Hej!
Pewnie pamiętacie jak pisałam Wam o moim ostatnim spotkaniu blogerek w Warszawie, właśnie wtedy mogłam po raz pierwszy obejrzeć dokładnie produkty marki Palmers i właśnie stamtąd przywiozłam dzisiejszego bohatera posta.
Oto on:
Plastikowy słoiczek, z którego łatwo wydobyć produkt do końca. Peeling dodatkowo był zabezpieczony plastikowym wieczkiem, które miałam problem by zdjąć bo się zassało do kosmetyku ;).
Informacje od producenta:
Szkoda, że polska etykietka jest papierowa, szybko zaczyna wyglądać dużo gorzej niż na zdjęciu...
Skład:
Olbrzymi plus za brak parafiny!
Tutaj widać jak wieczko się odcisnęło na peelingu, który ma gęstą konsystencje - bardziej przypomina masło do ciała niż zdzierak. Ciężko się nim przez to operuje na mokrym ciele - prawie nic nie czuć zdzierania... Nawet masażu nie czuć. Słabiutko :( Plus za to, że nie zostawia żadnej warstwy na ciele i nie wysusza, a w sumie nawet nawilża - nie czuję potrzeby sięgania po balsam gdy go użyje (co najwyżej po spinacz by zatkać nos - czytaj dalej)
Inaczej jest gdy zastosujemy peeling na sucho, wtedy to zupełnie inna bajka! Zdzieranie jest całkiem niezłe przy takim używaniu, rozprowadza się tez dużo lepiej, skóra po spłukaniu drobinek jest idealnie nawilżona.
Najgorszy jednak w tym wszystkim jest zapach! Nie mogłam uwierzyć jak otworzyłam go w domu bo gdy wąchałam na spotkaniu był taki świeżo - kawowy, a w domu czuję tylko przytłaczający, intensywny, kawowopodobny smrodek, który na dodatek zostaje na skórze. Z prawdziwą niechęcią go używam....
Nie powala też cena: ok 40zł/200 g...
Ja jestem na nie, ale może Wy miałyście inne odczucia?
Pozdrawiam
Żan
Pewnie pamiętacie jak pisałam Wam o moim ostatnim spotkaniu blogerek w Warszawie, właśnie wtedy mogłam po raz pierwszy obejrzeć dokładnie produkty marki Palmers i właśnie stamtąd przywiozłam dzisiejszego bohatera posta.
Oto on:
Plastikowy słoiczek, z którego łatwo wydobyć produkt do końca. Peeling dodatkowo był zabezpieczony plastikowym wieczkiem, które miałam problem by zdjąć bo się zassało do kosmetyku ;).
Informacje od producenta:
Szkoda, że polska etykietka jest papierowa, szybko zaczyna wyglądać dużo gorzej niż na zdjęciu...
Skład:
Olbrzymi plus za brak parafiny!
Tutaj widać jak wieczko się odcisnęło na peelingu, który ma gęstą konsystencje - bardziej przypomina masło do ciała niż zdzierak. Ciężko się nim przez to operuje na mokrym ciele - prawie nic nie czuć zdzierania... Nawet masażu nie czuć. Słabiutko :( Plus za to, że nie zostawia żadnej warstwy na ciele i nie wysusza, a w sumie nawet nawilża - nie czuję potrzeby sięgania po balsam gdy go użyje (co najwyżej po spinacz by zatkać nos - czytaj dalej)
Inaczej jest gdy zastosujemy peeling na sucho, wtedy to zupełnie inna bajka! Zdzieranie jest całkiem niezłe przy takim używaniu, rozprowadza się tez dużo lepiej, skóra po spłukaniu drobinek jest idealnie nawilżona.
Najgorszy jednak w tym wszystkim jest zapach! Nie mogłam uwierzyć jak otworzyłam go w domu bo gdy wąchałam na spotkaniu był taki świeżo - kawowy, a w domu czuję tylko przytłaczający, intensywny, kawowopodobny smrodek, który na dodatek zostaje na skórze. Z prawdziwą niechęcią go używam....
Nie powala też cena: ok 40zł/200 g...
Ja jestem na nie, ale może Wy miałyście inne odczucia?
Pozdrawiam
Żan
Niestety za drogi, raczej nie wypróbuję...
OdpowiedzUsuńoj tak... te etykiety papierowe to okropieństwo. Jedna kąpiel i juz wygląda bardzo niekorzystnie
OdpowiedzUsuńnawet bardzo :/
UsuńCena rzeczywiście nie za ciekawa.... Dla mnie kosmetyki Palmers są zbyt tłuste, nie lubię jak skóra się klei po nałożeniu kremu czy balsamu. Ma być miękka i tyle:)
OdpowiedzUsuńjak za drogi i nie ma tzw. zdzieraków w sobie to nie fajnie.. :(
OdpowiedzUsuńNie znam firmy, ale peeling wygląda smacznie :) Ale skoro śmierdzi...
OdpowiedzUsuńz palmers miałam tylko balsam na rozstępy. też nie był rewelacyjny
OdpowiedzUsuńNie miałam nic z tej firmy. Szkoda, że ten zapach zrobił się taki nieprzyjemny.
OdpowiedzUsuńMam dostęp do tych kosmetyków ale jakoś mi nie nie po drodze do nich
OdpowiedzUsuńOj szkoda że się nie sprawdził :( Dziwi mnie ten zapach, bo faktycznie na spotkaniu wydawało mi się, że ślicznie pachniał...
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz w jakim szoku byłam gdy go otworzyłam!
Usuń40 zł za takie badziewie to dużo.. ;(
OdpowiedzUsuńgdzie można zobaczyć Twoje postępy w akcji? :)
OdpowiedzUsuńw zakładce pod banerem :)
UsuńWygląda porządnie :)
OdpowiedzUsuńNie znam go ale borze zielony, po Twojej recenzji nie mam ochoty go poznać.
OdpowiedzUsuńNie miałam, ale po twojej recenzji stwierdzam, że chyba wolałabym mojego zwykłego, kawowego zdzieraka :-)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć. Od Palmersów znam jedynie żel do mycia twarzy i z niego byłam zadowolona. Przykro byłoby się tak rozczarować.
OdpowiedzUsuńcena okropna, ale piling chętnie bym wypróbowała:)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://vougelisha.blogspot.com/
Mialam go ostatnio kupic jednak w ostatniej chwili zrezygnowalam .Cos czulam ze zapach tego peelingu bedzie dla mnie minusem, gdzyz wczesniej probowalam innych kosmetykow z tej linni i ich zapach nie nalezy do najprzyjemniejszych.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o peelingi preferuję domowy kawowo cynamonowy. Tym zapachem to mnie zaskoczyłaś aż ciężko uwierzyć.
OdpowiedzUsuńja byłam bardzo zaskoczona :/
UsuńSzkoda, że się nie sprawdził ;/
OdpowiedzUsuńogólnie nie przepadam za zapachem kawy więc chyba nie polubilibyśmy się z owym produktem
OdpowiedzUsuńJa teraz się zdzieram tym od CIebie - super :) mojej Mamuli też podpasował :)
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz jak się ciesze :))
UsuńNie znam tego peelingu ale myślałam,że zapach będzie super,gdy zaczynałam czytać wpis ;)
OdpowiedzUsuń