Kallos cherry

Hej!
Dzisiaj będzie włosowo, a na dodatek o moim ulubieńcu najnowszym, czyli o Kallosie Cherry! Muszę przyznać, że to pierwszy Kallos, który tak dobrze sprawuje się bez żadnych dodatków, bez względu na to ile siedzi na głowie i z dodatkowo pięknym zapachem! Jestem w nim absolutnie zakochana :).
Tak bym w sumie mogła zakończyć tą recenzję, ale nie jestem taka, wiem, że muszę niedowiarkom i tym niezdecydowanym poopowiadać trochę więcej :).


Wiem, wiem, wiem, że to aż litrowy słój! Ale uwierzcie mi, MI to zupełnie nie przeszkadza a wręcz odwrotnie - cieszy! Moje włosy lubią jak nakładam dużo maski, mogę dać odlewki znajomym, stosując co drugi dzień mogę się cieszyć lubianą maską przez bardzo długi okres, ale u mnie to też nigdy nie jest jakiś szał ciał. Tak z reguły 3-4 miesiące mi schodzi by zużyć kallosa ;)

Poza tym uważam, że ten słój ma śliczny kolori świetnie się prezentuje w łazience ;) Taka mała dygresja ;).
Dodatkowo na prawdę ciężko nie ulec zapachowi tej wersji, jest owocowa, słodka, wiśniowa! Może to nie jest prawdziwa, naturalna wiśnia, ale i tak jest bardzo miła dla nosa i co ważne - nie nudzi się tak jak np kallos latte. Niestety na moich włosach zapach ten się nie utrzymuje, ale znam dziewczyny, które czują go jeszcze spokojnie na drugi, a nawet 3 dzień.. Jak ja im zazdroszcze!


Konsystencja jest typowo kallosowa - czyli nie za gęsta i nie za rzadka. Bez problemy wydobywa się ze słoja, rozsmarowuje na włosach a potem spłukuje. Nie ucieka z dłoni i nie przelewa się.

A na włos działa bosko! Kto chce zobaczyć efekt włosowy zapraszam TU.
Co mi daje używanie Cherry?
- włosy miękkie i błyszczące,
- wygładzenie,
- brak przyklapu, ale też brak piórkowania,
- brak podrażnień skóry głowy,
- podkreślony skręt.

Czego mogę chcieć więcej? A jeszcze ta cena! 11 zł za litr. Marzenie!

Znacie tą wersję?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)