Skin Blossom - czyli zasługujesz na to co najlepsze

Hej!
Jak widzicie w dalszym ciągu szaleję i dziś znowu pojawia się nowa marka na blogu ;) Od niej jednak mam na razie tylko jeden produkt i poważnie się zastanawiam czy dalej ją poznawać po ostrzeżeniach Anuli... Otóż krem, który dzisiaj Wam pokażę jest na prawdę super! Ale podobno tylko on się udał, jest pierwszym produktem marki i chwalony jest wszędzie. Ja się temu zupełnie nie dziwię!


Skin Blossom jest firmą pochodzącą z Wielkiej Brytanii. Firma ta wytwarza naturalne i bezpieczne kosmetyki, które efektywnie pielęgnują ciało i włosy.

Wartością firmy jest wiara w naturalne piękno. Firma Skin Blossom wierzy, że nasze ciała są wspaniałe i zasługują na to, aby być traktowane z nadzwyczajnym szacunkiem. Dlatego do produkcji kosmetyków używają najwspanialszych składników organicznych, które są bardzo efektywne i pomagają naturalnie pracować skórze. Skóra staje się zbilansowana a to przyczynia się do poprawy naszego wyglądu i samopoczucia. Firma wierzy w moc naturalnych składników oraz ich zbawienne działanie na naszą skórę, natomiast jest przekonana, że nieprzyjazne środki chemiczne mogą szkodzić naszej skórze i zakłócać naturalne funkcjonowanie naszego organizmu.

Wszystkie kosmetyki Skin Blossom posiadają certyfikat Soil Association, który świadczy o organiczności produktu.


Opis robi wrażenie prawda? Na mnie przynajmniej zrobił, dlatego sięgnęłam po produkt tej marki. 
Bardzo spodobała mi się szata graficzna - ta ciemna zieleń i biały napis ładną czcionką. Niby nic, a tu proszę jednak mnie uwiódł ;)
Tubka o pojemności 75 ml wykonana jest z miękkiego plastiku, dzięki któremu łatwo wyciskać krem (ułatwia to też konsystencja, która nie jest za gęsta). Sam zatrzask nie sprawia żadnych problemów - sam się nie otwiera i nie łamię sobie paznokci gdy ja chcę to zrobić. Ogólnie opakowanie na plus - przez dwa miesiące używania nadal wygląda tak samo - zero zniszczeń


Jednak to jego wnętrze zasługuje na największą uwagę.Same zobaczcie ten piękny skład:
Aqua (Water), Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter*, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*, Glyceryl Stearate SE, Isopropyl Myristate, Stearic Acid, Persea Gratissima (Avocado) Oil*, Prunus Amygdalus Dulcis (Almond) Oil*, Glycerin**, Benzyl Alcohol, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice Powder*, Pelargonium Graveolens (Rose Geranium) Flower Oil*, Parfum*, Tocopherol, Sodium Benzoate, Dehydroacetic Acid
 
Dwa cudowne masła na początku - kakaowe i shea, olej z avocado, olej ze słodkich migdałów, gliceryna, witamina E i jeszcze aloes. Do tego zapach róży geranium. Wiem, że nie każdemu może się on spodobać. Ja jednak mimo, że fanką róży nie jestem bardzo polubiłam ten różan, kwaskowaty aromat! Ale najbardziej pokochałam go za to co on robi z moimi dłońmi!
Nawet mocno zniszczone dłonie potrafi doprowadzić do właściwego stanu. Krem ten genialnie nawilża! Na długie godziny nie muszę się niczym przejmować - on dba o to by moje dłonie były odżywione. Świetnie sobie radzi też z moimi kapryśnymi skórkami - dzięki niemu po przedświątecznych porządkach nie były postrzępione i bolące! Do tego szybko się wchłania (używam go przy pracy na komputerze i zaraz po posmarowaniu mogę wrócić do tego co robiłam...), nie pozostawia na skórze tłustego filmu, za to silne poczucie nawilżenia i w wypadku mocno wysuszonych dłoni - ulgi. 


Jedyne na co trzeba uważać to woda, która oddziela się od reszty kremu gdy krem stoi np przy grzejniku... Mi się to zdarzyło dwa razy - wystarczyło potrząsnąć tubką i wszystko było w porządku :). 

I jeszcze jedna informacja - krem ten jest zarejestrowany także jako kosmetyk wegański w Vegan Society.

Kupiłam go TUTAJ za niecałe 30 zł. Uważam, że to na prawdę genialny krem do rąk, dawno nie miałam tak dobrego.

Kto lubi zapach melisy?

Witam poświątecznie!
Jak się czujecie? Najedzeni? :) Ja tryskam energią, w końcu bardzo dużo jej zmagazynowałam przy tym świątecznym biesiadowaniu. Wyjadałam przysmaki, kolędowałam, grzałam się przy kominku, byłam otoczona ludźmi których kocham. Coś wspaniałego! <3
Brakowało tylko śniegu i spacerów ;) Ale może to się nadrobi jeszcze :)
(Widzicie to bogactwo emotikonek? nie mogę się powstrzymać bo ciągle się szczerze)

Jednak możliwe jest, że nie macie ochoty już gadać o świętach, w końcu przez cały grudzień Wam o nich opowiadałam w taki lub inny sposób. Dziś powracam więc do recenzji kosmetycznych, a dodatkowo w najbliższym czasie pokażę Wam sporo ciekawych marek! :)


Ta marka pojawia się u mnie po raz pierwszy, więc chcę Wam ją trochę przedstawić. Kuca Magicne Trave czyli Dom Cudownej Melisy to produkty pochodzące z Chorwacji. Każdy z produktów jest ręcznie wytwarzany według oryginalnych receptur. Do tego wielka znajomość ziół i ich właściwości, tradycja i miłość do natury. Otrzymujemy prawdziwie aromaterapeutyczne kosmetyki naturalne. Wspaniała mieszanka!

Ja sama poznaję tą markę dzięki Anuli. Pierwszy raz widziałam ich produkty właśnie u niej, a teraz mogę się nimi cieszyć bo mi je sprezentowała :). Anulko, Ty wiesz jak bardzo Ci dziękuję za wszystko :* Za zarażenie miłością do tego co naturalne najbardziej!


Mydełka, które widzicie to zestaw 3 miniaturek. Każda z kostek ma 50g i jest idealną opcją by zapoznać się z mydlanym asortymentem marki. Jedno z nich w sposób szczególny mnie w sobie rozkochało Jedno było fajne, a ostatnie trochę mnie zaskoczyło. Jesteście ciekawi szczegółów? 

Moim faworytem z melisowej trójki jest mydełko w zielonym opakowaniu (czyli ta jasna kostka na innych zdjęciach). Jest to mydło z melisą do skóry wrażliwej. Cudownie pachnąca melisą kostka, dająca olbrzymią ilość kremowej piany! Nie wysusza skóry, jest delikatne i skuteczne. Stosowałam zarówno do twarzy - pięknie zmywa wszelkie zabrudzenia a do tego nie podrażnia nic a nic oczu! Myłam nim nawet twarz chrześniakowi i nawet nie pisną :). Nadaje się zarówno do depilacji jak i do higieny intymnej (do tej drugiej zwłaszcza, bo melisa ma właściwości przeciwbakteryjne). Cudowny, uniwersalny produkt do którego będę wracać! A do tego łazienka pachnąca orzeźwiającą melisą. No bajka, jestem nim zachwycona!

Skład: SODIUM PALMITATE, SODIUM COCOATE, GLYCERIN, SUCROSE, SORBITOL, AQUA, COCO-GLUCOSIDE, CYMBOPOGON NARDUS OIL, CITRAL*, CI 77891.


Kolejną interesującą kostką jest mydło Elixir z melisą (na pierwszym zdjęciu środkowe opakowanie). To mydełko ma bardzo ciekawy aromat, wpisywał się w klimat świąteczny :). Mamy subtelne orzeźwiające melisowe nuty i bardzo dużo ciekawych ziołowych/przyprawowych aromatów. Mieszanka jest genialna (jak dla mnie) - mamy tu cynamon, goździki, kolendrę , gałkę muszkatołową zmieszane w idealnych proporcjach. Po takiej kąpieli mam dużo energii.
Ta kostka jednak delikatnie gorzej się pieni i nie nadaje się już do mycia twarzy. Jest za to bardzo miłym towarzyszem pod prysznicem


No i pora na nieprzyjemne zaskoczenie. Ostatnią kostką jest wersja peelingująca AntiAge z melisą. Tutaj mamy również cudowny melisowy zapach, ale za złuszczanie odpowiadają pestki winogron. I one dla mnie są okropne... Są takimi ostrymi piekielnikami, że porysowałam sobie skórę a na udzie nawet ją uszkodziłam (wyglądało to jak drapnięcie kota na pół długości uda). Na szczęście szybko się to zagoiło ale nie spodziewałam się tak ostrych drobinek zupełnie... Nie moja bajka, mam chyba za delikatną skórę na takie drapaki.

Skład: SODIUM PALMITATE, SODIUM COCOATE, GLYCERIN, SUCROSE, SORBITOL, AQUA, COCO-GLUCOSIDE, VITIS VINIFERA SEED, CYMBOPOGON NARDUS OIL, CITRAL*, CI 77891.


Tak wygląda mój start z tą marką. Teraz używam jeszcze 3 produktów od nich i chyba się zakochałam ;). Nie licząc piekielnika peelingujące gorąco polecam Wam zapoznanie się Domem Cudownej Melisy. Znajdziecie te produkty TUTAJ.

Domowa tradycja wigilija - poranne ubieranie choinki

Hej Kochani!
Dziś Wigilia! Cieszę się jak dziecko i pewnie uśmialibyście się jakbyście mogli mnie zobaczyć ;)
W wigilijny poranek zawsze budzę się pełna energii! Składam mamie życzenia imieninowe i pędzę znosić bombki ze stryszku. To czas ubierania choinki, najlepiej jeszcze w piżamie, przed śniadaniem, by potem móc się delektować jej cudownym blaskiem i z uśmiechem na ustach wyczekiwać wieczoru. Dzisiejszy świąteczny post będzie się składał głównie ze zdjęć, a na końcu będą życzenia ode mnie. Zapraszam!








bonusowo ubrana choinka na tarasie ;)

Kochani!
W tamtym roku życzenia składałam Wam w filmiku, teraz nie będę tak szaleć ;)
Chcę jednak byście wiedzieli, że życzę Wam wszystkiego co najlepsze! Niech te Święta będą dla Was czasem miłości, spokoju, odpoczynku, radości. Niech zdrowie Wam sprzyja, a niesamowita, ciepła, rodzinna atmosfera świąteczna nigdy Was nie opuszcza. Życzę Wam byście czas spędzili tak jak sobie wymarzyliście, albo nawet lepiej :)
Wesołych Świąt!
 Żan


W poszukiwaniu zapachu Świąt...

Ostatnio pogoda daje mi kopa w *upę... Te mgły nie dość, że zabierają chęci do życia to jeszcze sprawiają, że głowa mi pęka. Nawet światełek wieczorami nie chce mi się odpalać, muzyki nie włączam, prezenty mam już zapakowane, na film nie mam ochoty... Smaki jeszcze jakieś nie takie (bo śledzie przecież w święta smakują inaczej...), mandarynki i pomarańcze jakieś za mało soczyste. Ogólnie wszystko jest takie nie wyraźne, podobnie jak ja (i proszę nie proponować mi rutinoscorbinu :p). I ja na prawdę nie mogę tak żyć, nie w moim ulubionym miesiącu! nie przed świętami! Wybrałam się więc na poszukiwania gwiazdkowych aromatów! Tylko one mogły wykopać mnie z tego nieszczęsnego, smutnego dołu, w którym pozwoliłam się zakopać przez dokuczliwy ból głowy...
Nie patrząc na nic wsiadłam w samochód i pojechałam szukać zapachu Świąt! Jesteście ciekawi mojej podróży?


Już w samochodzie poczułam się jakby lepiej, pewniej... I szybko odkryłam czyja to zasługa - kawa z cynamonem, która w domu była jakaś nijaka, w ciasnej samochodowej przestrzeni pokazała swą moc. Ta cudowna cynamonowa woń wypełniła pomieszczenie łącząc się z zapachem kawy i pozwalając mi dostrzec wreszcie jakieś przebłyski dobrego nastroju. Do tego jak na zawołanie w radiu rozbrzmiały ulubione melodie. W ten sposób to ja mogę podbijać świat ;). To była ta chwila, która sprawiła, że pomyślałam, że moja misja się uda. Chociaż później nie było lekko.


Krajobraz stawał się coraz bardziej ponury. Słońce nie daje sobie rady z mgłami, dodatkowo zmierzch następuje bardzo szybko. Jak się domyślacie mój dobry nastrój znów się ulatniał tak samo jak cudowny zapach cynamonu... Musiałam szybko coś zrobić a ponieważ nie miałam za wielkiego wyboru zatrzymałam się przy polu pełnym choinek! Ach jak ja uwielbiam ich zapach! To kolejny świąteczny aromat, który udało mi się odnaleźć. I znów wypełniła mnie energia. Jednak to nadal było nie TO.


Zamyślona ruszyłam w dalszą drogę. Sama już nie wiedziałam czego szukam... Wstąpiłam na pyszną aromatyczną herbatę, wzbogaconą o goździki, podaną z pomarańczą. Rozgrzałam się i kolejny aromat 'piknął' mi w głowie. Czułam, że jestem coraz bliżej odkrycia tego czego szukam. Zapadł już zmrok, a ja mogłam dzięki niemu zatonąć w blasku światełek... To był idealny czas na spacer po resztach skrzypiącego śniegu...


Po powrocie do domu dopadł mnie zapach pieczonego ciasta, rozgrzanych pomieszczeń, mandarynek zajadanych przez mojego chrześniaka, który w momencie mojego przyjścia głośno wołał 'ciocia, ciocia! wróciłaś już? już będziesz ze mną w domu?'. Usłyszałam też kolędy nucone przez mamę gdy namaczała suszone owoce na kompot z suszu. Wetknęłam nos do słoja wypełnionego suszem, który robiłam przez lato i moje myśli wreszcie się uspokoiły. Znalazłam wszystko. Musiałam wprawdzie wyjść z domu i do niego wrócić by docenić wszystko co mam. By poczuć zapach miłości obecny w każdym domowym pomieszczeniu. By znowu wszystko zgrać ze sobą. I wiecie? Ból głowy minął!


Prezenty zapakowane?

Uwielbiam dawać prezenty! Sprawia mi to wielką frajdę i żałuję, że w tym roku nie mogę sobie na to za bardzo pozwolić... Ponieważ jednak robię za naczelnego pakowacza (xd) to przynajmniej mogę się pobawić w pakowanie prezentów. Mimo, że moje opakowania wyglądają całkiem zgrabnie na żywo, to na zdjęciach już zdecydowanie nie... Muszę się podszkolić z fotografii bo nie chcę Was straszyć przed świętami ;)
Zdradzę Wam jednak, że mam jakiegoś pecha do brązowego papieru - nigdzie nie mogłam go kupić lub był tylko taki błyszczący, który nie wyglądał ładnie :/ W tym roku postawiłam więc na czerwień i złoto i mam nadzieję, że obdarowanym to się spodoba :)

Nie chcę Was jednak zostawiać z niczym, wyszukałam więc Wam trochę inspiracji. jestem ciekawa czy też lubicie tak ostatnio modne pakowanie w szary papier z dodatkiem np gałązki/szyszki czy cukrowej laski? A może wolicie wielobarwne pudła?


Ten papier w gwiazdki jest fenomenalny! Wygląda to uroczo i elegancko :)


Coś innego niż gałązka świerkowa! Super wygląda i dodaje koloru. Do tego ta gazeta - ktoś mi zdradzi z jakich gazet można brać papier by wyglądał tak ładnie?


Tutaj jest bardzo stylowo i elegancko, tak zapakowane prezenty wyglądają jakby pochodziły wprost z reklamy :)

Co tam cukrowe laski skoro można też wykorzystać te okrągłe lizaki! Świetny pomysł!


Czy ktoś widział gdzieś taki papier? :D



Czarno białe paski - raczej rzadko widuję tak zapakowane prezenty i szkoda! Prezentuje się to świetnie :)


Pomysł z fotografiami! Musicie przyznać, że wygląda to świetnie! Chyba w przyszłym roku skuszę się na ten sposób :)


Nigdy nie wychodzą mi takie śliczne kokardy...

 Jakże urocze opakowanie na biżuterię!


Motyw zwierzęcy :)



 Bardzo proste w wykonaniu a jak ślicznie wygląda!



Taki z chęcią widziałabym u siebie pod choinką!


A Wy jak lubicie pakować prezenty?

Poczuj ten świąteczny klimat!

Są takie dni, że nawet mi ten świąteczny i magiczny nastrój umyka... Bo śnieg gdzieś zaginął i nagle zrobiło się ponuro, bo coś się stało i jakoś nie ma człowiek ochoty się cieszyć, bo po prostu ma się gorszy dzień i wystawienie nosa spod kołdry to niesamowity ból. Wtedy nawet kolorowe światełka i piosenki świąteczne nie pomagają, kawa z cynamonem nie stawia na nogi, pomarańcze są jakieś kwaśne, a przyozdabianie pierniczków nijak nie wychodzi... Nie zawsze jest lekko, ale zawsze jest na to jakaś rada! Więc dziś łapcie mój sposób by znowu wczuć się w odpowiedni rytm - usiądźcie wygodnie i włączcie sobie film w świątecznym klimacie :). Wystarczy półtorej godzinki by znowu było jakoś tak raźniej :)

W tym dzisiejszym zestawieniu filmowym nie umieszczę hitów wszystkim dobrze znanych. Specjalnie dla Was od listopada wyszukuje mniej znane tytuły i je oglądam by móc polecić Wam coś nowego lub przestrzec przez prawdziwą nudą. Mam nadzieję, że docenicie trochę ten mój trud ;)

To co? Gotowi by znów pozytywnie się nastroić? Przed Wami sporo tytułów, więc mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie jako wyjście awaryjne gdy już nic innego nie pomaga :)

Tajemniczy filantrop
 
Młoda dziennikarka Rebecca Chandler (Jennie Garth) nie może doczekać się Gwiazdki. Ma ją spędzić na tropikalnej wyspie z chłopakiem, na oświadczyny którego czeka od jakiegoś już czasu. Niespodziewanie tuż przed wylotem niedoszły narzeczony oświadcza, że zakochał się w innej.. Załamana dziewczyna zmienia podejście do Świąt Bożego Narodzenia. Chcąc zdystansować się od wszechogarniającego gwiazdkowego nastroju, chętnie zgadza się pracować w święta. Ma za zadanie zidentyfikować tożsamość nieznanego filantropa zwanego "Tajemniczym Mikołajem". 

Och, jak bardzo wkurzała mnie główna postać! Miałam jej serdecznie dość... Jednak z drugiej strony cały film był bardzo przyjemny. Pokazuje pozytywne wartości i zaskakuje. Idealnie oddaje świątecznego ducha!
 
Bajkowe Boże Narodzenie


Po śmierci siostry i jej męża, młoda Jules (Katie McGrath) decyduje się podjąć opieki nad dwójką swoich siostrzeńców. Kiedy w przeddzień Bożego Narodzenia niespodziewanie traci pracę, staje na skraju załamania. Jednak życie dziewczyny i jej podopiecznych, niespodziewanie zmienia się gdy do drzwi puka mężczyzna ze świątecznymi zaproszeniami od nieznajomego krewnego z Europy. Czy młoda dziewczyna może zmiękczyć serce starego, zgorzkniałego po śmierci najstarszego syna, Pana na zamku? Czy Święta w bajecznej, zamkowej scenerii mogą przynieść prawdziwego księcia?



Film - bajka rodem z disneya :) 
Tak można go podsumować i w sumie nie wiem co można więcej o nim powiedzieć ;)
Jednak z tych przyjemnych, nie dłużył się i ma w sobie troszkę magii.

Gwiazdka z eks


Zamieć śnieżna paraliżuje okolicę. Z tego powodu Noelle zostaje zmuszona do spędzenia Bożego Narodzenia w towarzystwie byłego męża. Para będzie musiała skonfrontować się z wzajemnymi uczuciam

Jak mnie ten film wymęczył! Okropność... Jak można wziąć rozwód na podstawie zdjęcia w gazecie? Nie dać możliwości wyjaśnienia? Uwierzyć brukowcom i gwiazdce, która słynie ze skandali? Wrrr.. Nie lubię!

Pewnych Gwiaździstych Świąt

Chłopak Holly tuż przed Świętami informuje ją o służbowym wyjeździe, jednak Holly za wszelką cenę nie chcę spędzić Świąt w samotności i ma plan, który niekoniecznie spodoba się jej chłopakowi.

Dziwny film, jakoś nie mogłam wczuć się w klimat. Te postacie były jakieś takie płytkie... Chciałabym napisać o nim coś więcej, ale nie potrafię, na prawdę.

Świąteczna historia








Święta Bożego Narodzenia to magiczny okres roku, który znacząco może wypłynąć i zmienić nasze życie. Przekonał się o tym Robert Layton /Rob Lowe/, który dla sukcesów finansowych zaniedbał swoją rodzinę - żonę Kate i ich dwunastoletnią córeczkę Lily. Pochłonięty pracą w ostatniej chwili przypomina sobie o świątecznych prezentach. W poszukiwaniu niespodzianek dla żony i córki, Rob spotyka ośmioletniego Nathana. Chłopczyk również szuka prezentu dla ukochanej mamy. Ma być to wyjątkowy prezent. Spotkanie to jest dla Roba niezwykłą lekcją o życiu i miłości. Nie pozostanie obojętny wobec wydarzeń, które wydarzą się w ten przedświąteczny wieczór

Piękna historia ukazująca to co jest ważne w życiu i za czym nie warto podążać. Wzruszająca opowieść o chłopcu, który chce zrobić coś wspaniałego dla swojej mamy przeplatana z obrazem życia dojrzałego mężczyzny, który oddala się od swojej rodziny. 

Świąteczna pomyłka

Alice Chapman (Alicia Witt) jest właścicielką sklepu z antykami, której niedawno oświadczył się odnoszący sukcesy pośrednik w handlu nieruchomościami, Will Mitchum (Scott Gibson). Dziewczyna wyrusza w podróż, by spędzić Boże Narodzenie w towarzystwie przyszłych teściów. Na miejscu ma spotkać się z zapracowanym narzeczonym, który wpierw musi sfinalizować ważną biznesową umowę. Od początku wyjazdu prześladuje ją ogromny pech. Na lotnisku przypadkowo poznaje Matta (Mark Wiebe), którego uznaje za brata swojego ukochanego. Dalszą drogę kontynuują razem. Po przybyciu do celu Alice spędza czas z towarzyszem podróży. Szybko przekonuje się, że mężczyzna podziela wiele jej zainteresowań. Niebawem czeka ją kolejna niespodzianka... Za sprawą niezwykłych przypadków losowych poznaje smak prawdziwej miłości.

Tu jest jednocześnie bardzo świątecznie i bardzo nie świątecznie. Takie zderzenie światów i światopoglądów... Film pięknie pokazuje jak bardzo potrafimy się nie poznać na drugiej osobie mimo, że chcemy spędzić z nią resztę życia. To takie amerykańskie, albo ja mam jakieś inne poglądy ;) Zawsze myślałam, że trzeba się trochę poznać zanim człowiek się zaręczy, wiedzieć co druga osoba oczekuje od życia, co jest dla niej ważne... Tutaj główna bohaterka nie wiem czy wie cokolwiek o swoim narzeczonym... Ale to tylko tło do innej historii ;)
Chociaż muszę przyznać - dziadek jest genialny!

Ciasteczkowe Święta

Dwóch nauczycieli podnosi swoją rywalizacje do następnego poziomu, kiedy walczą o wygranie świątecznego konkursu pieczenia.

Ojej... Nie mogę uwierzyć, że w taki sposób mogą zachowywać się dorosłe osoby. Po prostu nie.

Panna Młoda na Gwiazdkę

Gdy Jessie (Arielle Kebbel) po raz trzeci zrywa zaręczyny, obiecuje sobie, że już nigdy nie wstąpi w poważny związek do momentu znalezienia właściwego mężczyzny. W tym czasie poznaje przystojnego Aidena (Andrew W. Walker). Para zaczyna się spotykać, lecz Jessie nie zdaje sobie sprawy, iż mężczyzna prowadzi zakład z kolegami, że przekona kobietę do małżeństwa przed Bożym Narodzeniem, które jest za cztery tygodnie.


Święta do poprawki

Ali rozmyśla nad swoim życiem. Dochodzi do wniosku, że niepotrzebnie zerwała rok temu ze swoim chłopakiem. Gdy kobieta budzi się w przeddzień Bożego Narodzenia, ze zdumieniem odkrywa, że cofnęła się w czasie o rok, dzięki czemu może naprawić swoje błędy.

Film z przenosinami w czasie ;) Coś w stylu Wigilijnej Opowieści, a przynajmniej od razu mi się tak kojarzy chociaż to nie jest pełny schemat... Ogólnie nie jest zły, ale ta 'dobra wróżka' jest okropnie irytującą postacią, dobrze, że nie pojawia się za często! Zakończenie miało być chyba zaskakujące, ale nie wyszło :p

Święta na piątkę

Zatrudnieni w jednej firmie Jennie (Torrey DeVitto) i Nick (Steve Lund) zawzięcie ze sobą rywalizują. Muszą jednak odłożyć na bok wzajemne animozje i wspólnie przygotować olśniewające przyjęcie świąteczne. 



12 świątecznych randek

Dwudziestokilkuletnia Kate Stanton (Amy Smart) wciąż nie może pogodzić się z rozstaniem z Jackiem (Benjamin Ayres). W Wigilię kobieta umawia się na randkę w ciemno. W umówionym miejscu spotyka przystojnego Milesa (Mark-Paul Gosselaar). Pomimo wyraźnego zainteresowania mężczyzny, odrzuca go i rani, poświęcając wszystkie swoje siły i całą uwagę na bezskuteczne próby odzyskania dawnego partnera. Na koniec dnia znowu zostaje sama. Nieoczekiwanie o północy cofa się w czasie i zyskuje szansę, by jeszcze raz przeżyć wigilijny dzień. Kate nie potrafi jednak skorzystać z danej jej szansy i ponosi kolejne sercowe porażki. Wtedy sytuacja się powtarza i raz jeszcze przenosi się w przeszłość. Z czasem Kate zaczyna uświadamiać sobie, co robiła źle i wprowadzać w swoim życiu niezbędne zmiany.

Historia jakich wiele, nie jest niczym nowym. Ale z drugiej strony przyjemnie mijał z nią czas. Jest świątecznie, zabawnie i człowiek jest ciekawy co zrobi następnym razem ;) Na miły wieczór w sam raz!

Pada śnieg

Film warty obejrzenia tylko po to by zobaczyć miejsce w którym się dzieje ;)
Dodatkowo te wszystkie zwyczaje świąteczne - dla mnie bomba! Główna historia nudna, ale tło fantastyczne i mega świąteczne!

Świąteczna parada

Hailee Anderson (AnnaLynne McCord), gwiazda telewizyjna, zostaje publicznie upokorzona przez narzeczonego. Zdesperowana kobieta trafia wówczas do małego miasteczka. Na miejscu angażuje się w pomoc dzieciom w przygotowaniu świątecznej parady.

Przewidywalny do bólu jednak bardzo świąteczny. Wybór zostawiam Wam, wiem że sporo osób nie przepada za AnnaLynne McCord ;) bo ma dość specyficzną urodę, ja jednak oglądałam ją kiedyś w serialu i chciałam zobaczyć jak wypadnie w filmie.

Zaczarowana wystawa

Dwoje asystentów staje do rywalizacji by stać się głównym dekoratorem wystaw. Sloan (Chyler Leigh) i Jake (Paul Campbell) mają za zadanie stworzyć jedną z wystaw sklepowych i zachęcić jak najwięcej osób do zakupów w centrum handlowym. Łączy ich fakt, że są świetni w swoim fachu, dzieli - niemal wszystko. Sloan jest bardzo zorganizowana i poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Jake jest jej przeciwieństwem - żywiołowy i spontaniczny, nigdy niczego nie planuje.

Jakaś sztuczna ta historia z kilkoma ciekawymi postaciami i to wszystko. Ma w sobie jednak dużo świątecznego ciepła :)

Dwanaście choinek

Cheri Jameson , bibliotekarka z powołania, nie może pogodzić się z faktem, że budynek biblioteki został przeznaczony do wyburzenia. Przekonanie właściciela nieruchomości Tony'ego , by zmienił plany, okazuje się sporym wyzwaniem, ale przedsiębiorcza dziewczyna nie zamierza się łatwo poddać. Postanawia zorganizować przed świętami konkurs na najpiękniej ubraną choinkę, który ma przykuć uwagę lokalnych mediów i zmobilizować mieszkańców dzielnicy do walki o bibliotekę.

Kolejny film przy którym się nudziłam, a główna bohaterka mnie irytowała. Obejrzałam jednak do końca a potem żałowałam straconego czasu...

Święta z pazurem

Mailee studiuje weterynarię i wierzy, że po studiach odnajdzie miłość swojego życia. W tym samym mieście żyje też Zachary, przystojny ale cyniczny strażak, który szczerze gardzi miłością i ślubami. Trójkąta dopełnia Ambrose, miejscowy bezdomny kot, z pewnymi planami co do dwójki. Odkąd zostaje przygarnięty przez Zachary’ego, nic już nie jest takie, jak przedtem. Wyjątkowa miłość do zwierząt i seria zwariowanych zdarzeń zbliżą Maille i Zachary’ego do siebie w przepięknej aurze Świąt.

Przy tym filmie zdecydowanie miło spędziłam czas. Sporo zabawnych dialogów, ciekawe postacie, no i koty! ;) Historia jest ciepła, lekka i przyjemna. Warto poświęcić jej wieczór, sprawia, że człowiek jest w lepszym nastroju. I ja na prawdę lubię te koty! ;) 

Drugi świąteczny pocałunek

Podczas świątecznego przyjęcia Jenna (Elisabeth Harnois) wymienia z nieznajomym mężczyzną spontaniczny pocałunek. Szybko przekonuje się, że nieprzemyślane zdarzenie może być początkiem ich romansu. Kobieta jest jednak pełna obaw, gdyż przystojny i zamożny Cooper Montgomery (Adam Mayfield) jest bratem jej szefowej.

Ech... kolejny słaby film, którego nic nie ratuje. Może jakby było w nim więcej świątecznego ducha...


Widziałyście któryś z tych filmów? A może polecicie mi jakiś mniej znany świąteczny film?