Hej!
Coś ostatnio piszę mniej recenzji... Ale mam na to usprawiedliwienie!
Raz, że używam dużo kosmetyków, które już zrecenzowałam.
Dwa, że sporo kosmetyków dopiero zaczęłam, więc nie mogę jeszcze o nich nic napisać.
Trzy, że o niektórych kosmetykach po prostu pisze się źle... Niby są ok, ale jak przychodzi co do czego to nie ma co o nich powiedzieć...
Dziś będzie właśnie o kosmetyku z punktu 3.
Einstein lip therapy to balsam do ust zamknięty w małym, uroczym słoiczku. Bardzo fajną sprawę jest zaokrąglone wnętrze opakowania, dzięki któremu bez problemu nabiera się balsamik, nie wchodzi on w żadne kąty bo ich nie ma ;).
Wkurza etykietka, która niezbyt sobie radzi przez wklęsłe dno. Nie wygląda ładnie i się odkleja. Jakbym nie zrobiła zdjęć nie wiedziałabym nawet wagi produktu... Nie wspominając o składzie.
Wnętrze słoiczka zaskakuje, w balsamie znajdują się kuleczki, które według producenta mają masować usta. Szczerze? Ja ich nawet nie poczułam ;). Balsam ma przyjemną konsystencję, nie jest za tłusta, dzięki czemu ładnie rozprowadza się na wargach (czy tylko mi nie podoba się to słowo? ;)).
Zapach? Mentolowy. Co jak już pewnie się domyślacie daje też uczucie chłodzenia, na szczęście delikatne.
Balsam ładnie się wchłania, pozostawia taką przyjemną warstwę na ustach... a może to tylko moje wrażenie przez uczucie chłodzenia? W każdym bądź razie nawilżenie utrzymuje się przez jakieś dwie godziny pod warunkiem, że nic nie jemy. Suche skórki przez ten czas znikają co mnie bardzo zdziwiło.
Szkoda tylko, że regeneracja ust jakiej doświadczam jest taka krótka.. Gdy nie posmaruje ich powtórnie po ok 4 godzinach suche skórki są znowu obecne.
Zaskakuje słaba wydajność... Z reguły gdy miałam balsam w słoiczku to używałam go całe wieki, ten natomiast skończył mi się bardzo szybko przy używaniu ok 1-2 razy dziennie.
Same widzicie, że z jednej strony ten produkt jest bardzo fajny, z drugiej jak się zastanowić niczym nie zachwyca... Może gdybym miała drugi słoiczek szala przeważyłaby się na którąś ze stron? To możliwe, jednak nie mam ochoty tego sprawdzać..
Znacie go?
Coś ostatnio piszę mniej recenzji... Ale mam na to usprawiedliwienie!
Raz, że używam dużo kosmetyków, które już zrecenzowałam.
Dwa, że sporo kosmetyków dopiero zaczęłam, więc nie mogę jeszcze o nich nic napisać.
Trzy, że o niektórych kosmetykach po prostu pisze się źle... Niby są ok, ale jak przychodzi co do czego to nie ma co o nich powiedzieć...
Dziś będzie właśnie o kosmetyku z punktu 3.
Einstein lip therapy to balsam do ust zamknięty w małym, uroczym słoiczku. Bardzo fajną sprawę jest zaokrąglone wnętrze opakowania, dzięki któremu bez problemu nabiera się balsamik, nie wchodzi on w żadne kąty bo ich nie ma ;).
Wkurza etykietka, która niezbyt sobie radzi przez wklęsłe dno. Nie wygląda ładnie i się odkleja. Jakbym nie zrobiła zdjęć nie wiedziałabym nawet wagi produktu... Nie wspominając o składzie.
Wnętrze słoiczka zaskakuje, w balsamie znajdują się kuleczki, które według producenta mają masować usta. Szczerze? Ja ich nawet nie poczułam ;). Balsam ma przyjemną konsystencję, nie jest za tłusta, dzięki czemu ładnie rozprowadza się na wargach (czy tylko mi nie podoba się to słowo? ;)).
Zapach? Mentolowy. Co jak już pewnie się domyślacie daje też uczucie chłodzenia, na szczęście delikatne.
Balsam ładnie się wchłania, pozostawia taką przyjemną warstwę na ustach... a może to tylko moje wrażenie przez uczucie chłodzenia? W każdym bądź razie nawilżenie utrzymuje się przez jakieś dwie godziny pod warunkiem, że nic nie jemy. Suche skórki przez ten czas znikają co mnie bardzo zdziwiło.
Szkoda tylko, że regeneracja ust jakiej doświadczam jest taka krótka.. Gdy nie posmaruje ich powtórnie po ok 4 godzinach suche skórki są znowu obecne.
Zaskakuje słaba wydajność... Z reguły gdy miałam balsam w słoiczku to używałam go całe wieki, ten natomiast skończył mi się bardzo szybko przy używaniu ok 1-2 razy dziennie.
Same widzicie, że z jednej strony ten produkt jest bardzo fajny, z drugiej jak się zastanowić niczym nie zachwyca... Może gdybym miała drugi słoiczek szala przeważyłaby się na którąś ze stron? To możliwe, jednak nie mam ochoty tego sprawdzać..
Znacie go?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)