Heeej!
Ten post miał być na wczoraj... Ale jakoś tak nie wyszło. 1 listopada zakończył się nieprzyjemnym zdarzeniem, prawie zderzeniem, na którym ucierpiał bok samochodu mojego. Mogło być gorzej... O wiele gorzej, więc cieszę się, że tylko tyle. Jednak wychodziłam z szoku przez dobę. Teraz jest lepiej, w ramach terapii upiekłam dziś bułeczki cynamonowe rodem ze Szwecji z przepisu Olgi (KLIK). I teraz już mogę znów do Was pisać!
Ten post miał być na wczoraj... Ale jakoś tak nie wyszło. 1 listopada zakończył się nieprzyjemnym zdarzeniem, prawie zderzeniem, na którym ucierpiał bok samochodu mojego. Mogło być gorzej... O wiele gorzej, więc cieszę się, że tylko tyle. Jednak wychodziłam z szoku przez dobę. Teraz jest lepiej, w ramach terapii upiekłam dziś bułeczki cynamonowe rodem ze Szwecji z przepisu Olgi (KLIK). I teraz już mogę znów do Was pisać!
Ponieważ podzieliłam sobie tydzień wyzwania "Piękna jesienią" na dwa posty, dziś część druga o pielęgnacji twarzy i recenzji jednej z saszetek Babuszki. Miałam już ich sporo i jakby ktoś był ciekawy wrażeń to TU znajdzie całą listę :).
Jesienią nie zapominam o maseczkach. O ile latem sięgam głównie po glinki, bardziej się skupiam na oczyszczaniu, tak jesienią rozpieszczam twarz czym tylko mogę. W ostatnim czasie dominuje u mnie maseczka liftingująca/tonizująca/ujędrniająca od Babuszki właśnie. Wybrałam ją jako taką regenerację po lecie i muszę przyznać, że dobrze spełnia swoje zadanie. Producent całkiem dobrze ją opisuje:
Maska posiada wyraźne działanie liftingujące, tonizuje skórę i
wyrównuje koloryt twarzy. Naturalne składniki wchodzące w jej skład
nawilżają, zwiększają jędrność i elastyczność skóry. Ślaz leśny zebrany w tajdze zawiera witaminy grupy A i C, dzięki czemu nawilża skórę. Organiczny ekstrakt białej herbaty i rdest ostrogorzki mają właściwości podciągające i tonizujące. Cladonia śnieżna
unikatowa roślina zawierająca kwas usinowy, który aktywizuje procesy
regeneracji i skutecznie chroni skórę przed zmianami związanymi z
wiekiem.
Maska ta ma przyjemną konsystencję, którą z łatwością rozprowadza się po twarzy. Jako, że ja ostatnio ciągle się w jakiś sposób masuje (jak nie szczotką to po prostu dłońmi), więc połowę czasu, który trzymam maseczkę poświęcam na masowanie. Dzięki temu mam wrażenie, że maseczka działa lepiej. Efekty są od razu widoczne, a nie tak jak zwykle po serii zabiegów. Po zmyciu jej z twarzy skóra jest miękka, nawilżona, elastyczna. Jako, że robię to łącząc z cotygodniowym SPA o którym już Wam wspominałam ostatnio (klik), to wychodzę z łazienki jak nowonarodzona ;).
Maska ma przyjemny, nienachalny zapach. Ja osobiście czuję delikatne (bardzo subtelne) chłodzenie gdy mam ją na twarzy. Moja skóra nie jest podrażniona po niej, ale wiem, że część z Was nie najlepiej reaguje na ilość ekstraktów w babuszkowych produktach.
Skład:
Aqua, Dicaprylyl Ether, Butirospermum Parkii (Shea Butter) (masło
shea), Organic Camellia Sinensis Leaf Extract (organiczny ekstrakt
białej herbaty), Persicaria Hydropiper Extract (ekstrakt rdestu
ostrogorzkiego), Malva Sylvestris Extract (ekstrakt ślazu leśnego),
Citraria Nivalis Extract (ekstrakt cladonii śnieżnej), Kaolin, Glyceryl
Stearate, Organic Triticum Vulgare (Wheat) Germ Oil (organiczny olejek
kiełków pszenicy), Cetearyl Alcohol, Sorbitane Stearate, Sodium Cetearyl
Sulfate, Xanthan Gum, Potasium Sorbate, Parfum, Citric Acid
Tak wygląda mój zabieg na twarz by czuć się piękna jesienią i przy okazji być też piękna jesienią życia ;). Bo jak teraz nie będę dbała o swoją skórę to i operację na starość nie pomogą :p
Ps. Ja swoją maseczkę mam z Zielonego Kredensu i aktualnie mają tam na nią promocję - KLIK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)