29 kwietnia 2014

Jestem mistrzem zużywania! ;)

Hej, hej, hej! ;)
Z racji tego, że dziś miesiąc kwiecień dobiegł końca pora na post denkowy!
Szaleję ostatnio z zużyciami. Nic nie otwieram dopóki nie skończę czegoś innego - wyjątek stanowią kremy do rąk, które mam wszędzie (dom, torebka, dom W.)

A więc oto moje zużycia!

Widzicie to szaleństwo? Aż mi się w siatce nie mieściło :)

Kategoria: WŁOSY

2 oleje! 2! ha, takie szczęście! jeszcze 2 i będę mogła kupić inne... ;) Vatika (uwielbiam jej zapach) i sezam (pachnie spalenizną, ale dobrze mi młodzież ogarniał, przynajmniej przez jakiś czas...)
miniaturka Batiste dobrze mi służyła, z trzech które wygrałam ten zapach najbardziej mi się spodobał, całkiem możliwe że kiedyś kupię ponownie
2 kallosy - COLOR bardzo przyjemny, Vanilla już mniej, o obu już pisałam TU i TU
odleweczki i ich recenzje znajdziecie w TYM poście
aktywator wzrostu, który zrobił na mnie ogromne wrażenie - TUTAJ znajdziecie jego recenzję
woda demineralizowana, która służyła mi do przygotowywania mgiełek nawilżających pod olej

Kategoria: TWARZ

Kremik Derma ECO na prawdę cudowny, teraz mam gorszy i jeszcze bardziej doceniam co ten robił z moją twarzą - cudowna miękkość, nawilżenie, brak zapychania, skóra widocznie odżywiona... ech, już tęsknie! TUTAJ macie recenzję
Micel, który bardzo, ale to bardzo polubiłam, na szczęście mam jeszcze jego miniaturke :) Dermerdic Hydrain3Hialuro opisywałam Wam TU
BB od INGRID był ok, ale im dłużej go miałam tym gorzej działał - w TYM poście recenzja
płatki kosmetyczne i próbek garść a do tego maseczki - TU I TU znajdziecie ich recenzje

Kategoria: CIAŁO

3 kremy do rąk wykończyłam! takie szaleństwo :). ISANA to hit na zimowe miesiące, jest po prostu niezastąpiona - klik do recenzji- Tołpa, jak zawsze mnie w sobie rozkochała, pisałam Wam o nim niedawno TUTAJ, BingoSpa pokochałam najbardziej za zapach, był ze mną bardzo długo ten krem, TU pełna recenzja
Cudowny olejek do kąpieli od Farmony - te olejki, zaprawdę, powiadam Wam są nieziemskie - Tutaj recenzja
Dalej dwie próbeczki kosmetyków które stworzył mój W. kremik był świetny do stóp, za to olejek kąpielowy pachniał miętą
cała masa próbeczek, które niczym mnie nie zachęciły
Balsam DeBa, nad którym rozwodziłam się Wam w TYM poście
krem do stóp od Clareny - był cudowny! stópki były gładziutkie i milutkie w dotyku
i jeszcze kosmetyki kąpielowe: sól (całkiem niezła) i kula do kąpieli, o której Wam jeszcze opowiem bo była super!na zdjęciu zabrakło jeszcze koncentratu drenującego od Tołpy, o którym opowiadałam Wam TU

Kategoria: INNE

GOJA - swoją drogą pyszna jest, perfumki zrobione przez W. i suplementy
Acerola pomogła mi uchronić się przed chorobą gdy wszyscy w domu chorowali :)

I to by było na tyle! Zasłużyłam na owacje na stojąco ;)
Jak tam Wasze denka?

28 kwietnia 2014

Kwiecień w zdjęciach

Hej!
Kolejny miesiąc już właściwie za nami. Pragnę się pochwalić, że już prawie wszystko mam pozaliczane i spokojnie mogę zaczynać praktyki, a potem egzaminy, obrona licencjatu, egzaminy zawodowe...
Coś czuję, że następne miesiące zlecą mi równie szybko jak ten...
By jednak jakoś udokumentować te chwile noszę ze sobą aparat, a więc zapraszam Was na kolejną odsłonę miesiąca w zdjęciach ;)


1. pachnąco z craft'n'beauty - wosk czekoladowy - pychotka ;)
2. storczyk u tżeta w pokoju
3. w tym miesiącu dobrałam sobie mniej przyjemne lektury...
4. pyszne ciasto z wiśniami i kruszonką <3 znikło zaraz po tym jak wyjęłam z piekarnika


5. wiosna! w takich chwilach cieszę się, że nie jestem alergikiem! :)
6. pocztówkowe drzwi, postanowiłam wreszcie wykorzystać pocztówki z postcrosingu
7. Tu stolik już skręcony (As to dla ciebie ;)) - czyli moje małe centrum dowodzenia
8. Olejek pomarańczowy <3 - TUTAJ Wam o nim pisałam


 9. mówiła, że mało pozytywne książki w tym miesiącu czytałam..
10.  hiacynt od W. - cały pokój mi przez tydzień pachniał *.*
11. Pachnąco znów ;)
12. Acerolką się wspomagałam by nie zachorować gdy cała rodzina łaziła z chusteczkami... Dała rade!


13. Odjechane filcowanie - czyli mój słodki brelok!
14. Zakupy lidlowe - dwie pary spodni po 40 zł, mięta (kto nazwał tak ten kolor?) i szaro-beżowo-białe w kwiaty
15,16. Fryzurka na opaskę i loczki po niej


17. Licencjat sam się nie napisze...niestety :(
18. szafirki!
19. moje brzydkie skórki :(
20. śniadanie mistrza xd


21.  święta = ciasto!
22. palemka!
23. kartka świąteczna od Agi, dziękuje raz jeszcze! :*
24. przesyłka od Oli, a niej: cała masa próbek! i odlewki lusha *.*


25. próbujemy nowe pasty! M. wspominała że dobra, więc kupiłam :)
26. wielka odlewka kallosa latte w podziękowaniu za wszystkie odlewki które otrzymała ode mnie koleżanka ze studiów
27. ona jest pyszna! tylko trzeba uważać by się nie zmulić ;)
28. Tak stwierdziłam, że większość swojego życia studenckiego spędzam w samochodzie. codzienne dojazdy to zło! przerwy w zajęciach gdy nie opłaca ci się wracać do domu to zło! ;)


29, 30, 31. Wiosna wokół szpitala! :)
32. nudzi ci się? to może by tak porobić zdjęcia kremu na bloga na parkingu? ;)

A jak Wam minął ten miesiąc? :)

27 kwietnia 2014

Tołpa - drenujący koncentrat antycelluitowy

Hej, hej, hej!
Od wczoraj cieszę się jak głupia - kto zgadnie co jest tego przyczyną? :)
No dobra, nie będę taka, powiem Wam - wczoraj mój blog pojawił się w zestawieniu miejsc wartych odwiedzenia u Aswertyny. Taką miałam minę -> :o
a potem zaczęłam się cieszyć i tak się cieszę cały czas xd Tyyyle szczęścia!
Na prawdę nigdy bym nie pomyślała, że mój blog zostanie wyróżniony w tego typu zestawieniu, i to jeszcze w tak szanownym gronie! Tak więc szok i zaciesz, ale żeby już nie przedłużać zapraszam na recenzje!

Dziś na celowniku mam drenujący koncentrat antycelluitowy do stosowania na noc od Tołpy. Oto on:


Na prawdę nie potrafię się przyczepić o opakowania jeśli chodzi o tą firmę. Jak dla mnie zawsze wszystko gra. Jest estetycznie i ogólnie miło dla oka.
W tym produkcie mamy do czynienia z przezroczystą, plastikową buteleczką ze spryskiwaczem o pojemności 75 ml.
Na początku myślałam: żart jakieś? tak mało? to mi na tydzień starczy tylko!
wystarczyło na trzy... ;)

Płyn ma herbaciany/bursztynowy kolor i pachnie dość intensywnie, specyficznie dość, nie każdemu może pasować, dla mnie jest to zapach pobudzający. Spodobał mi się po 3 użyciach :).

Muszę jeszcze pochwalić pompkę - działa bez zarzutu! Nie zacina się, nie chodzi za ciężko, ładnie rozpryskuje preparat. Można zrobić dobry aplikator? Można! (jak się chce, więc dlaczego tyle firm ma z tym taki problem??)


Kosmetyk ten dzięki takiemu opakowaniu aplikuje się bardzo sprawnie i przyjemnie - raz dwa i po sprawie. Nawet jak czasami zapomniałam go użyć, to wstawałam (tak, tak! zeszłam z łózka mimo, że już się położyłam spać) bo wiedziałam, że potrwa to tylko chwile, a chciałam być dobrą blogerką i systematycznie wcierać ten koncentrat -> taaka dumna jestem, że się udało ;)

Skład:

Trochę informacji:


I przejdźmy do najważniejszego - działanie!
Zmierzyłam się nawet dla Was i specjalnie przez te 3 tygodnie nie ćwiczyłam (TYLKO dla Was to robię xd)
co mi dał ten koncentrat? 0,5 cm mniej w obwodzie uda. To był szok szczerze mówiąc, myślałam, że nie zmieni się NIC, a tu proszę, jakiś efekt jest!
Co poza tym? Ano nic... Z bólem na sercu muszę przyznać, że nie zauważyłam żadnego ujędrnienia czy wygładzenia skóry. (smuteczek)
Muszę jednak przyznać, że preparat jako tako dbał o skórę bo nie czułam potrzeby używania balsamu dodatkowo.

I to by było na tyle...

A nie! przepraszam! ale ze mnie gapa... Zapomniałam Wam powiedzieć, że preparat na początku po aplikacji trochę się klei, szybko to znika, ale na początku dyskomfort jest.

za 200 ml w sklepie tołpy zapłacimy 67 zł bez grosza w sklepie Tołpy, a na merlin.pl znalazłam go za 50 zł
(uwaga! ja mam wersje 75 ml, nie znalazłam takiej więc dlatego podałam cenę za 200)

I teraz już na poważnie, to koniec. Jestem ciekawa czy miałyście do czynienia z tym preparatem?

26 kwietnia 2014

Glam Shine Fresh

Hej! Już weekend! Ale ten czas szybko leci...
Dawno nie było u mnie nic z kolorówki, więc postawiłam na błyszczyk, który znalazł się w grudniowym shinyboxie, który ja kupiłam w marcu xd

oto on:

Trochę już porysowany bo od razu trafił do torebki...
Oprócz tych rysek, opakowanie mi się podoba, jest małe, przez co wszędzie mi się mieści i jest szansa że kiedyś go zużyje, elegancko wygląda dopóki nie zaczyna się ścierać, widać ile błyszczyku zostało, a dzięki pomarańczowemu - całość wygląda tak 'świeżo'.

Mój błyszczyk (ale zdaje mi się że wszystkie były takie same) ma nr 187 i nazywa się AQUA MANDARIN- jak dla mnie idealny opis błyszczyka. Na ustach kolor jest tylko delikatnie podbity pomarańczą, trzeba się przyjrzeć, Ogólnie rzecz biorąc wygląda bardzo naturalnie.


Musze pochwalić aplikator, który posiada taki otworek, dzięki czemu nabieramy idealną ilość produktu by pokryć całe usta.

Same zobaczcie:

Zawiodłam się jeśli chodzi o zapach, miałam nadzieję na nutkę cytrusową, a tu pachnie tak typowo kosmetycznie... Chociaż czasami mi się wydaje, że jednak coś mi zalatuje mandarynką - ale znając mnie to wyobraźnia, bo wrażenie szybko znika ;)


Błyszczyk ten - uwaga!- nabłyszcza usta ;) Ja wiem, jesteście w szoku. Daje ona na prawdę efekt mokrych, błyszczących ust. Bardzo kusząco :). Przy czym nie jest on jakiś bardzo lepki - wiadomo włosy się przyczepią, ale nie odczuwam dyskomfortu gdy mam go na ustach, wargi nie przyklejają się do siebie.
Trwałość jest zadowalająca, jak nie jem wytrzymuje parę godzin.
Nie wysusza ust, ale też nie zauważyłam nawilżenia, za to dzięki jego formule suche skórki się gdzieś ukrywają i zupełnie ich nie widać.

Przekonałyście mnie - oto zdjęcie na ustach:


Podsumowując, polubiłam ten błyszczyk. Jest fajny 'na szybko', noszę go ze sobą i często po niego sięgam.

Miałyście może? Jak u Was się spisał?


24 kwietnia 2014

5 maseczek SOS od Eveline

Hej!
Piękny mamy dzień, prawda? :)
Dziś powrót na uczelnie na tydzień, a później praktyki! Wreszcie będę miała okazję popracować trochę z pacjentami i będę miała też więcej czasu dla Was, cieszycie się? ;)

Postanowiłam też dużo lepiej zadbać o siebie, strasznie zaniedbałam ćwiczenia w ostatnim czasie - pora to zmienić!

Ale nie o tym miało być dzisiaj!
Przez ostatni czas, miałam okazję przetestować 5 maseczek od Eveline. Są to nowości i niestety wiele trzeba w nich poprawić. Ale nie wybiegajmy na przód...

Oto cała piątka:

Saszetki są bardzo ładne jeśli chodzi o grafikę, ale mają jedną podstawową wadę - strasznie ciężko je otworzyć! A jak ma się mokre ręce to jest to właściwie niemożliwe... Za każdym razem muszę posiłkować się nożyczkami! Przydałoby się to poprawić...


A teraz pora by przedstawić je Wam po kolei:
1. SOS dla bardzo suchej skóry
    Pro-regenerująca maseczka żelowa do twarzy, szyi i dekoltu


Od producenta:

Moja opinia:
Maseczka tak jak obiecuje producent ma żelową konsystencję i bardzo łatwo się ją rozprowadza. Ja wyczuwam bardzo delikatny zapach, który momentalnie się ulatnia.
Maseczki w opakowaniu jest idealna ilość dla twarzy i szyi (na dekolt nie kładłam)
Podczas gdy miałam maseczkę na twarzy nic mnie nie szczypało, ani nie pojawiły się żadne nieporządane efekty.
Po 15 minutach gdy przystąpiłam do ścierania jej okazało się, że nie da się zrobić to w taki sposób jak zaleca producent. Zużyłam 5 płatków, a nadal byłam cała w żelu... Wzięłam więc chusteczkę, jedną, drugą, trzecią, jakoś poradziłam sobie z sytuacją. Jednak moja skóra nadał była jakaś taka 'oblepiona'... Myślałam tak ma być i poszłam tak spać. Rano twarz była jak nasylikonowana... Okropne uczucie! Umyłam twarz żelem i wreszcie poczułam się świeżo.
Maseczka ta na szczęście nie zapchała mnie ani nie podrażniła. Jednak oprócz niekomfortowego uczucia nie dała mi nic. Twarz nie była ani nawilżona ani zregenerowana.
Na pewno do niej nie wrócę.

2. SOS odnowa komórkowa
    Odmładzająca maseczka z diamentami i 24k złotem


Od producenta:

Moja opinia:
Ta maseczka jest dla mnie najprzyjemniejsza w obyciu. Nie dość że pięknie wygląda - złoty, mieniący się żel (na twarzy nie wygląda już tak pięknie, bo jesteśmy żółci xd), to jeszcze przyjemnie pachnie - dla mnie jak vibovit na sucho (kto zjadał w ten sposób to wie o co chodzi ;))
Maseczka zasycha na skórze, a więc by ją zmyć musimy zmoczyć twarz, a więc sposób na zmycie wacikiem znów odpada.
Skóra po tej maseczce nie jest jak dla mnie nawilżona, brakuje mi tego. Jest za to bardzo ładnie wygładzona, wygląda świeżo. I tak właściwie jest to tyle co mogę powiedzieć po jednym użyciu, jednak na pewno wrócę do tej maseczki kiedyś, bo moment kiedy trzymam ją na twarzy jest bardzo przyjemny!

Konsystencja:


3. SOS na poprawę struktury skóry
    Chłodząca maseczka przeciwzmarszczkowa do twarzy, szyi i dekoltu


Od producenta:

Moja opinia:
Maseczka ma konsystencję gęstego kremu o przyjemnym i delikatnym zapachu, który utrzymuje się przez cały czas aplikacji. Z łatwością rozprowadza się ją po twarzy i szyi (znów nie nakładałam na dekolt) i jest jej odpowiednia ilość.
Producent zapewnia o chłodzeniu - faktycznie występuje, jest jednak bardzo delikatne.
Po 15 minutach znowu miałam problem ze zmyciem, wacikiem nie szło, chusteczką tak samo, co się dało zmyłam wodą a resztę wilgotnym ręcznikiem...
Za to przynajmniej efekt był tego wart. Skóra twarzy i szyi była wygładzona i nawilżona. Chciało jej się dotykać bo były mięciutka i taka elastyczna. Faktycznie zaobserwowałam lekki lifting, który nie utrzymał się długo, ale całkiem możliwe, że przy dłuższym stosowaniu coś by z tego wynikło.
Jest to maseczka, do której z chęcią powrócę.

4. SOS na zaskórniki i przebarwienia
    Rozgrzewająca maseczka oczyszczająca do twarzy, szyi i dekoltu


Od producenta:

Moja opinia:
Ta maseczka ma najgorszą konsystencje ze wszystkich. Jest taka 'tępa', ciężko się rozprowadza, ma grudki, przypomina mi źle rozrobioną glinkę... Wystarczyło mi jej tylko na twarz. Nie było mowy o wykonaniu jakiegokolwiek masażu bo byłoby to skrajnie nie przyjemne uczucie, jakby jakimś druciakiem trzeć twarz.
Maseczkę też nieprzyjemnie się zmywało... Ja nie poczułam, żadnego działania rozgrzewającego.
Na szczęście obyło się bez podrażnienia, jednak nie zauważyłam po niej żadnego oczyszczenia czy zwężenia porów. Rozumiem, że wygładzenie miało przyjść poprzez ten masaż i te grudki, które miały służyć jako peeling, ja ponieważ nie wykonałam tej części zabiegu, nie zauważyłam i tego. Jedyne z czym mogę się zgodzić to wyrównanie kolorytu - chwilowe. Może byłoby lepsze gdyby stosować tą maseczkę częściej, ja jednak przez jej konsystencje nie zamierzam tego uczynić.

Tutaj macie zdjęcie konsystencji:


5. SOS na głebokie zmarszczki i linie mimiczne
    Kolagenowa maseczka liftingująca do twarzy, szyi i dekoltu


Od producenta:


Moja opinia:
Kolejna maseczka z kremową konsystencją o nienachalnym zapachu, który szybko się ulatnia.
Bez problemu się ją rozprowadzało, ale wcale nie było łatwo ją zmyć chusteczką czy wacikiem. Ja najpierw delikatnie moczyłam wacik, dopiero wtedy ją zmywałam - ta metoda spisała się znakomicie.
Twarz po aplikacji nie była podrażniona, za to zauważalnie nawilżona. I w sumie to tyle. Więcej oznak, że właśnie zmyłam maseczkę nie było...

Podsumowując, jak widzicie maseczki te niezbyt przypadły mi do gustu. Jak dla mnie firma powinna nad nimi jeszcze popracować.
A może Wy używałyście którąś? Jakie jest Wasze zdanie?


22 kwietnia 2014

Maroko - Khol

Hej!
Dzisiaj zajmiemy się uwodzicielskim spojrzeniem, co Wy na to? :)


Na spotkaniach blogerek w Warszawie i w Lublinie miałam okazję zapoznać się z produktami z Maroko Sklep. Dzięki pani Renacie, która jest żywą reklamą prezentowanych przez nią produktów, dowiedziałam się wiele ciekawostek, którymi chce się z Wami podzielić.
Postanowiłam tą serię postów nazwać  Maroko - mam nadzieję, że Wam to pasuje.

Na pierwszy ogień idzie khol, który to zaciekawił mnie chyba najbardziej, zwłaszcza, ze o nim wiedziałam najmniej, a efekty daje od pierwszego użycia.

Oto mój egzemplarz:

Pora na parę informacji od producenta:
  • Kohl jest to czarny proszek ukryty w buteleczce. Oprócz walorów estetycznych, ich wynalazek służy także zdrowiu oczu - podobno pomocny w wielu chorobach oczu takich jak zapalenie spojówek czy zaczerwienieniu, wybiela on białko oka - cieniutkie nerwy znikają, co sprawia, że oko staje się czystsze, bardziej przejrzyste i atrakcyjniejsze, pięknie kontrastując z tęczówką.
  • Daje makijaż intensywny i wyraźny w porównaniu ze zwykłą kredką. Stosowanie kholu wymaga cierpliwości i wprawy. Lekkie drobinki pyłku często usypują się pod powiekę przy nieumiejętnym nakładaniu i trudno się ich pozbyć bo przy potarciu palcem rozmywają się tworząc nieeleganckie plamy. Dlatego też, warto stosować go jako pierwszy element makijażu, by powstałe potem ewentualne niedoskonałości przemyć i zlikwidować.
  • Kohl utrzymuje się bardzo długo – nawet do 24h.
  • Zalety: piękny efekt orientalnego makijażu, wybiela białko oka, wydajny.
KHOL NATURALNY nie zawiera ołowiu


Podkreślone jest, że khol nie zawiera ołowiu, ponieważ niektóre tego typu produkty dostępne na rynku go zawierają i lepiej ich unikać...
Oprócz proszku, możemy znaleźć khol w kredkach.


Zestaw składa się z plastikowego słoiczka z proszkiem, drewnianej szpatułki do nakładania i drewnianego pojemniczka do którego możemy wsypać khol i mieć go zawsze przy sobie.
Ja jak na razie korzystam z niego tylko w domu, więc nie przesypywałam, ale na pewno skorzystam z takiej możliwości podczas podróży wakacyjnych.


Co ciekawe nie uczyłam się długo używania kholu, podczas gdy moje próby używania kredek dość szybko kończyły się fiaskiem... Najtrudniej było mi opanować drżenie dłoni - ale teraz czuje się jak mistrz xd.
Khol niesamowicie podkreśla spojrzenie, sprawia że białka wydają się bielsze, tęczówka jest podkreślona.
Używam go na górną i dolną linię wodną, ale także jako eyeliner, który delikatnie rozcieram.
Jednak trzeba pamiętać, że to proszek, który potrafi się obsypywać, więc warto posłuchać producenta i zacząć makijaż od nałożenia kholu.
Przyznaję się, że zdarzyło mi się zapomnieć o tuszu po użyciu kholu bo oczy były tak już podkreślone, że nie zwróciłam uwagi na jego brak ;)

Nie stosuję go jednak tylko do makijażu. Khol pomaga moim oczom gdy potrzebuje długo posiedzieć przed komputerem - z nim staje się to możliwe, nic mnie nie piecze tak jak wtedy gdy się nim nie pomaluje.
Gdy moje oczy z jakiegoś powodu są czerwone i podrażnione używam kholu by sobie z tym poradzić - to na prawdę działa!
Moja mama pracuje przy komputerze i nie może mieć podkreślonych oczu, a więc aplikuje go jej na noc i zauważyła dużą poprawę, przede wszystkim teraz pod koniec dnia jej oczy nie są już tak czerwone i suche, nie pieką ja tak bardzo jak wcześniej.

A co do trwałości... u mnie z tym bywa różnie i nie wiem od czego to zależy, raz mi się trzyma cały dzień, a raz pół. Badam to zjawisko i na pewno kiedyś uzupełnię ten post jak już znajdę przyczynę odpowiedzialną za taki stan rzeczy.


Miałyście kiedyś do czynienia z kholem?



Dermedic - maseczka aktywnie peelingująca

Hej wszystkim!
Co powiecie na recenzję maseczki?

Dzisiejszym bohaterem dnia jest Maseczka aktywnie peelingująca od Dermedic. Oto ona:


Wiem, że niektóre z Was nie przepadają za saszetkami, ja jednak uważam, że to niezwykle wygodna forma. Szkoda tylko, że producenci nie robią i saszetek i większych opakowań...

Grafika jest prosta i taka 'czysta' - podoba mi się to, dobrze się mi kojarzy.
Saszetkę łatwo się otwiera, nie miałam z tym problemu nawet jak miałam mokre ręce.


Maseczka bardzo dobrze się rozprowadza po twarzy. Porcja saszetki spokojnie wystarcza na rozsmarowanie jej po twarzy i szyi. Zapach jak dla mnie jest prawie niewyczuwalny i szybko znika.
Gdy miałam maseczkę na twarzy po raz pierwszy nie odczułam żadnego pieczenia/szczypania. Pojawiło się ono dopiero za drugim razem, nie przejęłam się tym jednak, ponieważ producent zapowiedział, że tak miało być. Maseczkę jednak zmywałam wodą a nie płatkiem, ponieważ taka forma była dla mnie łatwiejsza.
Co otrzymałam po 20 min z maseczką? Cudownie gładką i niepodrażnioną twarz(nawet moje delikatne policzki nie ucierpiały). Maseczka zadziałała na mojej twarzy tak jak soda (peeling enzymatyczny dostępny w naszej kuchni).
Krem nałożony na tak przygotowaną twarz wchłonął się błyskawicznie i co ciekawe pozostawił zmatowioną twarz mimo że normalnie aż tak się nie wchłaniał - trochę jednak się świeciłam po nim.

Uważam, że maseczka ta jest warta przetestowania, bo na prawdę dobrze oczyszcza skórę.

Miałyście ją może?



19 kwietnia 2014

Włosy w kwietniu

Hej!
Ale zagapiłam się z aktualizacją w tym miesiącu... Zupełnie jakoś wyleciała mi z głowy... Ale opamiętałam się w porę i dzisiaj przedstawiam Wam aktualny wygląd moich włosów:



a tak wyglądają jak się położę z mokrymi spać:

Nie pytajcie mnie o kolor bo całkowicie go nie ogarniam...
Mam w planach kupno henny, ale zobaczymy co z tego wyjdzie..

W tym miesiącu jest ubogo w olejowanie - jakoś nie mam do tego głowy. Masko też rzadziej kładę...
Obiecuję jednak poprawę :)