Krótka relacja z wyjazdu nad morze

Hej!
Dzisiejszy post będzie jeszcze z tych luźniejszych, opierających się głównie na zdjęciach, wspominających wakacje (bo czy istnieje lepszy moment na wspominanie wakacji niż wrzesień?).
Wyjazd nad morze był dość spontaniczny, był pomysł, była realizacja. Szybko, prosto, a że mieliśmy zaproszenie od rodziny z Sopotu nie było wyjścia - trzeba jechać i już!


Przyznam, ze mieliśmy mnóstwo szczęście jeśli chodzi o pogodę! Przez ten nasz tydzień nad morzem skorzystaliśmy więcej niż większość co była tam nawet miesiąc. Nigdy nie byłam tak opalona po wakacjach jak teraz... Serio! Nad morzem mogę sobie poleżeć, popatrzeć na fale, posłuchać szumu, pospacerować po plaży. Leżeć nad jeziorem w ogródku itd.? Nigdy w życiu! By mnie prędzej piorun chyba trafił, nie wytrzymałabym i już. A morze? To inna bajka (jednak górom nigdy nie dorównają :p).



Pierwszego dnia gdy przybyliśmy do Sopotu po południu wybraliśmy się tylko na spacer nad morze, zapomnieliśmy jak piękne ono jest! Zrobiliśmy plażą spory kawałeczek, nacieszyliśmy się fajną pogodą i robiliśmy plany gdzie się wybierzemy przez najbliższe 4 dni. Niestety pogoda następnego dnia nas nieprzyjemnie zaskoczyła, jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! Gdyby nie ten deszczowy, niezbyt przyjemny dzień nie pojechalibyśmy do Gdańska! (a nigdy w nim nie byłam...) Szybką kolejką miejską z Sopotu wyruszyliśmy do Gdańska, gdzie spędziliśmy czas do godziny 15 oglądając to piękne miasto. Wędrując po tych ślicznych uliczkach, oglądając to wszystko z góry (z wieży Kościoła) człowiek musi się zachwycić! (Jeśliby ktoś z Was nie był nigdy w  Gdańsku to polecam bardzo!)


Jednak po zwiedzaniu miasta stwierdziliśmy, ze to dla nas mało! Więc popłynęliśmy statkiem (fajna sprawa, dużo się mogliśmy dowiedzieć po drodze i zobaczyć Gdańsk z nieco innego ujęcia) na Westerplatte (znowu - ani ja, ani W. nigdy wcześniej nie odwiedziliśmy tego miejsca, a warto). Smutno mi jednak, że tak bardzo zaniedbane są to budowle... Na szlaku, który można przejść przez las i zobaczyć po kolei jak przebiegała obrona była sporo śmieci, na wieży obserwacyjnej śmierdzi sikami, w schronach też ludzie sobie zrobili śmietnik (okropność!).  Nie spodziewałam się jednak, że ten półwysep jest tak mały, lubię poznawać w ten sposób historię, człowiek zaczyna inaczej do wszystkiego podchodzić...

Po powrocie do Sopotu zdecydowaliśmy, że jeszcze mamy za mało atrakcji ;). Więc poszliśmy na seans kinowy na molo (film mocny, ciężki, festiwalowy - El Clan, napiszę coś o nim kiedy indziej bo zdecydowanie popsułby radosną atmosferę tego wpisu...).
 
tu widać klif (zapomniałam zrobić zdjęcie z bliska)
Miało byś mało tekstu wiem... Ale co poradzić! Dnia następnego było za to piękne słońce, więc wyruszyliśmy na plażę, a na której spędziliśmy może z 1,5 h ;). Tacy z nas plażowicze. Resztę dnia poświęciliśmy na spacer po plaży z Sopotu do Orłowa, by obejrzeć sobie klif (KLIK). Jest piękny i na prawdę robi wrażenie. Idąc od plaży przy molo w Sopocie po kolei mijaliśmy plażę rowerzystów (blisko ścieżka rowerowa), plażę psią (wszyscy mieli tam psiaki), plażę wypełnioną pięknymi kamieniami - spacer przy brzegu daje dużo radości :).


Zmęczeni wędrówką miło spędziliśmy czas w Domku Żeromskiego - fajne miejsce, klimatyczne, smaczne ciasto i dobra kawa (jednak młyn tam mają niesamowity...). A! Bym zapomniała, tego dnia na klifie i w okolicach minęliśmy 6 par młodych robiących sobie zdjęcia plenerowe ;).

I uwierzycie, że to jeszcze nie koniec atrakcji tego dnia? Wieczorem, jako że mieliśmy w planach pożegnać się z Sopotem, wybyliśmy na miasto, a dokładniej do Browaru Sopot. Oboje jesteśmy tym miejscem zachwyceni - fajny klimat, pyszne jedzenie i genialne piwo! Jak nigdy nie lubiliśmy z W. pszenicznego tak to od nich jest po prostu świetne. Spędziliśmy tam cudowny wieczór, kelner, który nas obsługiwał był też fajny - wszystko wiedział, doradzał, znał się na rzeczy po prostu. To był idealny lokal by zakończyć swoją Sopotową przygodę ;). 


Z rana wyruszyliśmy do Białogóry, rozbiliśmy namiot na kempingu 'Checz Kaszubska", który bardzo polecam - czysto, łazienki, można też mieć prąd jak ktoś potrzebuje, ubikacje, pilnowane wszystko i nie drogo (zapłaciliśmy mniej niż 50 zł za dobę (namiot + dwie osoby + samochód + opłata klimatyczna). Jednak to co jest najpiękniejsze w Białogórze to cudowna droga na plażę przez las pachnący wrzosami i biały, cudowny piasek! Spędziliśmy czas na plaży aż do zachodu słońca, któy koniecznie chcieliśmy obejrzeć (tacy z nas romantycy...).


Następnego dnia mieliśmy wyruszyć dalej, na wydmy do Łeby, jednak stwierdziliśmy, że innym razem! Pospacerowaliśmy jeszcze trochę po lesie, poleżeliśmy na plaży, popływaliśmy w zimnym Bałtyku i wyruszyliśmy w podróż do domu...


 Tak nam upłynął ten czas... Zregenerowaliśmy siły i ruszamy do pracy! W końcu trzeba...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)