Piękna jesienią - włosy

Hej Kochani!
Myślałam, że ten post nie powstanie w tym tygodniu i złapie opóźnienie ;). Jednak udało mi się złapać trochę słońca, na dodatek włosy miały dobry dzień,  więc wszystko wreszcie idzie po mojej myśli. Powiem Wam szczerze, że jestem w lekkim szoku, że to już prawie koniec wyzwania wymyślonego przez Karolinę. Mam wrażenie, że tydzień temu zachęcałam Was do wzięcia udziału, tymczasem zostały jeszcze dwa tygodnie tylko... po prostu wow! Jestem pod wrażeniem pomysłowości dziewczyn! Z chęcią czytam wszystkie posty. Zupełnie inaczej niż przy wyzwaniu z opróżnianiem kosmetyczek, które raczej unikałam...
Jednak nie przedłużając, dzisiejszy tydzień jest pod patronatem włosów i zamierzam Wam opowiedzieć o swojej jesiennej pielęgnacji.


Jesienią wróciłam do intensywnego olejowania.Wyznaczyłam sobie akcję - regenerację. Chociaż właściwie tylko na olejowaniu się skupiam... Wstyd się przyznać, ale ja - włosomaniaczka mam w domu jedną odżywkę do włosów, aktualnie jedną maskę... Oprócz tego nawet nie mam szamponu tylko znowu eksperymentuję z żelem. Także tak ;) Bida aż piszczy! Dobrze, że mam W. bo inaczej nic bym nie miała, oleje z dzisiejszego postu też pochodzą od niego... Zakupił je dla mnie w sklepie firmy, w której pracuje, więc nie opiszę Wam żadnego nowego producenta, nie wiem też nic o ich pochodzeniu, czy są rafinowane itd. Wnioskując jednak po tym, że mają zapach obstawiam, ze jednak nie są :)


Te dwa oleje to podstawa mojej obecnej pielęgnacji włosów. Zamknięte w 100 ml opakowaniach z atomizerem. Spray działa bez zarzutu, nie zacina się, jednak nie rozpyla odpowiednio, tylko daję taką jednolitą stróżkę. W sumie nie przeszkadza mi to, ponieważ i tak wolę rozprowadzać oleje ręcznie. Zawsze najpierw rozcieram je w dłoniach, delikatnie ogrzewając, a następnie wcieram we włosy. Robię tak od początku włosomaniactwa, które też zaczęło się jesienia! Tylko, że trzy lata temu... W związku z tym, w tym poście, znajdziecie też jedno zdjęcie pokazujące od czego zaczynałam swoją walkę o piękne włosy :).


Oba polubiłam jednak to macadamia sprawia, że moje włosy są lśniące i gładkie. Do tego macadamia ma bardzo delikatny, prawie niewyczuwalny. Jest też dużo lżejszy od jojoby, łatwiej go zmyć, nadaje się do zabezpieczania końcówek. Moje włosy go pokochały co widać na zdjęciach - to wyłącznie jego zasługa, bo odżywka nie dawała mi takiego efektu...

Jojoba natomiast to delikatny śmierdziel. Z naciskiem na delikatny - pachnie trochę jak pościel, która np wisiała na strychu - wiecie, taka niewietrzona, okurzona ;). Działa również przyjemnie, ale nie tak spektakularnie na moich włosach. By odczuć to że działa muszę go stosować przed każdym myciem przez minimum tydzień. A więc odpada w przedbiegach z macadamią, po którym efekty są widoczne od razu.


Moje spa dla włosów jest bardzo proste - wieczorem wcieram w nie olej, następnie splatam je w warkocz a następnego dnia myję. Nic trudnego prawda? Robię to minimum raz w tygodniu, ale najczęściej tak dwa razy. Nigdy nie miałam problemu ze spłukaniem oleju, nigdy też nie zdarzyło się bym zatłuściła poduszkę ;). Olej trzyma się włosów mocno i nie migruje :D. 

Dzięki temu prostemu zabiegowi moje włosy wreszcie wracają do formy, a ja z radością chodzę w rozpuszczonych i zakładam swój nowy kapelusz! Same plusy ;)


I obiecane zdjęcie porównawcze:
lepszego zdjęcia nie mam, ale może to i lepiej...

A na czym Wy się skupiacie jesienią przy pielęgnacji włosów?

http://www.pasjekaroliny.pl/2016/10/piekna-jesienia.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)