Hej Kochani!
Dziś post o tym jak to Żaneta wreszcie się wzięła za to o czym ględziła od paru miesięcy... Czyli hennowanie! Jako, że na Khadi jestem chwilowo obrażona, bo zaczęła się szybko, a nawet szybciej, wypłukiwać z włosów mych szukałam następcy. Orientana trafiła w czas, wypuszczając swoje henny w obieg. A że mój W. zna mnie jak mało kto, kupił mi taką puszeczkę na imieniny!
No i ni mogło być inaczej, muszę Wam powiedzieć co i jak :)
Oto zacna puszeczka:
Muszę przyznać, że to na prawdę jak dla mnie trafiony pomysł z opakowaniem! Wygląda super (jak dla mnie na prawdę jest śliczna!), w dostawie się nie niszczy, można później tam chować różne rzeczy :). Jestem na tak!
Pochwalić też muszę fakt, że henna jest dobrze zabezpieczona. Znajduje się w puszce, w nieprzezroczystym opakowaniu a dopiero potem w foliowym woreczku! Tak powinno być, dzięki temu mamy pewność, że henna zadziała, że nie była narażana na jakieś szkodliwe dla jej właściwości warunki.
Ale przejdźmy dalej... Co było oprócz henny w tubie? 2 pary rękawiczek i czepek foliowy.
Do czepka mam zastrzeżenia - za mały! Nie ma szans by długie włosy się w nim zmieściły.. A przecież moja tuba była właśnie 'dla długich włosów'.
Rękawiczki w porządku, dość mocne, nie popękały i nie podziurawiły się. Szkoda tylko, że ni miały jakichś zaczepów by tak się nie zsuwały... Teraz są modne różne skarpetki do pielęgnacji i tam dodają taki jakby plasterek który się nalepia by się nie zsuwały - to by się przydało! :)
Co do samej henny - jak dla mojego nosa ma przyjemniejszy zapach, mniej intensywny niż Khadi, nie męczy tak. Lepiej się też ją rozrabia, trudniej o grudki, mam wrażenie, że jest lepiej zmielona.
Poziom trudności podczas nakładania podobny. Henna to henna, stety i niestety ;)
Za to łatwiej ją się spłukuje i to o wiele!
Jako, że to był mój pierwszy raz z tą henną postępowałam zgodnie z instrukcją, nic nie kombinowałam, na to przyjdzie pora następnym razem ;). Po 2 godzinach spłukałam i wysuszyłam włosy. Pierwszy przywitał mnie poziołowy przesusz ;) Ale to norma u moich włosów... 3 godziny później się unormowały i zaczęły cudownie błyszczeć! Nadal były jednak delikatnie sztywne.
Po 3 dniach, czyli kolejnym myciu i po odżywce było już cudownie! Zero suszu (po Khadi potrzebowały więcej myć z odżywką), blask, kolor, miękkość. Wszystko to, na czym mi zależy.
Ale zapach henny nadal czuję od włosów, choćbym używała nie wiadomo jak pachnącej odżywki to i tak czuć hennę ;)
Woda podczas mycia jest delikatnie zielonkawa, jednak na razie nie widzę by kolor w jakikolwiek wypłukiwał się z włosów, jestem ciekawa jak będzie dalej... Na razie Orientana ma szansę by zastąpić Khadi na dobre :).
Jak widać na zdjęciach nie udało mi się idealnie pokryć włosów, jednak jak dla mnie te pasemka nadają im tylko uroku :)
Co Wy myślicie?
Ps. Ten post to także aktualizacja styczniowa! ;)
Dziś post o tym jak to Żaneta wreszcie się wzięła za to o czym ględziła od paru miesięcy... Czyli hennowanie! Jako, że na Khadi jestem chwilowo obrażona, bo zaczęła się szybko, a nawet szybciej, wypłukiwać z włosów mych szukałam następcy. Orientana trafiła w czas, wypuszczając swoje henny w obieg. A że mój W. zna mnie jak mało kto, kupił mi taką puszeczkę na imieniny!
No i ni mogło być inaczej, muszę Wam powiedzieć co i jak :)
Oto zacna puszeczka:
Muszę przyznać, że to na prawdę jak dla mnie trafiony pomysł z opakowaniem! Wygląda super (jak dla mnie na prawdę jest śliczna!), w dostawie się nie niszczy, można później tam chować różne rzeczy :). Jestem na tak!
Pochwalić też muszę fakt, że henna jest dobrze zabezpieczona. Znajduje się w puszce, w nieprzezroczystym opakowaniu a dopiero potem w foliowym woreczku! Tak powinno być, dzięki temu mamy pewność, że henna zadziała, że nie była narażana na jakieś szkodliwe dla jej właściwości warunki.
Ale przejdźmy dalej... Co było oprócz henny w tubie? 2 pary rękawiczek i czepek foliowy.
Do czepka mam zastrzeżenia - za mały! Nie ma szans by długie włosy się w nim zmieściły.. A przecież moja tuba była właśnie 'dla długich włosów'.
Rękawiczki w porządku, dość mocne, nie popękały i nie podziurawiły się. Szkoda tylko, że ni miały jakichś zaczepów by tak się nie zsuwały... Teraz są modne różne skarpetki do pielęgnacji i tam dodają taki jakby plasterek który się nalepia by się nie zsuwały - to by się przydało! :)
Co do samej henny - jak dla mojego nosa ma przyjemniejszy zapach, mniej intensywny niż Khadi, nie męczy tak. Lepiej się też ją rozrabia, trudniej o grudki, mam wrażenie, że jest lepiej zmielona.
Poziom trudności podczas nakładania podobny. Henna to henna, stety i niestety ;)
Za to łatwiej ją się spłukuje i to o wiele!
Jako, że to był mój pierwszy raz z tą henną postępowałam zgodnie z instrukcją, nic nie kombinowałam, na to przyjdzie pora następnym razem ;). Po 2 godzinach spłukałam i wysuszyłam włosy. Pierwszy przywitał mnie poziołowy przesusz ;) Ale to norma u moich włosów... 3 godziny później się unormowały i zaczęły cudownie błyszczeć! Nadal były jednak delikatnie sztywne.
Po 3 dniach, czyli kolejnym myciu i po odżywce było już cudownie! Zero suszu (po Khadi potrzebowały więcej myć z odżywką), blask, kolor, miękkość. Wszystko to, na czym mi zależy.
Ale zapach henny nadal czuję od włosów, choćbym używała nie wiadomo jak pachnącej odżywki to i tak czuć hennę ;)
Woda podczas mycia jest delikatnie zielonkawa, jednak na razie nie widzę by kolor w jakikolwiek wypłukiwał się z włosów, jestem ciekawa jak będzie dalej... Na razie Orientana ma szansę by zastąpić Khadi na dobre :).
Jak widać na zdjęciach nie udało mi się idealnie pokryć włosów, jednak jak dla mnie te pasemka nadają im tylko uroku :)
Co Wy myślicie?
Ps. Ten post to także aktualizacja styczniowa! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)