Maseczka nawilżająca od Love Me Green

Witam z wielkim uśmiechem na twarzy!
Cóż za piękny weekend mamy, prawda? Aż chce się żyć! :) Mam nadzieję, że Wam humory też dopisują.

Dziś chcę Wam trochę poopowiadać o pewnej maseczce, która zagościła u mnie już dawno, dawno temu. Przywiozłam ją z Chełma jeśli dobrze kojarzę :).

Oto ona:

Najpierw może o samej marce - Love Me Green to marka, która mnie osobiście sobą zachwyca. Prostota opakowań, piękne składy, cudowne zapachy i świetne działanie - tak mogłabym podsumować ich produkty w wielkim skrócie, ponieważ zachwytów jest znacznie więcej!
Love Me Green jest marką francuską, której kosmetyki to idealne połączenie natury z nowoczesnością. Po prostu jakość!


Maseczka, która jest głównym tematem tego posta zamknięta jest w miękkiej, białej tubce, z której łatwo wycisnąć produkt - możliwe jest zżycie do ostatniej kropli ;).
Jak już wspomniałam wcześniej, opakowanie bardzo mi się podoba, jest proste i efektowne, jak wszystkie tej marki. Do tego, każda seria ma swój kolor, a wszystkie są śliczne, pastelowe - świetnie to prezentuje się w łazience.

Maseczka ma otwarcie klasyczne, które łatwo się otwiera - nie ma mowy o połamanych paznokciach na szczęście. Nie widać tego już, ale maseczka była dodatkowo zabezpieczona folią byśmy miały pewność, że nikt jej wcześniej nie otwierał.


Jak czytam opis producenta to mi aż ślinka cieknie, niby niepozorny zabieg (nazwanie maseczki koktajlem), ale swoje robi. Zwłaszcza jak dodamy do tego zapach - cudny, owocowy, niby tylko pomarańcza i grapefriut, ale jak dla mnie jest bardziej egzotyczny, niczym właśnie jakiś tropikalny koktajl. Dzięki temu czas gdy mamy tą maseczkę na twarzy jest bardzo przyjemny.


Maseczka ma lekką konsystencje, kremową. Ładnie się ją rozprowadza na twarzy i z niej nie spływa. Trochę trudniej jest zmyć - przydałaby się jakaś gąbeczka, ale też nie jest to tak, że się nie da bez ;).

Co zyskujemy?
- twarz jest cudownie nawilżona, nie ma mowy o suchych skórkach
- skóra jest miękka i promienna
- przy dłuższym używaniu zauważyłam, że zdarza mi się zapomnieć o kremie, ponieważ moja skóra nie daje mi 'znać', że czegoś jej brakuje
- bezpośrednio po spłukaniu maseczki nie kremuje już twarzy bo krem się nie chce wchłonąć, tak jakby skóra się 'przejadła' w tym momencie ;)
- może to moja wyobraźnia, ale cera na prawdę wygląda lepiej, na bardziej odżywioną

Maseczka mnie ani nie zapchała, ani nie uczuliła, za to sprawiła mi dużo radości ;).

Znacie tą markę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)