Tego się nie spodziewałam
Ostatnio prześladuje mnie jakiś demakijażowy pech. Na co się nie zdecyduję okazuje się nie najlepszym dla mnie wyborem. Nic mnie w związku z tym tak nie ucieszyło jak paczka od Orientany, którą pokazałam Wam już na instagramie. Może ona zakończy moją złą passę w tym temacie? Wracając jednak do moich rozterek - nie tak dawno temu pokazałam Wam swoje zakupy. Między różnego rodzaju produktami, które zresztą na razie świetnie się spisują, schował się żurawinowy płyn micelarny od Go Cranberry. Nie myślałam, że mogę go tak nie polubić...
Przedsmak tego co mnie czeka?
Dzisiejszą recenzją pewnie Was trochę zaskoczę, w końcu od jakiegoś czasu ciągle powtarzałam, że zamiast peelingów szczotkuję ciało. Jednak czasami przy wygładzaniu brakuje mi zapachu, a powtarzałam Wam nie raz, że otaczania się zapachami jest dla mnie ważne. Odpowiednia mieszanka dodaje mi energii, a że ostatnimi czasy trochę mi jej brakuje - wszystkie chwyty dozwolone! Stąd pomysł na umilenie sobie dodatkowo kąpieli pysznie pachnącym peelingiem. No i jeszcze ta nazwa - sycylijska pomarańcza - i jestem kupiona.
Saszetkowo: ekspresowa regeneracja
To był na prawdę pechowy tydzień i cieszę się, że jest już prawie za nami... Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Samochód się zepsuł, nie wiadomo o co chodzi, jestem zmęczona bo przez to mam problemy z dojazdem do pracy. Myślałam, że sobota będzie inna, a tymczasem przysporzyła tylko bólu głowy i pojawiło się mnóstwo wątpliwości. Przyznaję - jestem po prostu zmęczona, ale ciągle wierzę, że los się trochę odwróci i znów będzie słonecznie i będę miała powody do uśmiechu.
W ostatnim czasie wyznaczyłam sobie akcję - regenerację dla włosów. Chcę by były piękne na lato i ślub. Jednak nie udało mi się jak na razie zrobić nic by włosy wyrównać i usunąć rozdwojone końcówki... Chyba muszę wziąć się za siebie wreszcie i realizować plany, które przez sobą postawiłam. Oby się udało, Wasze kciuki na pewno nie zaszkodzą ;)
To teraz trochę o Herbfarmacy
Chciałam dzisiaj opowiedzieć Wam o czymś innym, a właściwie od paru dni męczę się z blogerem... Jednak napisanie nowego postu, w którym nie mam już wgranych zdjęć graniczy z cudem. Mam nadzieję jednak, że dzisiejszy temat również Was zaciekawi. Markę Herbfarmacy poznałam dzięki Anuli (no bo jakżeby inaczej ;)) i od razu zyskała moją sympatię. Ich produkty są drogie, ale rezultaty przy ich używaniu widać prawię od razu. Firma ma fajne podejście do kupujących - każdego produktu właściwie można dostać miniaturkę, a w sklepie Iwos.pl można kupić cały zestaw, który dzisiaj Wam pokażę. Zacznę jednak od przedstawienia samej marki.
Mocny zawodnik oczyszczający
Powoli się ogarniam z życiem ;) Na studiach jakoś to łatwiej szło... Okazało się, że ta moja kotka przybłęda, którą Wam pokazywałam na instagramie będzie mamą ;) A więc nici z planowanej sterylizacji i kociaków trzeba się spodziewać lada dzień. W każdym miesiącu staram się też wykreślić jakąś rzecz z listy 'do ślubu'. I jakoś czas ucieka... I ostatnio na prawdę nie miałam Wam o czym pisać, bo używałam albo sprawdzonych kosmetyków, o których już Wam mówiłam, albo zupełnych nowości, które wymagają głębszego poznania zanim sklecę o nich parę zdań. Poczyniłam jednak kolejne zakupy, a więc nowego materiału przybywa! ;)
Jednak nie o życiu miał być ten post, chociaż kto wie? Może i takie tu w końcu wpadną? Dziś chcę Wam opowiedzieć o mocno oczyszczającym szamponie Australian tea tree.
Saszetkowo - dziegciowe oczyszczanie
Od kiedy pamiętam przykładam bardzo dużą kwestię do oczyszczania twarzy. Nie zasnę bez zmycia makijażu, przynajmniej raz w tygodniu muszę nałożyć maseczkę na twarz, nie ma dla mnie idealniejszej pobudki niż poranne umycie twarzy i spryskanie jej tonikiem. Od kiedy poznałam glinki cały czas jakaś jest w moich zapasach. Mieszam je sama lub korzystam z gotowych. Wykorzystuje je zarówno do mycia jak i maseczkowania i nigdy się na nich nie zawiodłam. Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o kolejnej saszetce, która wylądowała w moich zbiorach za sprawą Milenki, mowa o dziegciowej oczyszczającej maseczce Babci Agaffi.
Cytrynowo zadbane paznokcie
Myślałam, że ten post pojawi się już w czwartek, ale natrafiłam na komplikacje ;) No nic, mam nadzieję, że to opóźnienie nie sprawi, że nie będziecie chcieli poczytać o balsamie do skórek marki Fresh&Natural.
Balsam ten dostałam oczywiście od Anuli. Aż ciężko mi uwierzyć, że wcześniej nie znałam tej marki... Jestem całkowicie zakochana w ich orzechowym balsamie i gdy mi się już skończy (a będzie to niedługo) będę w rozpaczy! Bardzo polubiłam też ich olejek do ciała (który czeka w kolejce na zrecenzowanie) i dzisiejszy balsamik też jest bardzo dobrym produktem. Anulko, dziękuję za nawrócenie! ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)