Multiregenerujący olejek po depilacji

Hej!
Przybywam ze smutnymi wieściami. Będzie mnie teraz trochę mniej. Od poniedziałku zaczęłam zajęcia na uczelni, które trwają od rana do wieczora, w międzyczasie mam przerwy w których będę pracować. Mam nadzieję, że mi to jakoś wybaczycie. W miarę sił i możliwości będę Was jednak odwiedzać i odpowiadać na Wasze komentarze tutaj :*.

A na dziś przygotowałam dla Was recenzję olejku po depilacji od Eveline.
Coraz bardziej zraża mnie do siebie ta firma i coraz bardziej wkurzają te obietnice 4,5,6 7, 50 w 1...
Muszę Wam się przyznać, że aż nie chce mi się po dany produkt sięgnąć jak widzę coś takiego :/.
Jednak skoro juz taki produkt widnieje w moich zapasach to go używam. Jak się spisuje? Czytajcie dalej :).


Ładny kartonik skrywa w swoim wnętrzu plastikową buteleczkę pełną olejku. Szkoda strasznie, ze buteleczka jest odkręcana, bo jest to irytująca czynność gdy ma się tłuste od olejku ręce.


Obietnice producenta:
Złoty kompleks 7 najcenniejszych dla skóry olejków pielęgnacyjnych i regenerujących.
Działa kojąco, naprawczo i odżywczo, pozostawiając skórę aksamitnie gładką i elastyczną.
Multiregenerujący olejek po depilacji 8 w 1 ZŁOTY KOMPLEKS 7 OLEJKÓW + WITAMINA E to innowacyjny kosmetyk łączący działanie wielu naturalnych substancji intensywnie odżywiających skórę. Olejek ma zbawienny wpływ na skórę po depilacji, doskonale przywraca jej równowagę
i spektakularnie poprawia wygląd. Zaawansowana formuła wzbogacona drogocennymi olejkami błyskawicznie koi i łagodzi podrażnienia, intensywnie nawilża i regeneruje, dzięki czemu skóra staje się elastyczna i aksamitnie gładka.
SKŁADNIKI AKTYWNE
OLEJEK ARGANOWY
– zwany płynnym złotem i bioeliksirem młodości, ma wszechstronne działanie regenerujące skórę. Zawiera odżywcze kwasy omega-6 i omega-9. Przyspiesza odnowę komórkową, poprawia wygląd skóry, odmładza, ujędrnia i uelastycznia skórę.
OLEJEK RUMIANKOWY
koi i łagodzi podrażnienia, przynosi ulgę przesuszonej skórze. Zapobiega powstawaniu zaczerwienień. Przyspiesza regenerację naskórka.
OLEJEK LAWENDOWY
pozwala skórze odzyskać równowagę, łagodzi podrażnienia. Intensywnie nawilża i nadaje skórze aksamitna gładkość.
OLEJEK SOJOWY
dzięki zawartości lecytyny i nienasyconych kwasów tłuszczowych jednocześnie nawilża, odbudowuje naskórek i zmniejsza widoczność niedoskonałości skóry. Jest bogatym źródłem witaminy E, która zapewnia skórze młody wygląd.
OLEJEK Z NAGIETKA
doskonale wygładza, nawilża pozostawia na skórze ochronny filtr. Poprawia koloryt i wzmacnia naczynia krwionośne oraz mikrokrążenie.
OLEJEK SŁONECZNIKOWY
stymuluje odnowę naskórka i tworzenie nowych komórek, wzmacnia barierę hydrolipidową, pozostawiając skórę nawilżoną na długo.
OLEJEK ROZMARYNOWY
ma właściwości ściągające i normalizujące. Pielęgnuje, odżywia i stymuluje mikrokrążenie.
WITAMINA E
– zwana witamina młodości hamuje działanie wolnych rodników. Redukuje oznaki starzenia się skóry
i widocznie poprawia jej kondycję.

SPEKTAKULARNY EFEKT AKSAMITNIE GŁADKIEJ SKÓRY!
Wysoka zawartość składników kojących i pielęgnacyjnych minimalizuje ewentualne podrażnienia skóry powstałe w trakcie depilacji.

Skład:

Olejek jak dla mnie nie ma zapachu i jest raczej lekki. Muszę przyznać, że dość szybko się wchłania i wystarczy go odrobinkę by rozprowadzić na duże powierzchnie ciała. Dzięki temu produkt zyskuje na wydajności, będę go chyba wieki miała jeśli nie wymyślę jakiegoś alternatywnego zastosowania ;).


Olejek jak to olejek zostawia delikatną warstwę na skórze, takie charakterystyczne dla parafiny wygładzenie, które na szczęście nie jest lepiące i jakieś niekomfortowe. Jednak dla osób, które nie lubią takiej warstwy to będzie minus.
Olejek stosowany po depilacji faktycznie łagodzi podrażnienia. Jednak nie mamy co liczyć na spektakularne nawilżenie, czy odżywienie naszej skóry. Efekt wygładzenia również jest krótkotrwały.

Także - jeśli potrzebujemy czegoś łagodzącego po depilacji to ten produkt się do tego nadaje i radzi sobie całkiem nieźle, jeśli jednak oczekujemy czegoś więcej to możemy tego nie dostać.

Miałyście z nim do czynienia?

Nowości wrześniowe

Hej!
Miesiąc się kończy, ja już żadnych zakupów nie planuję i myślę, że żadna przesyłka też mnie nie nawiedzi ;).
W tym miesiącu tak jak obiecywałam sobie nie zakupiłam prawie nic. Także udało mi się!
A tak serio to po prostu pożyczyłam pieniądze i nie miałam jak zrobić zakupów xd.

Ale przejdźmy do rzeczy!
Zacznę od przesyłek :)


Cudowny  kociak - liścik + kosmetyki dostałam od Taniki i jej córeczek. Czy jest ktoś kto nie zna jej bloga? Jeśli tak koniecznie zajrzyjcie TUTAJ. Tanika pisze świetne recenzje, robi śliczne zdjęcia i zawsze możecie być pewni, że gdy o coś zapytacie uzyskacie odpowiedź. To jedno z moich ulubionych miejsc blogosfery a odkryłam je całkiem niedawno :).



Eveline było jednym ze sponsorów spotkania w Lublinie w którym brałam udział. Ponieważ paczka by nie dotarła na czas do organizatorki Eveline obiecało przesłać kosmetyki od razu do uczestniczek - jak obiecało, tak zrobiło.
Dziękuję Eveline.


A tu już nie przesyłka a odbiór osobisty. Eter przyniosła mi cudów do spróbowania i przy okazji chciała mnie trochę utuczyć ;). Opakowania ciastek były 2, ale jedno nie dotrwało do zdjęcia xd.

A teraz zakupy:

Bardzo fajna mata do ćwiczeń + piłka, którą bardziej wykorzystuje do stymulowania chrześniaka ;).
Za 20 zł to żal było nie brać.



uległam i ja ;). Powiem tyle - szału nie ma, mam problem ze zdjęciem jej z włosów po kucyku bo się zaplątuje w moje faloloki.

I ostatni zakup - mam kolejnego maczka!

Bardzo mi się podobają te lakiery i szukam ich intensywnie. Uwielbiam ten efekt. Ten egzemplarz udało mi się dorwać w takim osiedlowym sklepiku, w rzeczywistości kolor jest bardziej intensywny.

I to było na tyle :). Coś znacie z moich nowości? Co Wy kupiłyście w tym miesiącu? :)


Dziś o 2 maseczkach do twarzy - cynkowa i czekoladowa

Hej!
Dziś będzie o maseczkach do twarzy, które to umilały mi miniony weekend ;).
Przywędrowały do mnie (maseczki) całkiem niedawno, dostałam je na którymś ze spotkań blogerek. Jako, że ja najczęściej sięgam po glinki, te maseczki były ciekawą odmianą.
Ciekawe jesteście moich wrażeń? Zapraszam do lektury.


Maseczki dostajemy w saszetkach - niektórzy je lubią inni nie, wiadomo, kwestia gustu. Ja uważam, ze to wygodna sprawa. Strona wizualna nie powala na kolana, jest dla mnie trochę 'tania'. Ale maseczki są właśnie z niskiej półki cenowej, także wielkich wymagań nie miałam. Zresztą nie oszukujmy się - to tylko saszetka. Raz użyje i powędruje do kosza, nie ma za zadanie robić mi ozdobę w łazience czy na toaletce ;).

Na pierwszy ogień idzie maseczka cynkowa.
Informacje od producenta:

Maseczka pachnie jabłkami, czego zresztą można się było domyśleć po opakowaniu. Nie jest to zapach w pełni naturalny, ale nie jest też bardzo sztuczny. Ogólnie dość przyjemny dla nosa.
10 ml bez problemu starcza na całą twarz i szyję, a nawet delikatnie na dekolt. Tylko uwaga wygląda się delikatnie jak shrek bo maseczka ma śliczny, lekko zielony kolorek.
Nie wiem czy mi się taka trafiła, czy ona taka jest - maseczka ma w sobie delikatne grudki, które nie przeszkadzają o przy zmywaniu ich nie czuć - nie działają jak peeling.


Przy zmywaniu miałam pewne problemy - wcale nie było to takie łatwe. Maseczka była dość 'śliska', więc trochę mi się zeszło. Jakbym miała gąbeczkę do twarzy poszło by sprawniej.

Jednak najważniejsze - działanie!
Po zmyciu cera jest widocznie oczyszczona i odświeżona.
I tyle niestety mogę o niej powiedzieć, może gdybym używała jej regularnie zobaczyłabym więcej efektów.
Maseczka nie podrażniła mojej skóry, nie pojawiły się żadne wypryski.


Pora na wersje czekoladową!
Informacje od producenta:

Maseczka pachnie jak nutella dla mnie ;). No może troszeczkę bardziej chemicznie, ale jednak jak nutella. Konsystencję też ma prawie jak nutella - bo jednak trochę rzadszą a kolorek trochę jaśniejszy ;).
Ogólnie - prawie nutella xd
Tak jak w maseczce cynkowej - 10 ml spokojnie starcza na całą twarz, szyję i jeszcze trochę dekoltu.
Rozprowadza się ją bez problemu, a zapach powoduje że ślinianki pracują szybciej ;).


Tutaj tez miałam problem ze zmyciem, jednak gdy już się z nim uporałam otrzymałam cudnie nawilżoną buźkę. Dodatkowo na prawdę twarz wyglądała na zrelaksowaną i wypoczętą. Była gładka i promienna.
Aż się nie pomalowałam tego dnia ;). Efekt utrzymał się cały dzień z czego jestem ogromnie zadowolona.
Maseczka nie podrażniła i nie zapchała mojej cery.


Podsumowując - do wersji czekoladowej chętnie wrócę, wersja cynkowa nie skradła mojego serca, dużo lepiej oczyszcza moją twarz glinka zielona.

Jestem ciekawa czy miałyście z nimi już do czynienia.

Perełkowa kąpiel do stóp

Hej!
Rozgadałam się Wam ostatnio o włosach ;). Ale co poradzić skoro one pochłaniają najwięcej mojego czasu jeśli chodzi o pielęgnację. Chucham na nie i dmucham by były jak najpiękniejsze ;). Raz z lepszym raz z gorszym skutkiem - ale jednak! Wczoraj miałam przyjemność poznać właścicielkę cudownych włosów, ach jak ja zazdroszczę tej gęstości, grubości i ogólnego wizerunku! Ktoś się domyśla? ;) Tak, tak, mówię o Eter! Nie znałyśmy się do tej pory, a i tak przegadałyśmy tyle czasu jakbyśmy były starymi znajomymi :). Jak to napisała eter u siebie - włosy connecting people - całkowicie się z tym zgadzam! Blog stał się moim okienkiem na niesamowite znajomości (i plany biznesowe xd). Eter! Dziękuję Ci za wspaniale spędzony czas! Mam nadzieję, ze damy radę kiedyś to powtórzyć :). A kto nie zna bloga Wioli, zapraszam Was serdecznie, zwłaszcza jeśli poszukujecie sporej dawki włosowej wiedzy (i nie tylko!). A jak poszukujecie dobrej wcierki do włosów to już lepiej trafić się nie dało ;).

A teraz do rzeczy ;). Wiem, że teraz znów stópki schodza do lamusa, a raczej dbanie o stópki bo lato się skończyło, pora na grube skarpety - to kto by się przejmował stopami ;). Ale ja praktykuje kąpiele dla stópek cały rok - po pierwsze dlatego, że jak mam ciepło w stopy to ogólnie jest mi ciepło, a po drugie bo nawet ukryte muszą jakoś wyglądać ;p.

Także dziś o perełkach kąpielowych!

Niepozorne opakowanie skrywa w sobie śliczną zawartość! I to właśnie ta zawartość robi za ozdobę, bo sami przyznacie że etykieta nie przyciąga wzroku.


Perełki są cudownie niebieściutkie i szybko się rozpuszczają. Barwią wodę i dają odrobinkę pianki (chociaż w sumie to nie jest taka typowa pianka.. ale słów mi innych brakuje).
Zapach? Sama nie wiem, niezbyt przyjemny, kojarzy się mi z jakimiś środkami do mycia łazienki ;). Ale po rozpuszczeniu jest słabo, bardzo słabo wyczuwalny i stopy potem tez nie pachną, a przynajmniej tego nie zauważyłam, nie jestem na tyle gibka by to sprawdzić xd.


Jednak to wszystko co do tej pory powiedziałam jest mało ważne. Najważniejsze jest działanie! A ono powala na kolana. Skóra stóp po kąpieli jest mięciuteńka jak pupka niemowlaka. Mam niemowlaka w domu, mogłam porównać :P. Do tego stopy są nawilżone i oczyszczone. Po takiej kąpieli stopy są prawie jak nowe, wiadomo z mocno zrogowaciałym naskórkiem sobie nie poradzi, jednak z tym mniej - jak najbardziej!
Perełki te są świetnym sposobem jeśli nie lubimy kremować stóp lub jeśli zastosowałyśmy skarpetki złuszczające i chcemy by efekt utrzymał się jak najdłużej.

Skład:

Do dostania są w Rossmanie za ok 7 zł


Ja osobiście bardzo je polecam. Robią te perełki moim stopom dobrze ;).
Miałyście z nimi do czynienia?


Balsam do włosów z olejkiem arganowym

Hej!
No to jak już zaczęłam temat włosowy to pociągnę to dalej ;).
Wiecie już, że argan nie jest najlepszym olejem dla moich włosów. Więc pewnie dziwicie się po co w takim razie był mi ten balsam. Już wyjaśniam... Nie wiem czy tez tak macie, ale są produkty, które aż MUSZĘ spróbować. Tak miałam z tym balsamem, chodził za mną odkąd się pojawił na rynku... Długo zwlekałam z kupnem bo nie przepadam na produktami do włosów tej marki. W końcu jednak kupiłam go na wyprzedaży u Blanki.

No i jest:

Opakowanie typowe dla producenta. Ładne, przyciąga uwagę i wzbudza zaufanie - a przynajmniej na mnie robi takie wrażenie. Ciemniejszy plastik jest półprzezroczysty, bez problemu możemy określić ile produktu nam zostało w opakowaniu.

 

Otwarcie jest wygodne, możemy dozować sobie bez problemu ilość balsamu. Nie ma problemu z zamykaniem i otwieraniem, bez względu na to czy ręce są suche czy mokre.


Konsystencja nie jest za rzadka ani za gęsta. Jak dla mnie typowa dla 'balsamów' do włosów. Nie ucieka z dłoni i nie spływa z włosów. Łatwo się go rozprowadza po nich i równie łatwo spłukuje.
Balsam ten jest dość lekki, nie obciąża, ale też nie dociąża. Czupryny mniej wymagające niż moja powinny być jednak zadowolone.


Co on jednak robi z moimi włosiętami?
No więc prawie to samo co olej arganowy ;). Czyli mam po nim puch i bark blasku. No cóż.. Próbowałam emulgować nim olej i dodawać do mieszanek jednak skutecznie psuł wszystkie efekty. Posyłam go dalej więc, do pewnej przesympatycznej blogerki, której włosy zdecydowanie bardziej lubią olej arganowy od moich.


Jestem ciekawa czy miałyście taki przypadek, że bardzo chciałyście coś mieć mimo, ze zdawałyście sobie sprawę, że to niekoniecznie będzie dla Was dobre..



Kolagenowa kuracja do włosów od BingoSpa

Hej!
Pokazałam włoski, więc pora na jakąś recenzję produktu, który używam :).
Kończę go już właściwie a dopiero teraz zabrałam się za recenzję... Jakoś ta kuracja nie podbiła mojego serca. Część jej (nawet sporą) posłałam dalej w świat.
Moje włosy wygląda na to, że kolagenu nie trawią najlepiej... Ale o tym później :)

Teraz po kolei. Oto ona:

Wielki, litrowy słój o bardzo minimalistycznej grafice... Nie robi wrażenia, nie przyciąga uwagi. Ja jednak jeśli chodzi o maski do włosów lubię ten sposób pakowania, mam pewność że zużyje całość i łatwo się robi odlewki dla innych xd.


Nie powala też tutaj zapach - taki męski. Nic specjalnego. Może jakoś nie krzywię bardzo noska, ale potem pachnę facetem bo niestety zostaje na włosach ;). Dobrze, że W. wie, że mam tak dziwnie pachnące kosmetyki bo by mnie jeszcze o zdradę posądził ;).


Konsystencja jest lejąca. Niby jakoś za bardzo nie ucieka z dłoni, jednak nakładać ją trzeba sprawnie. Na szczęście z włosów już nie migruje dalej. Trzyma się dobrze a potem łatwo ją spłukać.
Nie ważne jak długo trzymałam ją na łepetynce mej efekt uzyskiwałam taki sam - niebyt przyjene w dotyku włosy + mega mega blask.
Były jednak sytuacje wyjątkowe, gdy to moje włosy nie otrzymywały protein na prawdę długo (zapomniało mi się) wtedy to otrzymywałam cudownie układające się, miękkie, lśniące loko-fale. Niesamowita sprawa.
Jednak nie opłaca mi się kupować więcej 1 l maski by móc jej użyć raz na 2 miesiące...
Nie używałam jej na skórę głowy, bałam się trochę...
Kuracja nie powoduje przyklapu, jest raczej dość lekka, także cienkie włosy nie muszą się jej obawiać.

Skład:

Ogólnie oceniam tą kurację na: bez szaleństw.
Nie sięgnę po nią ponownie, bo dużo lepiej z bingo spisywała sie u mnie np maska mleczna, która tworzyła mi piękne loczki.

Jestem jednak ciekawa czy miałyście z tą kuracją do czynienia?



Włosy we wrześniu

Hej hej!
Przybywam do Was dziś z aktualizacją :)
Trochę narobiłam zdjęć w tym miesiącu włosiskom mym bo mi się na eksperymenty zebrało ;).

Na początek - włosy po raz pierwszy od bardzo bardzo dawna rozczesane na mokro by sprawdzić długość:
Tak sobie myślę, że chciałabym mieć tak ciemne włosy... chyba muszę Khadi kupić znów...

A tu już jak wyschły:

Jest różnica w kolorze co?

Przy oknie próbowałam uchwycić skręt i kolor dokładnie:

Końce suche... będę podcinać, chociaż jak mam być szczera to już trochę ich sobie ciachłam ;) Ale nie wiem ile bo nie mierzę ;)

I jeszcze jedno mam dla Was, już z innego dnia, tym razem z fleshem:

Muszę popracować nad puchem przy głowie, bo na długości jest już dobrze...

Co myślicie? :)

Masz problem z łupieżem? Spróbuj Capitis Duo

Hej!
Dziś będzie o szamponie, który pomógł głowie mojej, siostry, mamy i pewnej kochanej wizażanki ;).

Czasami jakiś eksperyment mi się nie uda, czasami przesadzę tak bardzo, że jogurt naturalny/glutek z siemienia nie radzą sobie z moją głową. Na szczęście nie czynię tego za często. Nawet bardzo, bardzo rzadko bo już poznałam dość dobrze swoją łepetynkę.
Jednak gdy mocno podrażnię sobie głowę i zyskuję piękny łupież, potrzebuję czegoś ekstra co szybko sobie z tym poradzi.
Czymś takim jest dzisiejszy bohater.
Oto i on:

Otrzymujemy go w kartoniku, o prostej, takiej aptecznej bym powiedziała grafice. Nie przyciąga spojrzenia, o nie.
Na kartoniku znajdujemy wszystkie możliwe informacje o produkcie, jednak to nie wszystko - w środku mamy też ulotkę, dzięki czemu możemy posiąść gruntowną wiedzę o tym szamponie.

Butelka ta ma wygodne otwarcie i niestety jest nieprzezroczysta przez co nie możemy kontrolować zużycia.

Skład:

Nie należy do łagodnych, jednak nie oczekiwałam tego od niego. Chciałam by jak najszybciej pomógł mi pozbyć się problemu. I z tym zadaniem poradził sobie perfekcyjnie.
Skóra głowy już po pierwszym użyciu była ukojona. Swędzenie się skończyło, łupież zniknął (jednak stosowałam go tydzień tak jak zalecił producent).
Jedynie długość włosów była niezadowolona, były wyrypane jak nigdy. Mocno skrzypiały, szampon delikatnie poplątał je, potrzebna koniecznie była odżywka. W kolejnych myciach pamiętałam by zabezpieczyć dodatkowo przed myciem włosy odzywką i uważałam by szampon trafiał tylko na skórę głowy.


Ciekawy jest kolor tego szamponu - ciemnoniebieski :). Tworzy on na prawdę morze piany, dzięki czemu nie trzeba go dużo. Co przy jego pojemności (110 ml) to duży plus.
Zapach? Z czymś mi się kojarzy, ale nie potrafię dojść o co chodzi. Podoba mi się jednak, utrzymuje się na włosach. Na pewno nie jest duszący.


Szampon ten na prawdę świetnie poradził sobie z tym co obiecał producent. Jeśli ma się podobny problem warto się za nim rozejrzeć.

Koszt: ok 25 (jest do dostania np na doz.pl)

Olej arganowy po mojemu

Hej, hej, hej!
Spieszę do Was z radosną nowiną, że zostałam przyjęta na studia drugiego stopnia! Cieszę się tak bardzo, że mogłabym skakać pod sufit ;). Dziś pędzę robić badania i składać papierki. A dla Was zostawiam moje przemyślenio - receznję na temat uwielbianego przez wszystkich oleju arganowego.

Zauważyliście ten szał? Olej arganowy jest wszędzie! Kremy, odżywki, szampony, balsamy, zmywacze do paznokci (!). Jeden wielki BUM! Wychwalany jest pod niebiosa jako cud nad cudy. Działa u każdego i zawsze! Ale czy na pewno?

Mój olej trafił do mnie od ManufakturyAptecznej (FB) na spotkaniu blogerek w Lublinie. Od kiedy go otrzymałam postanowiłam gruntownie go przetestować i sama określić jak to jest z tym złotem Maroka.

A więc zacznę od początku i tak jak mam to w zwyczaju od opisu opakowania :).


Znacie mnie już trochę i wiecie, że lubię prostotę i szalone opakowania. Wszystko co jest pomiędzy nie przyciąga mojego spojrzenia. W tym wypadku mamy do czynienia z prostotą, jak patrzę na tą etykietę mam pozytywne skojarzenia.

Wspominałam Wam już, że logo firmy budzi moją sympatię i wzbudza zaufanie, ale i tak się powtórzę (w końcu ktoś mógł to przegapić ;))


Buteleczka miała otwarcie zabezpieczone folijką, a więc dopiero po jej zdjęciu zobaczyłam, że mój olej jest uszkodzony. Nie nacieszyłam się więc ładną buteleczką... Musiałam przelać zawartość do innego opakowania.


Olejek arganowy otrzymywany z drzewa arganowego naturalnie rosnącego w Maroko charakteryzuje się wysoką zawartością kwasu linolowego i oleinowego, bogaty jest w polifenole, tokoferole (przeciwutleniacze), dodatkowo zawiera sterole, karotenoidy, ksantofile i skwalen.
  • Olejek jest przeznaczony szczególnie do pielęgnacji delikatnej i suchej skóry, chroni skórę przed niekorzystnym wpływem czynników zewnętrznych oraz przed jej nadmiernym wysuszeniem. 
  • Olejek arganowy hamuje procesy starzenia, redukuje zmarszczki, nawilża, rewitalizuje i poprawia elastyczność skóry, przez co skóra nabiera wyraźnie młodszego wyglądu. 
  • Polecany kobietom z problemami skórnymi związanymi z menopauzą. 
  • Zalecany przy leczeniu ran, łuszczycy, wyprysków skórnych (skaz po trądziku i ospie), ułatwia gojenie blizn i stanów zapalnych skóry. 
  • Wspomaga pielęgnację cery trądzikowej i ogranicza ilość sebum, zmniejsza tym samym tendencję skóry do przetłuszczania. 
  • Nadaje włosom naturalny połysk, wytrzymałość, jedwabistość i miękkość, przywraca naturalny stan kruchym i łamliwym paznokciom. 
(informacja ze strony Manufaktury Aptecznej)

Olej jest prawie bezbarwny i całkowicie dla mojego nosa bezwonny. bez wątpienia argan należy do tych 'cięższych' olei. Jednak przyjemnie dosyć się z nim współpracuje.
Mam nadzieję, że jesteście ciekawi moich przemyśleń po-testowych na jego temat. :)

JA - WŁOSY - OLEJ ARGANOWY
Od razu wam zdradzę, że tu miłości nie ma. Nie 'zatrybiło' między nami.
Olejek ten powodował, że moje skłonne do puszenia włosy puszyły się jeszcze bardziej. Znikał blask moich włosów, do którego zdążyłam się już przyzwyczaić bo rzadko co niszczyło mi ten efekt.
Nie pomogły różne techniki olejowania, ani zmiana czasu. Efekt zawsze był ten sam: puch, brak blasku a czasami nawet pojawiała się szorstkość.
Właściwie to już wcześniej miałam takie przypuszczenia, ponieważ kosmetyki do włosów z dodatkiem tego oleju sprawiały, że moje włosy nie prezentowały się dobrze. Eksperyment z czystym olejem tylko to potwierdził.


JA - CIAŁO - OLEJ ARGANOWY
Jako, że eksperyment włosowy się nie sprawdził, przeszłam z testami dalej i zajęłam się swoim ciałem.
Tutaj uzyskałam efekt połowiczy ;) O co chodzi? Olej spisał się świetnie od pasa w dół, a wyżej niestety już nie.
A więc jak właściwie działał? Otóż po kąpieli gdy skóra jeszcze była lekko mokra wcierałam olej w całe ciało (np prawie  moje plecy omijałam, wiecie dlaczego). Co mi dawał ten zabieg?
Po pierwsze olej w ten sposób nałożony wchłania się dużo szybciej, skóra staje się nawilżona i przyjemnie napięta. Nie pozostaje żadna tłusta i nieprzyjemna warstwa. Nie lepię się i mogę od razu praktycznie zakładać ubrania.
Skóra nóg go pokochała. Całkowicie. Jest nawilżona na długo, bardzo długo. Do tego stała się bardziej jędrna (a przynajmniej tak się prezentuje) - po ponad 2 tygodniach. Dodatkowo jest wygładzona i przyjemna w dotyku. Uwielbiam ten efekt.
Dlaczego jednak od pasa w górę już nie było tego efektu? Wynika to pewnie z mojego odczuwania... Chodzi mi o to, że ja po prostu bardzo nie lubię smarować się olejkiem po tułowiu, jest mi źle z tym już psychicznie, a więc moje ciało również nie reaguje najlepiej...
Natomiast jeśli chodzi o kończyny górne (yep, używam słownictwa 'branżowego' bo jak się wyrażam inaczej to mam wrażenie, że mówię niepoprawnie ;) ) to mam z nimi okresowo problem podobny do tego na plecach, który nasila się po tym oleju - innymi słowy ma wysyp na ramionach po nim.
Sprawa jest o tyle dziwna, że gdy dodaje oleju do kąpieli by później nie musieć się nim smarować efektu takiego nie uzyskuje. Skóra jest nawilżona to fakt, ale już nie ma ani zapychania, ani efektu wow przy nogach.


Jeśli chodzi o inne sposoby użycia:
- na twarzy kompletnie się nie sprawdził, ale muszę przyznać, że mało który olej się u mnie tu spisuje, jak na razie tylko konopny dał rade...
- olejowałam nim skórki i jak miałam z nimi problemy, tak dalej mam (i nie chodzi tu o długość kuracji bo wcześniej miałam olej arganowy innej firmy i kuracja trwała prawie 2 miesiące)
- w mieszankach zarówno włosowych/cielesnych ;)/twarzowych również się u mnie nie wykazał, albo nic do mieszanki nie wnosił albo wręcz psuł efekt w związku z czym miałam albo puch na włosach, albo wypryski na twarzy


Podsumowując: olej arganowy wg mnie nie jest produktem cud, często jest aż za bardzo chwalony, jak mam być szczera podobne efekty uzyskiwałam na ciele przy olejku ze słodkich migdałów. Wiem, że nie będę zaopatrywała się w kolejne buteleczki tego 'złotka'.

Cena: od 34,90 (KLIK)

Jestem za to bardzo ciekawa waszych spostrzeżeń na jego temat.