Relacja wakacyjna!

Hej!
Wczoraj w nocy wróciłam w gór, po odespaniu, rozpakowaniu, rozdaniu pamiątek wreszcie przybywam do Was! Najpierw z relacją, a już jutro znów z postami i odwiedzinami :). Może tak być?

Wspominałam Wam już, ale domyślam się, że nie każdy zwrócił uwagę na te moje wzmianki, że wybywam w góry - Tatry. To był mój pierwszy raz i teraz z całą pewnością mogę powiedzieć, że nie ostatni! Jest tyle do zobaczenia jeszcze! Już nie mogę się doczekać kolejnych wycieczek!
Przez 4 dni zrobiliśmy 65 km (pieszo ;)) i mało mi ;)

Ale od początku!
Mieszkaliśmy w 5 osób w domku w miejscowości Kościelisko. Z sypialni miałam niezapomniany widok:

Dziś jak się obudziłam i wyjrzałam taka zaspana za okno to nie wiedziałam gdzie jestem - tak się przyzwyczaiłam do tego widoku :) Codziennie rano robiłam sobie herbatę i zasiadałam na tarasie lub balkonie i wpatrywałam się przed siebie - cudownie!

Jako, że pierwszego dnia przyjechaliśmy dopiero o 14, postanowiliśmy wybrać się tylko na Gubałówkę i z powrotem. Właściciele naszego domku pokazali nam drogę dzięki której mogliśmy podziwiać góry cały czas... Na polance, którą widzicie poniżej zrobiliśmy sobie przerwę i po prostu patrzyliśmy jak oczarowani ;)
Gubałówka za to nas zanudziła - pełno straganów jak na festynie - uciekliśmy więc znów na naszą polankę ;).
Dzień pierwszy zapoznawczy - 9 km


Dzień drugi - wyprawa nad Morskie Oko. Miał być giewont ale za późno wstaliśmy ;). Tego dnia zaszaleliśmy najbardziej - 26 km. Wymęczyliśmy się porządnie, ale za to jacy byliśmy szczęśliwi i jak się dobrze spało! ;)

Wodogrzmoty Mickiewicza

Morskie Oko jest piękne! Uśmiech mimo zmęczenia nie schodził mi z twarzy. Obeszliśmy je całe i na tym nie poprzestaliśmy, bo jak już tam byliśmy to czemu by nie wejść nad Czarny Staw pod Rysami? Co tam, że padamy.. Musimy i już! I dobrze zrobiliśmy - Czarny Staw pokochaliśmy od pierwszego wejrzenia, spodobał nam się bardziej niż Morskie Oko. Mój aparat niestety nie dał rady objąć całości - jak dostanę zdjęcia od znajomych to na pewno Wam pokażę! 

Morskie Oko - widok z nad Czarnego Stawu
Czarny Staw
Jako, że wracaliśmy z Morskiego Oka późno trochę zmarzliśmy, więc wypad na Giewont odsunął się na kolejny dzień a my postawiliśmy na coś łatwiejszego - pojechaliśmy pod skocznię a potem poszliśmy do Doliny Białego.


Na prawdę urokliwa Dolina, łatwa trasa, idealna do regeneracji. Cudowny dzień spędzony w cudownym miejscu! Dodatkowo właściciele domku powiedzieli nam, że przy wejściu do doliny można zjeść pyszną szarlotkę - spróbowaliśmy - na prawdę pyszna! Polecam ;)

Ja tak lecę z wycieczkami naszymi a nawet Wam nie pokazałam chaty właścicieli! oto ona:


Nasz domek z zewnątrz wyglądał mniej okazale, ale i tak był śliczny. TU macie jak wyglądasz nasz razem z ofertą.

Po powrocie z Doliny Białego postanowiliśmy jeszcze trochę się pokręcić po Kościelisku.

A potem spać! W końcu rano mieliśmy wstać by zdobyć Giewont.

Pogoda od rana nam pasowała - nie było ani za ciepło, ani za zimno. Szliśmy trasą z Kuźnic i po gdy już doszliśmy Kalatówek zaczęło padać... Nie odpuściliśmy jednak (i dobrze!), za to trasa dała nam przez to w kość ;).
najlepszy prowiant na drogę - gorzka czekolada

Padać przestało dopiero przed samymi łańcuchami, a więc jak już weszliśmy na szczyt bałam się ruszyć z miejsca gdzie usiedliśmy bo ludzi sporo, a miejsca mało ;) Jednak widoki niesamowite! Siedzieliśmy na szczycie aż wyschliśmy ;). Potem było zejście - nie łatwiejsze niż wejście. Na dodatek strasznie dużo rodziców zabierało ze sobą dzieci na Giewont tak mniej więcej w przedziale wiekowym 6-10 lat... Nie muszę mówić, że nie było łatwo im ani wejść, ani zejść? Na dodatek ślisko... Nie rozumiem jak można tak narażać swoich bliskich, zero myślenia?


 Po zejściu ze szczytu zrobiliśmy sobie postój na kanapki, czekoladę i zdjęcia ;)

 No i powrót! Prawda, że kosówka jest piękna?

Następnego dnia niestety był już wyjazd, strasznie smutno mi było wyjeżdżać, tęsknie za tymi widokami i wędrówkami... I za czymś jeszcze! Tylko jak szliśmy nad Morskie Oko z nikim nie gadaliśmy i nie witaliśmy się bo szły ta tłumy. Jednak wszędzie indziej każda napotkana osoba mówiła nam: dzień dobry, cześć, zaczepiali nas ludzie różnie. Żartowaliśmy ciągle z kimś, wspieraliśmy się nawzajem, cieszyliśmy się do siebie, gratulowaliśmy wejścia na szczyt (na Giewoncie)... Taka społeczność, jedność, bardzo to miłe i takie niepowtarzalne!

Teraz w kółko oglądam zdjęcia i wspominam.
Jednak jestem ciekawa Waszych podróży, jak Wasze wakacje?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)