Żel myjący do twarzy od Norel

Hej!
Dziś kolejna recenzja z cyklu: czemu ostatnio trafiam na tyle bubli???


Oto i nasz bohater! Smukła butla nie wskazuje na katastrofę. Prosty design jest miły dla oka.
A jak jeszcze dodać do tego pozytywne nastawienie do marki: no bo krem był fajny, więc dlaczego żel miałby być inny?

Pompka działała świetnie... przez pierwszy tydzień. Potem było już tylko gorzej, pomóc może przelanie żelu do innego opakowania lub wymiana pompki na taką co pasuje. Lub też trzecie wyjście - moje - wylewanie żelu na dłoń po odkręceniu zawleczki.
Swoją drogą opakowanie jest ładne tylko na początku, później zdziera się ta srebrna farbka i robi się nieestetycznie..


Idziem dalej! Zapach - cóż to za chemiczne cudo? Fuj, fuj, na szczęście nie jest gryzący i szybko się ulatnia, ale jednak drażni!

Konsystencja? Tu nie mam zastrzeżeń - żelowy żel ;) Pieni się troszeczkę tylko, czyli tak jak lubię.
Wydajny, nie trzeba go dużo by umyć twarz, ale jak ona jest umyta to już inna bajka...
Na szczęście nie szczypie w oczy, anie w ogóle nigdzie.


Otóż żel ten bardzo słabo oczyszcza! Używając go dorobiłam się tylu syfków i innych wynalazków jakich od dawien dawna nie miałam.
Jakby tego było mało cera jest mocno wysuszona i ściągnięta - nawilżenia! Nawilżenia woła...


Mogłabym pewnie napisać o nim coś jeszcze... Ale wiecie co? Nie chcę! Żel ten nie spełnia swojej podstawowej funkcji, więc nie mam zamiaru poświęcać mu więcej czasu i tyle!

Znacie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)