I znowu mnie wcięło na parę dni ;) To przez ten mróz, po spacerze musiałam przez godzinę się grzać, z samochodem by odpalić musiałam walczyć baardzo długo, ale co tam! I tak jest PIĘKNIE!
Dziś przybywam do Was z niebanalnym przepisem! I to nie będzie przepis na ciasteczka jakby się mogło niektórym wydawać przez to połączenie :p
Będzie przepis na idealny prysznic o orzeźwiającym zapachu.
I już wszyscy wiedzą, że pora na kolejną recenzję produktu z Wytwórni Mydła. Ich aloesowa kostka całkowicie skradła mi serce i byłam bardzo ciekawa czy inne jej dorównują do pięt. Mój następny wybór oczywiście padł na wersje z miodem (bo uwielbiam go wszędzie!). A olej z konopi miałam i świetnie się spisywał zarówno dla włosów jak i twarzy, więc nie mogłam się doczekać używania.
Producent mówi o tym, że tą kostkę można używać też jako szampon - ja sobie darowałam, ponieważ moje włosy po myciu mydłem schną dużo dłużej, a nie jest to cecha którą lubię zimą. W związku z tym mydełko służyło mi tylko ciała i twarzy. I służyło mi dobrze! Chociaż krótko... Intensywna, gładka piana o miętowym aromacie chyba nie tylko mnie pokusiła o dłuższe kąpiele, bo przy każdym moim wejściu do łazienki to ten zapach odgrywał pierwsze skrzypce. Mydło nie wysuszało za bardzo skóry, jednak nie nawilżało tak jak aloesowy brat. A szkoda!
Mydło to dobrze myło, nadawało się do depilacji, ale twarz trzeba myć nim ostrożnie - zdarzyło się pieczenie o które obwiniam olejek miętowy. Jednak poza tym nie mam skarg i zażaleń. Mydło nie wysuszało (i nie nawilżało), nie podrażniało (z wyjątkiem oczu), uprzyjemniało kąpiel, nie 'ciapcioliło' się. Ot taki o przyjemniaczek.
Stwierdzam, że polubiłam mydła od Wytwórni i jeszcze po nie sięgnę na pewno - nie zawodzą po prostu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)