Saszetkowo: twarz i ciało

Hej, hej!
Dziś post z 3 mini recenzjami. Wszystkie produkty pochodzą z wielkiej paczki, ze sklepu Skarby Syberii, którą dostałam na spotkaniu blogerek w ostatni weekend sierpnia. Jak ten czas szybko leci!

Na pierwszy ogień idą produkty do twarzy, peeling i maseczka:

Saszetki są dość duże, za duże na jeden raz, a nie lubię zbytnio przechowywać otwartych tego typu opakowań... O ile wygodniej gdyby przez producenta zostały podzielone na pół, może kiedyś na to wpadnie? ;)

Poza tym, uważam,  że grafika jest dosyć tandetna. Na prawdę mi się nie podoba...

Peeling - skryty w różowym opakowaniu opisywany jest w taki sposób:

Otwieramy i co? Zapachowy, chemiczny koszmarek!

Sam peeling za to jest na prawdę delikatny, domyślam się, że mogłabym go mocniej przycisnąć, ale z moją tendencją do naczynek wolałam nie ryzykować. Drobinki są drobniutko, nie jest ich za dużo, ale za mało też nie. Po zmyciu skóra nie jest ani napięta, ani sucha. Taka o, może delikatnie wygładzona... Szału jednak nie ma.
Czarne mydło dawało lepsze rezultaty.

Skład:

A teraz maseczka - opakowanie żółte:





No cóż... Nie polubiłyśmy się prawdę mówiąc. Od chwili nałożenia na twarz poczułam ostre szczypanie i pieczenie. Czym prędzej musiałam ją zmyć, a w efekcie moja twarz była czerwona przez jakiś czas...

Poza tym bardzo przeszkadzał mi jej zapach, był sztucznie miodowy.
Resztę opakowania wyrzuciłam...

Skład:


Po twarzowych ekscesach pora na saszetkę dla ciała!
Czy okazała się lepsza od swoich sióstr? Czy mnie w sobie rozkochała? ;)

Znów mowa o peelingu:

Ta grafika podoba mi się już bardziej, ale wyciąganie peelingu z saszetki to nadal koszmar! Ile się namęczyłam by całość zużyć na ciało zamiast porozlewać po wannie....
Ilość mogłaby wystarczyć na dwa razy, ale nie jest to konieczne o ile tak jak ja lubicie dużo tego typu kosmetyku używać na raz ;)


Po otworzeniu opakowania wita nas słodki, kawowy, jednak dość chemiczny zapach.

Peeling zawiera całą masę drobinek cukru, przy czym świetnie się nim operuje po ciele, nie ucieka za bardzo, trzyma się delikatnie skóry. Nie jest też mocno tłusty, nie pozostawia po sobie filmu, tylko nawilżenie. Podoba mi się to - nie musiałam wreszcie używać balsamu.
Ścieranie? Raczej średnie, bardziej kojarzy mi się z masażem niż prawdziwym peelingiem. Jednak daje odrobinę relaksu.
Czy peeling może oczyścić pory i stymulować metabolizm? ;) Nie wydaje mi się. Ten tez tego nie robi, jednak muszę mu przyznać że był przyjemniaczkiem.
Lecz nie takim bym chciała ponownie do niego wrócić. Bo to opakowanie to koszmarek, nawet na wyjazdy. No i ten sztuczny zapach...

Skład:

Znacie którąś z tych saszetek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)