Termissa - krem na bazie wody termalnej

Hej!
Jak wam mija tydzień? :) Już prawie weekend! Z niewiadomych dla mnie przyczyn strasznie śpiąca jestem ostatnio, nie ważne ile śpię, czyżby to już przesilenie wiosenne? xd
Ale ja nie o tym chciałam! Dzisiaj trochę poopowiadam o kremie, który dostałam do testów: Termissa, krem nawilżająco - odżywczy na bazie wody termalnej z Podhala.
Muszę się przyznać że to moja pierwsza współpraca, a bodźcem żeby ją podjąć był producent:

trzeba trzymać ze swoimi, co? xd

Ale do rzeczy!
Oto mój kremik:

Plastikowy, zgrabny słoiczek o pojemności 50 ml znajduje się w kartoniku, na którym widnieją podstawowe informacje (dalsze zdjęcia).  Może plastik nie jest taki elegancji jak szkło, ale komu kiedyś krem w szklanym opakowaniu upadł na stopę ten wie jaka to jednak lepsza forma ;).
Etykieta jest prosta, mi to pasuje, chociaż nie prezentuje się jednak przez to jakoś specjanie. Spodobało mi się za to logo:


Krem po otwarciu jest dodatkowo zabezpieczony - fajna sprawa, uważam, że w każdym kremie powinno znajdować się jakieś zabezpieczenie.

zabezpieczenie po lewej
Krem ma dość gęstą konsystencje, która wbrew moim obawom świetnie się rozsmarowuje i szybko wchłania. Dodatkowo bardzo przyjemnie pachnie - subtelnie tak, szczerze mówiąc przypomina mi jakieś perfumy mojej siostry, spodobało mi się to. Na twarzy jednak, nie bójcie się, zapach nie pozostaje :).


Skład i sposób użycia:

Przejdźmy do najważniejszego, czyli czas na opowieść o działaniu. Kremu używałam razem z siostrą i mamą, bo byłam bardzo ciekawa ich odczuć. (przez miesiąc - niezła wydajność!)
Zaczniemy ode mnie - skóra nieproblematyczna, mieszana
Krem stosowałam zarówno na dzień jak i na noc. Jak już wspomniałam wcześniej krem świetnie się wchłania, dlatego nie miałam żadnego problemu z późniejszym makijażem. A co więcej krem ten jest świetną bazą! Skóra jest wygładzona i delikatnie napięta, podkład dzięki czemu rozprowadza się niezwykle przyjemnie (i co mnie zdziwiło, dużo dłużej na twarzy zostaje)
U mnie krem nie poradził sobie z nawilżaniem, ale tego się spodziewałam, ponieważ siemię lniane działa nawilżająco na moją skórę tylko od wewnątrz - inaczej mam wrażenie wręcz odwrotne, jakby była bardziej wysuszona (to tylko w przypadku maseczek z siemia, przy kremie obyło się bez ego wrażenia)
Za to muszę pochwalić krem za odżywienie- skóra na prawdę po miesiącu prezentuje się świetnie, widać, że było jej dobrze.
Krem nie zapchał ani nie podrażnił.

U mamy - cera naczynkowa, normalna
Mama bardzo polubiła ten krem. Stwierdziła że skóra po nim jest o wiele bardziej napięta i jędrna. Nie narzekała na brak nawilżenie ani odżywienia. Tak samo jak ja uważa że krem bardzo szybko się wchłania i jest świetną bazą pod makijaż ( odstawiła dla niego swoją silikonową bazę)
Nie zapchał i nie podrażnił - za co duży plus bo wiele kremów podrażnia mamine policzki.

U siostry - cera normalna ze skłonnością do zapychania
I znowu mamy pochwałę dotyczącą używania kremu pod makijaż. Skóra idealnie wygładzona i nawilżona. Brak zapychania.
Siostra twierdzi, że czasami piekły ją po nim policzki (czyli z tego co się dowiedziałam 4 razy w ciągu miesiąca).

 
Od producenta:

Podsumowując uważam, że to na prawdę dobry krem i warto się za nim rozejrzeć, zwłaszcza gdy ktoś poszukuje czegoś pod makijaż, bo chyba lepiej jednak dla naszej cery jak będziemy używały kremu zamiast silikonowej bazy?  :)

Krem można kupić na stronie producenta za 30 zł/50 ml
Cena bardzo przystępna biorąc pod uwagę wydajność(gdybym używała sama starczyłby mi na ok 3 miesiące)

Chciałabym też podziękować firmie Termissa za możliwość przetestowania ich produktu.


Pozdrawiam
Żan


malinowe masełko do ust

Hej!
Czy jest jeszcze ktoś kto nie zna tych masełek od Nivei? No przyznać się ;)
Było o nich głośno gdy się pojawiły, mają zarówno swoich fanów jak i przeciwników - do której grupy ja należę? Czytajcie dalej :)

Oto moja wersja:



Ładny metalowy pojemniczek, wygląda słodko. Nie otwiera się w torebce,  jednak ja korzystam z takiej formy pielęgnacji ust tylko w domu - bądź co bądź to jednak mało higieniczne...

Skład:

Konsystencja/kolor:

Konsystencja zbita, ale mięknie pod wpływem ciepła z palca. Łatwo je nabrać i zaaplikować na usta. Gdy nałożymy trochę więcej delikatnie bieli usta - mi to nie przeszkadza, stosuję je jako 'opatrunek na noc' czyli aplikuję grubą warstwę dzięki czemu budzę się z miękkimi ustami :).
Masełko jednak nie radzi sobie z suchymi skórkami - w żadnym stopniu nie pomaga się mi ich pozbyć. Nie odżywia też i nie nawilża spektakularnie - wykazuje tu raczej dość średnie działanie.
Za co należy mu się ogromny plus? Za zapach, który jest cudownie malinowy - no pychotka (szkoda że już tak nie smakuje ;))
Wydajność jest ogromna - będę je miała chyba wieki...

Ogólnie rzecz biorąc nie zachwyciło mnie zbytnio, jednak też nie zniechęciło, taki o kosmetyk bez którego da się żyć;)

Miałyście?

Pozdrawiam
Żan

Serum wygładzająco - regenerujące do końcówek włosów

Tak tak tak! Dobrze widzicie, dzisiaj znowu włosowo ;) Ostatnio trochę się na nie gniewam (no nie chcą się kręcić niedobroty jedne...), a więc podcięłam końcówki, trochę jakby odżyły ale w sumie to wielkich zmian nie ma - tyle że tych nieprzyjemnych w dotyku się pozbyłam.

A skoro już tak Wam gadam o końcówkach to dorzucę parę słów o serum wygładzająco - regenerującym do końcówek włosów od Joanny, z serii Apteczka Babuni.

Oto ono:

Ładna, zgrabna, biała tubka z prostą grafiką - dla mnie ok.
Stoi na głowie dzięki czemu nie ma problemu z zużyciem produktu do końca.

Zapach (jak cała ta seria) miodowo - mleczny. Smakowity ;)


Konsystencja lekka, nie zdarzyło mi się jeszcze z nim przesadzić, bez względu na to ile bym nakładała...
Ale uwaga niskopory! ;)

Skład:
(przepraszam że takie zdjęcie, jakbym nie cudowała to i tak mi coś nie wychodziło :( )

mamy silikony, czyli jakaś szansa ochrony jest


A teraz najważniejsze, czyli działanie :)
Czy serum to może nam wzmocnić końce? I tak i nie ;) Głównym problemem są proteiny zawarte w serum - w produktach bez spłukiwania łatwo bardzo o przeproteinowanie, zwłaszcza końcówek które i tak są narażone na najwięcej zniszczeń.
Jednak żaden włos nie funkcjonuje dobrze gdy mu nie dostarczamy żadnych protein - a więc serum działa świetnie, ale gdy nie stosujemy go ciągle.
Wiecie już, że moje włosy uwielbiają proteiny mleczne, a więc z powodzeniem stosowałam serum na całej długości - włosy zadowolone (o ile oczywiście nie przesadzałam z częstotliwością), miękkie, tworzyły piękne fale.

Podsumowując, jestem z niego zadowolona, ale na dłuższą metę nie jest ono dobrym pomysłem.
Nie kupię następnego opakowania - wolę jednak zwykłe serum a proteiny dostarczać w maskach  i odżywkach.

Pozdrawiam
Żan

Soraya - antyperspirant

Witam wszystkich! Co u Was słychać?
Ja aktualnie zmierzam się z dylematem w co się ubrać na 'Bal chemika' na który zostałam zaproszone przez W.... Jakoś wyjątkowo wszystko co mam w szafie wydaje mi się  nieodpowiednie... Ech, ciężkie życie co? ;)

Ale ja nie o tym miałam mówić...
Dzisiejszym bohaterem posta jest antyperspirant brzoskwiniowy od firmy Soraya.

Oto on:

opakowanko śliczne, różowiutkie, delikatne napisy - ogólnie rzecz biorąc wszystko do siebie pasuje i ładnie wygląda :)
Poza tym plusik za stanie 'na głowie' dzięki czemu do końca nie ma żadnych problemów z wydobyciem produktu.

Od producenta:

Taak, z tym świeżym, owocowym zapachem to ich trochę poniosło... O ile w opakowaniu pachnie ładnie brzoskwiniami, tak na skórze zaczyna pachnieć dziwnie...
Niby da się wyczuć brzoskwinie (jak się człowiek uprze) ale coś z tym zapachem nie gra..
Po aplikacji jest taki lekko drażniący, chemiczny, no strasznie dziwny...

 
Nie mam za to zastrzeżeń co do konsystencji - szybko wnika, nie zostawia śladów.
Nie ma żadnych żółtych plam na białych ubraniach i białych na czarnych, kolorowe też bez odbarwień - wielki plus za to!

Dodatkowo nie podrażnia, mimo że goliłam pachy przed aplikacją nic mnie nie piekło, nie czułam żadnego dyskomfortu.


Do działania też nie mogę się przyczepić - działa bez zarzutu! Nie podołał tylko raz - ale wtedy miałam na prawdę kryzysowo - stresującą sytuacje.
Tak poza nią, nie mam żadnych zastrzeżeń - jakby nie zapach czułabym się lekko i świeżo cały dzień.


Podsumowując, jestem na TAK, ale w tej neutralnej wersji zapachowej! Ta zdecydowanie odpada :/.

Miałyście? Jak się u Was spisał?

Pozdrawiam
Żan



Dbam o siebie IV

Czyli podnosimy poprzeczkę po wcześniejszych wyzwaniach! (które były bardzo dawano temu xd)
Oto i ono:


Będzie ciężko, więc już się cieszę! :)

Tutaj macie filmiki jak poprawnie wykonywać ćwiczenia:
crunches
sit-ups

ja rezygnuję jednak z leg raises przez duże obciążenia kręgosłupa lędźwiowego, zastąpię to ćwiczenie rowerem górskim - to ćwiczenie w którym przyciągamy kolana do brzucha w pozycji do deski na dłoniach a nie przedramionach.

Dołączacie?

Pozdrawiam
Żan

odnawiające mleczko regenerujące

Jestem Wam winna przeprosiny, wiem :(
Ale na prawdę teraz jadę bez trzymanki - w sensie że strasznie dużo się dzieję - potrzebuję chyba telefon z internetem, wtedy dam radę wszystko ogarniać...
Jak na razie musicie się mną zadowolić trochę rzadziej, jednak miejcie pewność że po nadrabiam zaległości w weekend :))

A dzisiaj śpieszę z recenzją kosmetyku, który umila mi czas od miesiąca :)

Oto on w kartoniku:

 I bez:

Jak zwykle już zresztą jeśli chodzi o Tołpe podoba mi się opakowanie - w tym wypadku jest proste i subtelne i jak zawsze wypełnione po brzegi informacjami :)

Butelka jest z przezroczystego plastiku, dzięki czemu wiemy ile produktu zostało. Dodatkowo posiada pompkę - wiecie że to uwielbiam!


No przepraszam, ale muszę! Znowu zadręczę Was zdjęciami opakowania i tych wszystkich informacji - ja wprost uwielbiam je czytać :)


A to dopiero początek ;) Kto nie lubi czytać takich rzeczy niech przewija ;)


No dobra, robię przerwę - teraz będzie o tym za co pokochałam to mleczko, bo jestem nim zachwycona, mimo że na początkująca byłam sceptycznie nastawiona, sama w sumie nie wiem czemu...
Ale do rzeczy!

Konsystencja jest iście mleczkowa, koloru beżowego. Mleczko wchłania się bardzo szybko, ma lekką konsystencje, nie smuży, nie tworzy lepkiej powłoki.


Dodatkowo otula nas cudownym zapachem! Który niezwykle ciężko mi opisać... Co mogę o nim powiedzieć.. Jest taki perfumeryjny (jest takie określeni ;)), nienachalny, ale ma się wrażenie że jest 'drogi'. Kurcze, na prawdę nie wiem jak to opisać - jest genialny jak dla mnie!
A na skórze utrzymuje się cały dzień - no rozpływam się :)

Za dużo słodzę? Przepraszam... Ale muszę! Bo ten kosmetyk jest tego wart.


A jak z działaniem zapytacie?
I tutaj nastąpiło największe zaskoczenie z mojej strony - po lekkiej konsystencji nie spodziewałam się tak dobrego nawilżenia. Moja skóra jest wymagająca gdy jest zimno, od razu mnie swędzi gdy tylko nie jest dobrze nawilżona - teraz nie miałam żadnych, najmniejszych problemów.
Dodatkowo postanowiłam zrobić małe wyzwanie temu mleczku - producent obiecuje wyrównanie kolorytu, a więc stosowałam je w miejsce gdzie moja skóra nie wygląda najlepiej czyli ramiona - i co? I jest pięknie, no dobra tu może trochę przesadzam, po 4 tygodniach używania (producent zaleca 6) zauważyłam duże zmiany - skóra jest po prostu ładniejsza.


Mleczko sprawiło że moja skóra wygląda lepiej, jest napięta, nawilżona, odżywiona, wyrównało koloryt.
Buteleczka starcza na całą kurację (6 tygodni) i kosztuje 45 zł za 250 ml. Wiem, że nie jest to mała suma, ale warto - moja skóra jest teraz naprawdę rozpieszczona ;)



A terasz podzielę się z Wami informacjami ze środka opakowania: (Tołpa wykorzystuje każdą przestrzeń ;))




Dobra to koniec - obiecuje ;)

Miałyście to mleczko? Jak u Was się spisało?

Pozdrawiam
Żan


Upominki od sponsorów :)

Ach, wiecie że już jestem zmęczona tym tygodniem? Ja nie wiem jak to możliwe...
Na osłodę, oglądam upominki ze spotkania blogerskiego o którym pisałam TUTAJ.
Chcecie zobaczyć co do mnie przywędrowało?
(DZIĘKI AGA! :* - dla niewtajemniczonych, Aga zgodziła się wysłać do mnie kosmetyki paczką ponieważ nie byłam na ich wręczeniu)

A więc oto moje cuda - z wieloma spotyka się po praz pierwszy i bardzo mnie ciekawią!

Cała przesyłka pachniała cudownie - oczywiście od razu odkryłam źródło zapachu, śliczne pudełeczko od PartyLite!

Tołpa

Dermedic

Bandi

Prezent od Ali - dziękuję! Pychotka! ;)


Biały Jeleń i Goodies

 Macadamia

 BBW

 Palmer's

 Avene i Clarena

 Orientana

Craft'n'Beauty

 Marko Sklep

 Warsaw Nail Bar by Essie


To by było na tyle :)

Pozdrawiam
Żan

Specjalne spotaknie blogerek - 15.02 Warszawa

Hej hej hej!
W sobotę, jak już Wam wspominałam byłam w Warszawie na spotkaniu blogerek, nie było to jednak takie zwykłe spotkanie! Było i dla nas i dla Stasia!

Nie byłabym sobą gdybym trochę nie pobłądziła i mimo, że w Warszawie byłam sporo przed czasem, na spotkanie dotarłam punktualnie ;). Tak wiem, kiedyś się w pokoju zgubie... Ale mam małe usprawiedliwienie! Targałam całą torbę korków dla Stasia i mnie to trochę spowolniło :).

Ale do rzeczy! Spotkanie odbyło się w Pochwale Niekonsekwencji - swoją drogą, nazwa idealnie oddaje wystrój lokalu - wszystko z innej parafii ;) jednak muszę przyznać było bardzo przytulnie, jedzenie pyszne!
Lemoniada genialna! I wszystko w bardzo przyjemnych cenach - lokal bardzo na plus!

Same zobaczcie smakołyki na które ja się skusiłam:


Gdy zajadałam moją pyszną szarlotkę odbyła się prezentacja produktów firmy Palmer's, ależ było pachnąco! Aż brakło ciała by móc wszystko w siebie wsmarować! Wszystko kusiło ;) Prezentacja była na prawdę bardzo ciekawa!



Następnie miałyśmy okazję poznać panią Renię z Maroko Sklep - która jest po prostu idealną reklamą dla firmy - piękna z niej kobieta! Na dodatek dowiedziałam się na prawdę wielu ciekawych rzeczy, o których nie miałam zielonego pojęcia wcześniej. W takiej formie to aż miło się wiedze przyswaja ;)
 

Poza tym muszę wspomnieć, ze dzięki Maroko Sklep i pani Reni spełniło się moje kosmetyczne marzenia - mam Savon Noir!
normalnie się rozpływam na samą myśl... Ależ dziewczyny się ze mnie śmiały jak widziały mój uśmiech i szaleńczy śmiech gdy ściskałam swoją paczuszkę w dłoniach ;)


Kolejna prezentacja była dla mnie całkowitym zaskoczeniem - poprowadziły ją Smyku Smyk i CosmoFreak! Od dawna czytam ich blogi a teraz miałam okazję wysłuchać o ich nowo powstałej firmie i powąchać parę ich wosków. Dziewczyny robią na prawdę cuda, dodatkowo mamy pewność, że wszystko przygotowywane jest specjalnie dla nas - magia, nie?




I tutaj jest mój smuteczek - musiałam już uciekać, a więc nie poznałam Stasia! (taaki ból)
A same zobaczcie jaki przystojny z niego mężczyzna!


Nie byłoby jednak tego wszystkiego gdyby nie OLA! Kochana na prawdę świetnie to wszystko zorganizowałaś, masz złote serce i bardzo się cieszę, że nie dałaś się Anonimowi, który chciał (o zgrozo!) zbojkotować tak wspaniałą akcję!
Dziękuję, że mogłam znaleźć się na tym spotkaniu! :*

Dziękuję, również firmom, które tak chętnie przystały na taką inicjatywę. Oto i one:



Ale! Drogi czytelniku mój, jeśli chcesz również możesz pomóc Stasiowi, TUTAJ znajdziecie wszelkie potrzebne informacje.

Pozdrawiam
Żan


Ps. Dziękuje za udostępnienie zdjęć :*
Ps 2. Upominki będę jak do mnie dojdą ;), przez to że wyszłam wcześniej nie było mnie na ich wręczaniu :).