Hej!
Dziś przybywam z postem bardziej prywatnym... Pełnym drobniejszych i większych przemyśleń. A wszystko to opiera się w jakimś stopniu na blogowaniu. I to na jego pozytywnych aspektach!
Bo wiecie, ten blog jest dla mnie taka odskocznią, przyjemną przerwą w ciągu dnia, mogę wreszcie wygadać się o kosmetykach, coś nawet komuś doradzić... To taki czas dla mnie, i dla Was jeśli dzięki mnie poznacie coś fajnego...
Ale to tylko namiastka tego co daje mi blogowanie! Zakładając bloga zyskałam o wiele więcej - poznałam całą masę fantastycznych ludzi! Z jednymi łączą mnie bliższe, z niektórymi dalsze więzi, ale nadal wszyscy są mi w jakimś stopniu bliscy.
Są też osoby, z którymi znajomość rozpoczęła się niespodziewanie, i szybko okazała się wspaniała.
Jedną z takich osób jest Ania :**
Często Wam o niej wspominałam, w końcu to największa znana mi naturalna kusicielka ;)
Nasza znajomość internetowa trwa rok, a teraz poznałyśmy się na żywo ;) W warunkach ekstremalnych na dodatek - 5 dni w tygodniu x2, w chorobie, w upale, deszczu i z wszelkimi możliwymi przeciwnościami losu ;)
I wiecie co? To był wspaniale spędzony czas! Żałuję, że zleciało nam to tak szybko!
Ania jest cudowną osobą, przygarnęła mnie do siebie na tak długo, mimo tego, że to było nasze pierwsze spotkanie, dała dach nad głową i jeszcze ochronę (Arika to pies bojowy, nie dajcie się zwieść) ;)
Mimo tego, ze obie wracałyśmy wymęczone zawsze miło się nam rozmawiało, a czasem też milczało.
Rozumiemy się bez słów czasami - taki kapelusz ;) - chciałabym Wam wytłumaczyć, ale powstałyby tu referaty zamiast wpisu.
A! No i dowiedziałam się na koniec, że co ja wiem o czekaniu, skoro nie zamawiałam nic z iherba ;)
I jeszcze, że jak się nie skończy robić NIC to trzeba to dokończyć następnego dnia... I wiele, wiele innych ciekawych rzeczy ;)
Okazało się, że w tej niezbyt lubianej przeze mnie Warszawie jest jedno miejsce do którego bardzo chętnie będę wracać, Aniu, dziękuję Ci za wszystko! :**
I jeszcze parę słów na koniec...
Ania pokazała przetwory u siebie, które dostała ode mnie, chciałam powiedzieć, że ja od niej też przywiozłam słoiki ;) Odwrotnie niż część mieszkańców stolicy - ze słoikami wracałam ;)
Ania robi pyszności, na które ja bym nie wpadła. Wiecie jak cudowny jest dżem gruszkowo - rozmarynowy? Albo truskawki na ostro z chili i pieprzem? O boniu, niebo w gębie!
I jeszcze ten murzynek! Pychota!
Wróciłam z Warszawy cięższa o chyba 3 kg ;)
Dziś przybywam z postem bardziej prywatnym... Pełnym drobniejszych i większych przemyśleń. A wszystko to opiera się w jakimś stopniu na blogowaniu. I to na jego pozytywnych aspektach!
Bo wiecie, ten blog jest dla mnie taka odskocznią, przyjemną przerwą w ciągu dnia, mogę wreszcie wygadać się o kosmetykach, coś nawet komuś doradzić... To taki czas dla mnie, i dla Was jeśli dzięki mnie poznacie coś fajnego...
Ale to tylko namiastka tego co daje mi blogowanie! Zakładając bloga zyskałam o wiele więcej - poznałam całą masę fantastycznych ludzi! Z jednymi łączą mnie bliższe, z niektórymi dalsze więzi, ale nadal wszyscy są mi w jakimś stopniu bliscy.
Są też osoby, z którymi znajomość rozpoczęła się niespodziewanie, i szybko okazała się wspaniała.
Jedną z takich osób jest Ania :**
Często Wam o niej wspominałam, w końcu to największa znana mi naturalna kusicielka ;)
Nasza znajomość internetowa trwa rok, a teraz poznałyśmy się na żywo ;) W warunkach ekstremalnych na dodatek - 5 dni w tygodniu x2, w chorobie, w upale, deszczu i z wszelkimi możliwymi przeciwnościami losu ;)
I wiecie co? To był wspaniale spędzony czas! Żałuję, że zleciało nam to tak szybko!
Ania jest cudowną osobą, przygarnęła mnie do siebie na tak długo, mimo tego, że to było nasze pierwsze spotkanie, dała dach nad głową i jeszcze ochronę (Arika to pies bojowy, nie dajcie się zwieść) ;)
Mimo tego, ze obie wracałyśmy wymęczone zawsze miło się nam rozmawiało, a czasem też milczało.
Rozumiemy się bez słów czasami - taki kapelusz ;) - chciałabym Wam wytłumaczyć, ale powstałyby tu referaty zamiast wpisu.
A! No i dowiedziałam się na koniec, że co ja wiem o czekaniu, skoro nie zamawiałam nic z iherba ;)
I jeszcze, że jak się nie skończy robić NIC to trzeba to dokończyć następnego dnia... I wiele, wiele innych ciekawych rzeczy ;)
Okazało się, że w tej niezbyt lubianej przeze mnie Warszawie jest jedno miejsce do którego bardzo chętnie będę wracać, Aniu, dziękuję Ci za wszystko! :**
I jeszcze parę słów na koniec...
Ania pokazała przetwory u siebie, które dostała ode mnie, chciałam powiedzieć, że ja od niej też przywiozłam słoiki ;) Odwrotnie niż część mieszkańców stolicy - ze słoikami wracałam ;)
Ania robi pyszności, na które ja bym nie wpadła. Wiecie jak cudowny jest dżem gruszkowo - rozmarynowy? Albo truskawki na ostro z chili i pieprzem? O boniu, niebo w gębie!
I jeszcze ten murzynek! Pychota!
Wróciłam z Warszawy cięższa o chyba 3 kg ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)