Anti - age do włosów

Hej!
Ten weekend mogę zaliczyć do najgorszych od jakiegoś czasu. Czuję się fatalnie, ale nadal mam nadzieję, że jutro będzie już lepiej. Pocieszające jest, że wreszcie ruszyłam do przodu z pewnym projektem, o szczegółach na pewno dowiecie się już wkrótce ;).
Dziś chcę by było włosowo. Maska, którą dzisiaj zrecenzuję marzyła mi się od dawien dawna, praktycznie od początków mojego włosomaniactwa, które niestety ostatnio jakoś zmalało... Niestety, bo po włosach to widać, muszę znów dać im trochę dobroci... Czy ta maska mi w tym pomaga? Możecie się o tym przekonać czytając ten post :).


Jak już pewnie większość z Was się domyśliła dzisiejsza recenzja będzie dotyczyć maski anti-age do włosów farbowanych i zniszczonych od Organique.
Jak zwykle gdy mowa o tej firmie mamy śliczny, plastikowy a jednak nie tandetny słoiczek o pojemności 150 ml z genialną, wytłaczaną zakrętką. Powtarzam się po raz kolejny: uwielbiam to!
Chociaż jak na maskę pojemność mogłaby być większa...


Jednak nie tylko z zewnątrz maska ta zachwyca. Porywa nas też jej pachnące wnętrze! Po odkręceniu nakrętki do naszych nosów dociera śliczny, słodki, pudrowy, winogronowy zapach! Cudo! Mi poprawia humor od razu. Na dodatek zostaje na włosach na długo, a później jeszcze gdy np jest wilgotno, pada deszcz albo zmoczymy włosy znów możemy go czuć. Bardzo mi się to podoba, ponieważ niewiele zapachów przyjmują moje włosy.


Maska ma przyjemną konsystencję, niby zbitą i gęstą, ale z łatwością rozprowadza się ją na włosach, nie trzeba jej wiele co się ceni przy tak małej pojemności (chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do litrowych kallosów...).

Od producenta:

Najbardziej pewnie ciekawi Was działanie :).
Otóż maska od początku była u mnie trochę na przegranej pozycji poprzez olej arganowy w składzie (za którym moje włosy mówiąc delikatnie nie przepadają), ale za to ma też jedwab, który wygląda na to, że bardzo im (włosom) pasuje. Jak zadziałała ostatecznie ta mieszanka? Wszystko zależy od tego jak ją wykorzystałam...
Gdy po prostu rozprowadziłam ją na włosach po myciu, bez względu na to ile na nich była, pod czepkiem czy tez bez po wyschnięciu zyskiwałam puch stulecia. Natomiast następnego dnia włosy były wygładzone, lśniące, po prostu cudowne.
Efekt 'dzień po' skłonił mnie do rozważań co by tu zrobić by od razu móc się cieszyć takimi efektami. I wymyśliłam! Maska ta działa cuda gdy tylko zamiast zwykłego nałożenia na włosy zacznę ją w nie wcierać. Słyszałam ostatnio, ze ktoś to nazwał wprasowywaniem, nie wiem, nie znam się, dla mnie od dawien dawna było to po prostu wcieranie maski we włosy ;). Robię to tak długo, aż poczuję, że włosy mocno zmiękły. Zostawiam na moment (z reguły myję wtedy twarz) i spłukuję. Zamiast puchu po wyschnięciu mam efekt jak w dzień po myciu. I wtedy życie jest piękne ;).

Skład:

Pokochałam ją całym sercem. Gdyby nie ta cena... ok 40 zł.
Tą dostałam w prezencie, jak sie skończy będę rozpaczać, bo niestety aktualnie nie mogę sobie pozwolić na jej zakup.

Znacie ją?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)