze dominuje zielona herbata z sokiem cytrynowym. Potem pojawia się nutka kory brzozy, na mnie świeżo skoszonej trawy nie uświadczysz, możliwe jednak, że na innej skórze tak by się rozwinął. Jak w opisie - jest to zapach bardzo przejrzysty, nie zaskakuje niczym a jednocześnie jest bardzo przyjemny i lubię go mieć przy sobie latem.


Jasmin to zapach w magiczny sposób przenoszący do Wiszących Ogrodów Semiramidy: upojna mieszanka silnego i soczystego jaśminu, doprawiona białym piżmem i białymi kwiatami odurza, pozwala zapomnieć o całym świecie. Nie pozostaje nic innego jak cieszyć się ta chwilą i wdychać ten piękny i radosny aromat.

Lubicie zapach jaśminu? Ja bardzo, chociaż nie mogę z nim przesadzić, bo może rozboleć mnie głowa. Z tymi perfumami muszę więc uważać, są najtrwalsze z całej trójki - spokojnie wytrzymują cały dzień, a następnego nadal czuć je z ubrań. Wystarczy odrobina by rozsiewać wokół siebie ten kwiatowy, niezapomniany zapach. Gdy zamknę oczy przenoszę się od razu do ogrodu całego wypełnionego tym białym kwieciem. W białej sukience, na bosaka z wiankiem na głowie odbywam spacer przy akompaniamencie trelu ptaków i bzyczenia pszczół. Nic nie jest w stanie zakłócić tej sielanki.
Kocham ten zapach wiosną i latem, w zimie mnie przytłacza swoją intensywnością. A do jesieni nijak nie pasuje, to kolejny zapach słońca.


Koszt każdego z nich: 22 zł w sklepie Yasmeen z którego pochodzą - KLIK

Znacie perfumy w olejku? Ja na pewno nie skończę na tej trójce, chcę mieć ich zdecydowanie więcej!