Wybywam na majówkę!

Hej Kochani!
Dzisiaj się tylko witam i żegnam bo wybywam na majówkę nad Solinę!
Spakowana jestem, jeszcze tylko na zajęcia na uczelni a po nich ruszamy! :) Nie mogę się doczekać!
Mam nadzieję, ze pogoda dopisze, a jak nie... I tak mam zamiast świetnie się bawić ;)


Po powrocie zdam Wam relację!
A więc do przeczytania! ;)

Kolejne wspaniałe mydło - cranberry rose

Hej!
Jak Wam mija czas Kochani? Ja teraz jestem w fazie błagania o cudowną pogodę w weekend majowy ;) Wybieramy się z W. nad Solinę tylko we dwoje i dobrzy by było gdyby słoneczko nam towarzyszyło. A jakie Wy macie plany majówkowe?

Dziś chcę Wam przedstawić pewne cudowne mydełko, które trafiło do mnie od kochanej Anulki :**
Marka jest dla mnie zupełnie nieznana, nie wiem o niej nic, ale domyślam się, że to cudo można znaleźć na iherbie ;) Anuś wyszukuje tam same perełki.


Kostka o wadze 121 g zapakowana jest w śliczny, prostu kartonik. Znajdziemy na nim tylko podstawowe informacje - zero opisów. Dzięki otworom mydło widoczne jest od samego początku a zapach jest mocno wyczuwalny - cała paczka mi nim pachniała :) A jest to zapach ciekawy - cierpko owocowy z nutą kwiatową. Przyjemniaczek z niego! Spodobał się zarówno męskiej jak i damskiej części rodziny. A warto podkreślić, że mimo faktu, że każdy chętni z niego korzysta mydełka ubywa bardzo powoli - także wydajność pierwsza klasa.

Oprócz zapachu i wydajności mydło należy pochwalić za wygląd. Kostka jest niesamowicie ozdobna i taka pozostaje przez cały czas używania mydła - widzicie te esy floresy? To nie są wgłębienia tylko ciemniejsze części mydła, które biegną aż w głąb. Dodatkowo mydło nie rozmięka i 'ciapcioli' się ;).


Piana jest bardzo śliska i przypomina bardziej emulsję. Dokładnie myje, jednak moją suchą skórę delikatnie wysusza. Oczyszcza świetnie nawet twarz nie podrażniając przy tym oczu. Używam też go do higieny intymnej i nie narzekam. Oprócz tego, dzięki takiej konsystencji piany mydło to świetnie spisuje się do golenia dając poślizg maszynce.


Skład:


Na prawdę przyjemnie mi się nim myje, a zapach zdecydowanie należy do moich ulubionych. Ciekawa jestem czy znacie tą markę?

Wieczów filmowy z Żan - a właściwie z Leo...

Hej!
W tym miesiącu nie pojawił się jeszcze żaden filmowy wpis! Zdecydowanie muszę to zmienić ;) Z resztą.. Justyna! Natchnęłaś mnie ;)

Jako że pomysł na to by wszystkie filmy łączyła postać jednego aktora Wam się spodobał postanowiłam ruszyć z przytupem - czyli dziś będą filmy, których głównym (lub niekoniecznie) bohaterem jest boski Leo! ;)

Powiem Wam szczerze, że on mi się nigdy nie podobał jako facet, ale aktorem jest genialnym i cieszę się, że wreszcie dostał tego Oskara bo należał mu się już dawno, dawno temu!

A więc ruszamy z tym koksem! Na pierwszy ogień idzie ostatnie dzieło, czyli...
Zjawa
http://www.filmweb.pl/film/Zjawa-2015-586583

Szczerze mówiąc jak dla mnie ten film byłby lepszy jakby był pół godziny krótszy ;) Podobał mi się, nie powiem, że nie, ale też za bardzo się ciągnął... Teraz jakaś moda nastała, ze im dłuższy film  tym lepiej, a ciężko jest tyle usiedzieć, mam nadzieję, że szybko to minie.
Jednak sama historia jest na prawdę ciekawa, opowiada historię Hugha Glassa, który przeżył atak niedźwiedzia i szuka zemsty za śmierć swojego syna. Całość genialnie wygląda na wielkim ekranie - te krajobrazy i muzyka! I te dźwięki, człowiek ma wrażenie, ze jest tam z nimi - skrzypienie śniegu, trzaskanie ognia... Jednak główna postać wygląda dosyć blado, może dlatego, ze brakuje mi tu jednak słów? Inne postacie były zdecydowanie bardziej wygadane.
Jednak gra aktorska Leo na prawdę jest godna podziwu - byłam przekonana o jego bólu! Widziałam to cierpienie, tę złość.
A z ciekawostek: wiecie, ze Leo kręcąc ten fil nie brał prysznica przez kilka dni z rzędu? Albo, że jest wegetarianinem a wcinał surowe mięso bo tego wymagał scenariusz? To robi wrażenie!

Wilk z Wall Street
http://www.filmweb.pl/film/Wilk+z+Wall+Street-2013-426597

Historia Jordana Belforta, brokera, którego błyskawiczna droga na szczyt i rozrzutny styl życia wzbudziły zainteresowanie FBI.Tak ten film opisuje filmweb i w sumie można by było go tak streścić. Ale! To nie wszystko ;) Film ten sprawił, że momentami płakałam ze śmiechu, dialogi są wulgarne, ironiczne i zabawne. I mimo, że wulgaryzmów nie znoszę, tak tutaj jakoś nie ranią w uszy, bez nich ten film wygląda dość komicznie co pokazał Polsat. Jakbym miała opisać ten film jednym zdaniem to było by to: Od dna do dna. Był biedny, stał się miliarderem, zmienił wszystko w swoim życiu (nawet żonę), zatrudnił i uratował wielu ludzi dając im pracę (niestety niezbyt legalną...) i pogrążył się w tym. Nie zmienia to faktu, że film wciąga i ogląda się go na prawdę dobrze, człowiek się nie nudzi i czeka na to co będzie dalej.
Moja ulubiona scena z tego filmu: wczołgiwanie się do samochodu i ta retrospekcja jak wyglądało to według niego a jak na prawdę ;) No piękne!

Wielki Gatsby
http://www.filmweb.pl/film/Wielki+Gatsby-2013-506934

Mimo, że to film z 2013 roku obejrzałam go dopiero niedawno i jakoś tak sama nie wiem co nim myśleć. Jak dla mnie jest to pogoń za wyidealizowaną miłością, pogoń tragiczna w skutkach i bardzo przypomina mi naszą polską Lalkę ;) Film jest bajkowy, widowiskowy a każda z postaci jest fascynująca i no cóż - mocno przerysowana. Zresztą wszystko w tym filmie jest takie widowiskowe, a gra aktorska jest znakomita. Można to pokochać lub znienawidzić. Ja mam mieszane uczucia...

Django
http://www.filmweb.pl/film/Django-2012-620541

No uwielbiam ten film! I muzykę z niego! Już nie wiem ile razy go widziałam, ale jak mamy ochotę na film i nie możemy nic wybrać to decydujemy się na Django - to się nie nudzi po prostu! Świetne postacie (uwielbiam doktorka!), świetne dialogi, świetna gra aktorska, świetna historia. ;) Jak widzicie ciężko mi powiedzieć o nim coś złego i musicie mi to wybaczyć bo na prawdę lubię ten film.
Co do Leo - genialnie zagrał tą postać! Człowiek go ogląda i po prostu mu wierzy i zaczyna nienawidzić za ten handl niewolnikami, za to traktowanie czarnoskórych. No i ta akcja ze szklanką - brawa! Kto nie wie: w scenariuszu Leo się nie kaleczył, uderzył w szklankę podczas kręcenia i się mocno zranił lecz nie przestał grać, dzięki temu ta scena jest jeszcze lepsza.
I na tym może zakończę, bo nie chcecie już czytać jak się zachwycam tym filmem (mimo, że nie jest on bez wad, przynajmniej jeśli chodzi o odzwierciedlenie realiów tamtej epoki).

Wyspa Tajemnic
http://www.filmweb.pl/film/Wyspa+tajemnic-2010-464256

Ten film po raz pierwszy widziałam jak jechałam dobę busem do Belgii na wakacje, po nocy... Byłam zmęczona, senna, a ten film idealnie to 'wykorzystał' i zrobił dzięki temu na mnie duże wrażenie. Praktycznie do końca nie wiedziałam co jest prawdą a co fikcją. Mało tego, za każdym razem jak oglądam ten film odbieram go inaczej - to niesamowite. Jeśli więc obejrzałeś ten film i Ci się nie spodobał - obejrzyj go drugi raz, zrobi na tobie całkowicie inne wrażenie, zapewniam. Historia ta z początku opowiada nam o szeryfie federalnym, który zmierza na wyspę, na której znajduje się szpital psychiatryczny by rozwiązać sprawę zniknięcia jednej z chorych. Na miejscu okazuje się, że nikt nie chce im (jemu i jego partnerowi) w tym pomóc. Dodatkowo dzieje się tam wiele dziwnych rzeczy i poznajemy historię samego szeryfa, który stracił żonę i dzieci. Wszystko jest bardzo zagmatwane, widz gubi się w domysłach, a do tego jest wręcz uraczony świetnymi ujęciami i dobraną do tego muzyką. Ach! No i nie mogę nic nie powiedzieć o grze aktorskiej - świetnej zresztą, niestety dopiero za drugim razem przy oglądaniu tego filmu doceniłam postacie drugoplanowe, za pierwszym razem całą moją uwagę pochłonął Leo. To chyba mówi za siebie...

Incepcja
http://www.filmweb.pl/Incepcja

Po prostu WOW. To zdecydowanie coś innego. W tym filmie oprócz Leo zagrało jeszcze dwójka aktorów, których bardzo cenią i lubię: Joseph Gordon-Levitt (który zresztą we wszystkich scenach walki nie miał dublera) i Ellen Page (którą pokochałam po obejrzeniu JUNO).
Ale wracając do tematu, film ten ciężko opisać w skrócie... Ogólnie rzecz biorąc jest o tym, że można wszczepić podczas snu jakąś myśl do mózgu komuś lub wydobyć z niego jakieś informacje - główny bohater Cobb jest w tym mistrzem. Jednak jest to bardzo ogólny opis. Utrudnienia są olbrzymie, a prawie niemożliwie jest by osoba, której 'wszczepiło' się daną myśl uznała ją za własną - taki jest jednak cel Cobba i jego zespołu. W zamian za to mają zostać wyczyszczone jego kartoteki, w których figuruje jako morderca. By zrealizować zadanie muszą pokonać trudności takie jak strzelanie, pościgi, walka w śnie, który będzie w śnie i w jeszcze kolejnym śnie... Ciężko odróżnić co się dzieje na prawdę a co jest fikcją, a jak zginiesz w śnie to umierasz na prawdę. I jak tu nie zwariować?


I na tym na razie zakończę, ale pewnie pojawi się kiedyś jeszcze jeden wpis z filmami z jego udziałem bo dorobek ma spory i świetny!
Znacie, któryś z tych filmów? Co o nich myślicie?


Pat&Rub - rewitalizujące masło do ciała

Hej!
Ostatnio było o twarzy, to teraz pora bym pokazała czym namiętnie smaruje ostatnimi czasy swoje ciałko! Nie wiem czy ostatnio Wam o tym wspominałam, ale jakoś nigdy nie kusiły mnie kosmetyki Pat&Rub, raczej je omijałam. Teraz wiem, że wiele traciłam! (Chociaż pielęgnacja twarzy od nich nadal mnie nie fascynuje ;))

Peeling z tej serii zrobił na mnie duże wrażenie o czym mogliście się przekonać czytając TEN post. Jak było z masłem? Przekonacie się dzisiaj :)


Grafika taka sama jak przy peelingu, całkiem ładna, prosta. Masło zabezpieczone jest dodatkowo folią, dzięki czemu mamy pewność świeżości kosmetyku. Co mnie urzeka od pierwszej chwili w tym produkcie? Tak samo jak przy peelingu - zapach! Uwielbiam tą serię dzięki niemu. Mocny, cytrynowy, orzeźwiający, pobudzający, niesamowicie dodaje energii i stawia na nogi. Ku mojemu szczęściu utrzymuje się na ciele jakiś czas, żałuję, że nie cały dzień.


Masło ma konsystencje bardzo ciekawą. Sam producent opisuje ją jako krem do ciasta i to chyba najlepiej ją odzwierciedla. Z łatwością nabiera się produkt z opakowania i tam samo łatwo rozsmarowuje po ciele. Wystarczy odrobina by pokryć całkiem niezła powierzchnię ;) Masło wchłania się szybko i pozostawia uczucie nawilżenia na bardzo, bardzo długo! Moja sucha skóra to uwielbia! Oprócz aromaterapii mam zapewnione odżywienie skóry mojego ciała, czego chcieć więcej?

No może troszkę niższej ceny... Ale na szczęście Pat&Rib to marka, która robi często promocje! ;)


Skład:


Uważam, że to świetny produkt i cieszę się, że jest tak wydajny, więc będę mogła się nim długo rozkoszować. Jestem ciekawa Waszej opinii o produktach tej marki - znacie, lubicie? Jaka seria najbardziej Wam odpowiada?

Oczyszczanie twarzy z Douces Angevines

Hej!
Mało mnie, wiem... Ale nic nie poradzę. to nie jest tak, ze mi się nie chce czy coś. Po prostu nałożyło się w ostatnim czasie wiele spraw, a że dodatkowo moja pielęgnacja stała się bardzo minimalistyczna to i pisać nie mam za wiele o czym ;) Mam parę postów poza kosmetycznych pozaczynanych, ale brakuje mi czasu by je dokończyć, dorobić do nich zdjęcia... I tak jakoś czas ucieka, a magisterka sama się napisać nie chce niestety.

Żeby przybliżyć Wam moją obecną pielęgnację twarzy muszę Wam przedstawić duet marki Douces Angevines, który obecnie króluje w mojej łazience. Wygrałam go w konkursie u Anulki (:***) i używałam namiętnie od jakiegoś czasu, jeśli jesteście ciekawe moich wrażeń zapraszam do czytania!


Chcę Wam najpierw przytoczyć co o tych produktach mówi producent. DA jest marką, której opisy uwielbiam czytać! Ich kompozycje składników, filozofia i cała otoczka to po prostu bajka! Zresztą, co ja Wam będę gadać, same zobaczcie:

Zestaw do oczyszczania twarzy zawierający fluid do demakijażu Fantomette otaz tonik Virginale.
Fluid Fantomette jest maceratem z dziurawca, który łagodnie i skutecznie oczyszcza, usuwając wszystkie zanieczyszczenia i pozostałości makijażu. Fluid jest delikatny dla skóry i pozwala zachować jej naturalną równowagę. Pozostawia uczucie świeżości i dobrego samopoczucia.
Virginale to prawdziwy tonik z wody kwiatowej destylowanej parą wodną. Jest orzeźwiający jak poranna rosa na Twojej twarzy. Użyty po płynie do demakijażu Fantomette działa jako doskonała baza dla porannych i wieczornych zabiegów pielęgnacyjnych skóry. Stosowany jako kompres, jest niezwykle odświeżający na zmęczone oczy.

FANTOMETTE
INCI: SESAMUM INDICUM*, HELIANTHUS ANNUUS*, RICINUS COMMUNIS*, OLEA EUROPAEA*, HYPERICUM PERFORATUM, LAVANDULA BURNATI*, CANANGA ODORATA*,PARFUM* (essential oils fragrance), linalol, eugenol, benzyl benzoate, limonene (naturaly contained in essential oils).
VIRGINALE
INCI: CITRUS AURANTIUM*, ROSA DAMASCENA*, CHAMAEMELUM NOBILE*, LAVANDULA ANGUSTIFOLIA*, ETHANOL*, STYRAX BENZOÉ*, RIBES NIGRUM*, PARFUM* (ESSENTIAL OILS FRAGRANCE).


Oba produkty znajdują się w szklanych buteleczkach o pojemności 50 ml (była to oferta limitowana, w tej chwili można każdy z tych produktów zakupić oddzielnie w większej pojemności). Tonik ma atomizer, który niestety okazał się trochę słaby - zamiast mgiełki daje mocny strumień, a więc zamiast rozpylania na twarzy muszę spryskiwać nim wacik i dopiero wtedy przecierać nim twarz. Natomiast atomizer do fluidu oczyszczającego jest nieco wypukły, świetnie się go używa, nie zacina się, a olejek wypływa do przodu, nie cieknie po bokach, nie otłuszcza wszystkiego.

Jak widać ze zdjęć etykiety są bardzo proste. Ta marka czaruje swoją prostotą i klasą. Ich produkty zachwycają nie opakowaniami lecz działaniem i zapachami.

Fluid pachnie niesamowicie. Ziołowo, ale jednocześnie jakby korzennie. Jest mocny, ale nie duszący, człowiek się od niego uzależnia, kojarzy się z czasem dla siebie, relaksem, spokojem... Tonik za to to mocny, kwiatowy zapach, odświeżający i pobudzający.


Fluid Fantomette to produkt, który świetnie oczyszcza twarz ze wszelkiego rodzaju zanieczyszczeń. Wystarczy parę naciśnięć pompki na wilgotny wacik a cały makijaż znika po chwili. Do tego jest szalenie wydajny, nie podrażnia, nie rozmazuje, nie robi mgły... Ideał! Skóra po nim jest oczyszczona, ale miękka i nawilżona.

Korzyści stosowania fluidu:
Macerat z dziurawca oczyszcza i koi podrażnienia skóry.
Olej rycynowy wzmacnia i uelastycznia brwi i rzęsy.
Lawenda oczyszcza i rozjaśnia cerę.

I zgadzam się ze wszystkim co pisze producent.

A jak z tonikiem? Czy on również mnie zachwycił?
Tonik Virginale to chyba najlepszy tonik jaki miałam do tej pory. Idealnie odświeża, świetnie oczyszcza,  pobudza z rana, koi podrażnienia, jest świetną bazą pod dalszą pielęgnację. Robi wszystko to co powinien robić tonik a nawet więcej. Stosowany jako kompres na zmęczone oczy pomaga poradzić sobie z takim problemem. Już mi się kończy i widzę, że dzięki niemu skóra jest bardziej rozjaśniona i odżywiona. No cudeńko!


Jestem pod ogromnym wrażeniem kosmetyków od DA... Przy każdym zamówieniu dostajemy dodatkowo próbki innych ich produktów co jest świetnym rozwiązaniem. Dzięki temu sprawdziłam już trochę fluidów tej marki i muszę Wam powiedzieć, że wszystkie mnie zachwycają!
W swoich zbiorach mam jeszcze 2 próbeczki (jedna do ciała, druga do twarzy) i dezodorant i wiem, ze na tym się nie skończy, bo mimo wysokiej ceny te kosmetyki są po prostu tego warte.

Znacie tą markę?

Balsam do ust Burt's Bees

Hej!
Jak Wam mija weekend? Ja wczoraj wreszcie spotkałam się z dwiema cudownymi dziewczynami! Jeju! Jak mi tego brakowało... Jestem teraz naładowana pozytywną energią i mam nadzieję, że nadchodzący tydzień nic nie zniszczy, a zapowiada się niezbyt ciekawie. Grunt to przetrwać do środy, potem jakoś zleci - mam nadzieję...

Jednak nie chcę Was obarczać moimi wynurzeniami ;) Dzisiejszy post ma Wam przybliżyć postać pewnego balsamu do ust marki Burts Bees. Oto i on:


Produkty tej marki już od dawna mnie ciekawiły i chciałam bardzo coś od nich mieć. Jakoś tak się złożyło, że gdy robiłam zakupy na iwos.pl akurat ten balsam był w promocji, więc wylądował w koszyku. Nawet nie sprawdzałam jaka to wersja, bo ogólnie marka kojarzyła mi się z miodem (a ja uwielbiam miodowe kosmetyki) i jakież było moje zdziwienie gdy się okazało, że miodowy to on nie jest ;) Także tak - brawo ja!


Mimo pierwszego zawodu, który jest tylko moją winą zaczęłam używać tego produktu. Balsam jest wygodny w użyciu - o wiele bardziej wolę te w sztyfcie niż słoiczkach - pokrętełko działa bez zarzutu, a balsam się nie rozpuszcza (a był w samochodzie jak były chwilowe upały niedawno). Jako, ze jest to wersja miętowa po użyciu czuć charakterystyczny zapach mięty i delikatne chłodzenie. Lubię ten efekt gdy jest ciepło, ale gdy siąpił deszcz i wiało chłodem to odstawiłam ten balsam do kąta ;)

Jak jednak z jego zdolnościami odżywczymi?
Ano jako tako. Balsam nawilża, ale na krótko. Suche skórki nadal się pojawiają a on sam jakoś szybko znika z ust nawet jak nic nie jem i nie mówię. Zużyję go, ale bez przyjemności, a szkoda...


Skład:
cera alba (beeswax, cire d'abeille), cocos nucifera (coconut) oil, helianthus annuus (sunflower) seed oil, mentha piperita (peppermint) oil, lanolin, tocopherol, rosmarinus officinalis (rosemary) leaf extract, glycine soja (soybean) oil, canola oil (huile de colza), limonene


Jaki balsam do ust polecacie?

Jogurtowe mydło z Lawendowej Farmy

Hej!
Wiem, że niektórzy z Was (Una :D) czekają na ciąg dalszy moich mydlanych perypetii miłosnych. Telenowela się zrobiła niezła... Włoch Lorenzo został przeze mnie zdradzony dla Hiszpana Estebana... Po czym obaj się zmydlili! A to nie koniec! Ale nastąpiła chwilowa przerwa w nadawaniu ;) Teraz można przypomnieć sobie poprzednie odcinki a w następnym miesiącu prawdopodobnie wróci transmisja ;)

Także dziś chcę Wam przedstawić delikatne mydełko, które niewiele ma wspólnego z moimi wcześniejszymi ekscesami. Oto mydło jogurtowe z Lawendowej Farmy:


Już Wam kiedyś wspominałam, że mydła z dodatkiem miodu czy wszelkiego rodzaju nabiału po prostu uwielbiam! Więc jak dostałam tą kostkę na urodziny (musiała trochę poczekać od grudnia...) to byłam zachwycona! Zwłaszcza, że poznałam już trochę kostek z Lawendowej Farmy i wszystkie bardzo polubiłam. Wszystkie świetnie się pienią - dają aksamitną, otulającą pianę. I wszystkie mają podstawową wadę - szybko się kończą.

To nie odbiega zbytnio od reguły, jednak coś je wyróżnia - nie ma zapachu, za to skóra po nim jest bajecznie miękka! Dodatkowo jest to mydło, które na prawdę pozostawia po sobie uczucie nawilżenia - dla mojej skóry bajka!


Oprócz tego jest bardzo wszechstronne. Myje skutecznie i jest przy tym bardzo delikatne. Bez problemu umyję nim twarz, ciało, użyję go do golenia czy wykorzystam do higieny intymnej. Skóra dziecięca też jest z niego zadowolona. Poza tym ma ono w sobie coś hipnotyzującego ;) Uwielbiam trzymać je w dłoni, jest takie miękkie (ale to nie tak, że się marze, czy rozlatuje - nic z tych rzeczy), to trzeba po prostu poczuć!

Skład:
Saponified Olive Oil, Saponified Coconut Oil, Yoghurt, Aqua

Prosty i cudowny w swej prostocie!


Znacie mydła Lawendowej Farmy?

Włosy w kwietniu

Hej!
Wiecie co? Środek tygodnia a ja jestem padnięta... Stres robi swoje. A przyszły tydzień zapowiada się jeszcze gorszy, nie wiem jak ja to przetrwam ;)

Jeden plus siedzenia w domu i uczenia się ciągłego - dbam na całego o cerę i włosy ;) Ciągle mają maseczki, olejki, balsamy itd.

Same zobaczcie jak prezentują się moje włosiska:

Kolor jak to zwykle bywa zmienia się wraz ze światłem ;) Ale myślę, że i tak widać, że prezentują się dobrze... Nie mam z nimi teraz większego problemu, od początku miesiąca może jeden był taki dzień - w ten poniedziałek ;)

Myślę, że niedługo będę ponawiać hennowanie i zetnę jeszcze trochę końcówki.
Zmagam się ze zwiększonym wiosennym wypadaniem, ale na razie to zostawiam, czego bym teraz nie robiła za dużo stresu jest, więc i tak by pewnie nic z tego nie wyszło.

Jestem ciekawa jak Wasze włosy w ty miesiącu się prezentują?


Pasta do zębów od Dr. Hauschka

Hej!
Konkurs za nami i z przykrością, po raz pierwszy natknęłam się na ucieczkę uczestnika od razu w dzień ogłoszenia. Tyle już robiłam rozdań a tu taka nieprzyjemna sytuacja... No cóż, smutno mi się zrobiło, ale cieszę się, że nikt więcej nie uciekł ;)

Dziś chcę Wam opowiedzieć o paście do zębów marki Dr. Hauschka.

Pastę otrzymujemy zapakowaną dodatkowo w kartonik, który do zdjęć się nie załapał nie wiem czemu bo byłam przekonana, że takie robiłam ;) W każdym bądź razie - nie ma go nigdzie, ani w aparacie, ani w komputerze, może mi się przyśniło? Nie pamiętam co się na nim znajdowało, ale wydaje mi się, że była nalepka w języku polskim. Nie znajdziemy żadnych informacji w naszym języku na samej tubce.

Stylistyka opakowania jest prosta i czytelna - biały, niebieski i nic więcej. Wygląda to czysto i tak medycznie, więc nazwa serii dobrze została odzwierciedlona ;)

Trochę informacji od producenta:
Mocne i zdrowe dziąsła są niezbędne dla zdrowia zębów. Dlatego też wyjątkowo ważne jest ustabilizowanie flory bakteryjnej jamy ustnej, aby zapobiegać namnażaniu się bakterii.

Regularne stosowanie wzmacniającej pasty do zębów po każdym posiłku, pomaga zapobiegać próchnicy i przeciwdziała osadzaniu się kamienia nazębnego, a także stanom zapalnym dziąseł.

Stworzona we współpracy z doświadczonymi dentystami Extra-mocna miętowa pasta do zębów zapobiega stanom zapalnym dziąseł, wzmacnia je i zapewnia zrównoważoną florę bakteryjną jamy ustnej. Podstawowymi składnikami tej doskonale tolerowanej pasty są naturalnie czyszczące białe glinki i mineralny krzem, połączone z leczniczą wodą z Bad Durrenberg.

Dodatkowo pastę wzbogacono o składniki roślinne:

Ściągające ekstrakty z kasztanowca wzmacniają dziąsła
Przeciwzapalne właściwości neem (Melia azadirachta) wykorzystywane były w Indiach od tysiącleci w higienie dentystycznej
Żywica mastykowca wspomaga pielęgnację jamy ustnej
Antybakteryjne właściwości mięty pieprzowej, goździków i rumianku pomagają odświeżyć oddech
Nie zawiera związków fluoru ani tenzydów (substancji powierzchniowo czynnych).
Nie zawiera syntetycznych barwników, konserwantów, środków zapachowych ani alkoholu


A jak moje wrażenia?
Pasta ma konsystencję pasty z glinki. Nie pieni się za bardzo, ale mi osobiście to pasuję - nie cierpię gdy piana wypływa mi z ust i ścieka po brodzie bo jest jej za dużo, a tak zawsze mam z drogeryjnymi. Zapach i smak jest miętowy, ale nie ostry, nie atakuje ale odświeża, daje uczucie czystości na długo.
Zęby są świetnie doczyszczone, gładkie a dziąsła są zadowolone, bardziej odporne na temperatury. Świeży oddech utrzymuje się przez spory czas, a po nocy nie ma problemu z nieprzyjemnym zapachem przy dłuższym stosowaniu tej pasty.
Nie zauważyłam wybielenia, ale też go nie oczekiwałam. Chciałam mieć porządną, dobrze czyszczącą i naturalną pastę i ta taka jest.


Skład:
Water/Aqua, Sorbitol, Sodium Silicate, Glycerin, Chondrus Crispus (Carrageenan) Extract, Kaolin, Citric Acid, Diatomaceous Earth/Solum Diatomeae, Silica, Fragrance/Parfum, Mentha Piperita (Peppermint) Oil, Limonene*, Cinnamal*, Linalool*, Eugenol*, Melia Azadirachta Leaf Extract, Aesculus Hippocastanum (Horse Chestnut) Seed Extract, Pistacia Lentiscus (Mastic) Gum, Propolis Wax, Alcohol, Chlorophyllin-Copper Complex/CI 75810, Titanium Dioxide/CI 77891.

Kupiłam ją TUTAJ za 18 zł i jestem z niej zadowolona.
Znacie tę pastę?

Wyniki konkursu z Biolaven!

Hej!
Niezwykle mi miło, że tyle osób postanowiło podzielić się ze mną swoim marzeniem i wziąć udział w konkursie, który zorganizowałam :)

Macie cudowne marzenia! Trzymam kciuki by wszystkie się spełniły :)

Jako, że nie chce przedłużać i gadać o głupotach gdy i tak każdy czeka na tą jedną wiadomość - kto wygrał, więc od razu przechodzę do wyników!

Zestaw kremów do twarzy wędruje do:
DzieckoWeMgle

Gratulacje! Masz 5 dni na nadesłanie swojego adresu na mój mail: zorzeta1@o2.pl
zatytułuj go wygrana w konkursie :)
Na pewno odpowiem na mail, gdybym nie odpowiedziała to znak, że do mnie nie dotarł, daj mi ztedy znak w komentarzu :)

Przypomnienie o konkursie!

Hej Kochani!
Kto ma ochotę niech się zgłasza! Konkurs trwa do północy :)
Zgłaszajcie się TUTAJ



Zapraszam! A wyniki pojawią się już jutro!

Zaczęłam biegać bo... kocham swojego psa!

Hej!
Dziś pora na post przerywnik między recenzjami. Nie raz już Wam wspominałam o bieganiu, nie raz pokazywałam swojego psa. Do tej pory jednak nie opowiedziałam Wam naszej historii ;)


Azulka jest psem, który przebywa z nami od paru lat. Nie trafiła do nas jako szczeniak, tylko już dorosła suczka. Znalazł ją mój brat, przywiązaną w lesie do drzewa... Sam nie mógł jej zatrzymać, więc podarował ją nam. Długo trwało zanim rany na ciele zagoiły się - próbowała się uwolnić, skórę na karku miała zdartą do mięsa. Była wychudzona, miała mało sierści, była skrajnie wygłodzona.
Dłużej jednak trwało zagojenie ran w duszy... Każde podniesienie ręki wyżej sprawiało, że się kuliła i chowała. Nie można było koło niej przejść z miotłą/grabiami itd - ogólnie z niczym co przypominało kij. Nie wiem co zrobili jej ludzie, ale to musiało być dla niej piekłem.


Od początku starałam się z nią spędzać jak najwięcej czasu, pokazać, że nas nie musi się bać. Pokazać, że życie z nami może być piękne. Rany się zagoiły, sierść odrosła a Ona stopniowo zaczęła nabierać do nas więcej zaufania. Zaczęła się do nas tulić. To pies - pieszczoch!

Zrobiliśmy jej nową budę, z początku często biegała po całym naszym ogrodzeniu, jednak potem stało się to niemożliwe, wygrodziliśmy jej więc kojec i wypuszczałam ją z niego raz dziennie by się z nią bawić na większym terenie. Na moim osiedlu pojawiło się mnóstwo małych psów kundelków, których ona bardzo nie lubi. Niestety atakowała je, więc nie mogłam już jej wypuszczać na puste przestrzenie, musiałam ją brać na smycz. I tak zaczęły się nasze codzienne, długie wakacyjne spacery...
5 km to był taki nasz standard, zwiedzałyśmy okolicę. Jednak miało to swoją wadę - dla niej tempo było stanowczo za wolne, a zwłaszcza gdy zapuszczałyśmy się w nowe tereny. Ciągnęła mnie, co było bardzo niekomfortowe albo latała w kółko co z kolei powodowało, że zaplątywałam się w smycz. Musiałam więc przyśpieszyć...


Musicie wiedzieć, ze bardzo nie lubiłam biegania. Nie rozumiałam jak ludzie mogą w ten sposób spędzać czas. To nie było dla mnie. Na myśl o bieganiu w głowie pojawiało mi się jedno wielkie NIE!
Ale nie mogłam tak zostawić Azulki, a wiedziałam, że w końcu będę miała mniej czasu a ona potrzebuje ruchu, nie będę mogła z nią codziennie spacerować, a dłuższe spacery były dla mnie męczące (zupełnie inaczej pracują stopy podczas biegu a spacerów). Postanowiłam spróbować z bieganiem.


Na początku wyglądało to tak: idziemy, biegniemy kawałeczek i znowu idziemy. Szybko się męczyłam... Wymieniłam buty, wymieniłam smycz z takiej trzymanej w dłoni na taką zapinaną na pasku. Za każdym razem więcej było biegu niż chodzenia. Potem już było tylko bieganie.
Zwiększyłyśmy też ilość km z 5 na 7, potem 8,9,11, 13...

Zaczęłam się tym cieszyć! Każde takie bieganie z Azą jest przyjemnością. Raz jej lepiej idzie i zdarza się że mnie ciągnie jak mam gorszy dzień, raz mnie - i wtedy ona biegnie za mną ;)

I widzę po niej, że jest zadowolona. gdy tylko zobaczy mnie ze smyczą dłoni wariuje, skacze, cieszy się! Jakby mogła wylizałaby mnie na śmierć ;) Wariatka!
Spędzamy czas razem i to jest w tym wszystkim najwspanialsze :) A dodatkowo ja odkryłam ile frajdy może dawać bieg, ile mam z tego korzyści.


Dzięki Azie zmieniam się na lepsze. Miłość do niej mnie udoskonala. Muszę dbać o siebie dla niej - bo jak ja choruje to i ona cierpi, jak jestem niezorganizowana i brakuje mi czasu na bieganie - to ona cierpi. Więc MUSZĘ, dla niej!