Piękna jesienią - ciało, czyli o szczotkowaniu i maseczkowaniu!

Hej Kochani!
Ostatnio miałam szalony czas, piec do centralnego w domu się zepsuł, więc działo się wiele i nie miałam czasu na nic. A jak już miałam czas to nie miałam siły, serio - padałam bardzo wcześnie na łóżko i zasypiałam... Tymczasem post ten szykowałam już od dawien dawna! To o nim myślałam w momencie zgłoszenia się do akcji, więc mam nadzieję, że się Wam spodoba!


Odkąd kupiłam szczotkę do ciała nie rozstaję się z nią jeśli chodzi o pielęgnację. Kosztowała mnie niecałe 10 zł w Rossmanie i okazało się, że to bardzo dobrze spożytkowane pieniądze :). Włączyłam ją do swoich codziennych rytuałów i do cotygodniowych rytuałów SPA. Moje ciało polubiło szczotkowanie na sucho o czym świadczą efekty jakie dostrzegam - ale po kolei!

Szczotka ma dość szorstkie, naturalne włosie, wypustki ze sztucznego tworzywa, które są jakby gumowe, drewnianą podstawę i taśmę dzięki której łatwiej utrzymać szczotkę. Tej taśmy mogłabym się przyczepić bo to zdecydowanie najsłabszy punkt - jest za duża! Mogłabym zmieścić pod nią na spokojnie dwie swoje dłonie... 


Jak już Wam wspomniałam szczotkę stosuje do masażu na sucho. Kolistymi ruchami rozpoczynam od stóp a kończę na dłoniach. Omijam okolice piersi bo uważam, że to zbyt drażniący zabieg jak na ten region. Codziennie rano tak zaczynam dzień - poświęcam na to tyle czasu ile aktualnie posiadam. Czasami jest to chwila, czasami nawet 10 min gdy się nie spieszę. Pobudzam w ten sposób z rana krążenie, rozgrzewam się, dobudzam i zyskuję więcej energii z rana. Im dłużej ją stosuję tym większą przyjemność sprawia mi taka forma masażu.

W soboty jednak mój rytuał nieco się zmienia. Sobota to czas na SPA, czyli długie masowanie szczotkę, następnie nałożenie maseczki na ciało i twarz (ale o twarzy to akurat będzie kiedy indziej). Mam wtedy pół godziny tylko dla siebie, a dzięki pobudzonemu krążeniu poprzez masaż maseczki do ciała mają ułatwione działanie. Poniżej Wam o nich opowiem.


Jednak zanim to zrobię chcę dodać jeszcze parę rzeczy o samym masażu na sucho i efektom jaki dzięki niemu osiągam oprócz wspomnianych powyżej. Otóż szczotkowanie sprawia,że skóra jest gładsza, jędrniejsza i ma bardziej równomierny koloryt. Cellulit i rozstępy wyraźnie się zmniejszają - szczotka zastępuje peeling i to w sposób fenomenalny. 

Oprócz tego zachęcam wszystkie osoby, które maja problem z wrastającymi włoskami po goleniu by pomyślały o szczotkowaniu :).


I już wracam do wspomnianych przeze mnie maseczek do ciała, które wykorzystuje w moim SPA. Aktualnie posiadam dwie saszetki Babuszki Agaffi z Zielonego Kredensu. Obie kosztują w okolicy 6 zł i żałuję, że maski do ciała tak późno pojawiły się w mojej łazience bo są dużo mniej uciążliwe niż myślałam, a efekty bywają lepsze niż przy wielu balsamach i masłach. Poza tym to świetna opcja dla tych, które lubią zadbać o siebie raz i porządnie a potem mieć trochę spokoju, a nie codziennie wcierać różne kremidła ;). 

Moje maski to wersja termalno - iłowa i czarna torfowa - odmładzająco, ujędrniająca. Obie zapakowane są w dobrze znane Wam saszetki. Każda ma pojemność 100 ml i starcza na 3 razy przynajmniej jeśli chodzi o moje ciało. Maski te są maskami opartymi w dużej mierze na glince, więc przez 10 min podczas, których mają się znajdywać na naszym ciele mogą zaschnąć delikatnie, jednak ciepły prysznic bez problemu sobie z tym radzi (chociaż ja raz się nie domyłam z glinki i zauważyłam to dopiero przy ubieraniu xD). Maski bardzo przyjemnie rozprowadza się po ciele, nie mają grudek ale kremową konsystencje, w momencie zastygania nie sprawiają dyskomfortu jak maseczki do twarzy na bazie glinki. Nie pachną też za bardzo.

Obie maski maja różne składy, które możecie zobaczyć TU i TU jednak działanie na mojej skórze jest bardzo zbliżone. Skóra jest świetnie oczyszczona, miękka i jędrna. W połączeniu z wcześniejszym szczotkowaniem co tydzień mam wrażenie, całkowicie nowej skóry. A im dłużej wykonuję te zabiegi tym dłużej utrzymuje się efekt. Co ciekawe moja sucha skóra dzięki maseczkowaniu nie potrzebuje tak dużo balsamów jak wcześniej. Biorąc pod uwagę, ze od dłuższego czasu nawet nie miałam żadnego balsamu to duża zmiana. Jestem zachwycona!

Maska termalno - iłowa ma jeszcze za zadanie rozgrzewać skórę, jednak ja osobiście nie zetknęłam się z tym efektem, ale kto wie? Może jestem gruboskórna..
 

Zaraz ktoś mi powie, że ale co można robić przez te 10 min gdy trzeba nago stać w łazience? Ja poświęcam ten czas na dokładny demakijaż, oczyszczanie twarzy, nałożenie maseczki i jej masaż... Gdy zostaje mi jeszcze trochę czasu to się rozciągam ;). Muszę wtedy wyglądać komicznie naga, w szarawej glince, z maseczką na twarzy. Ale co tam! Grunt, że to działa jak trzeba... To niewątpliwie najlepszy mój jesienny rytuał jaki wprowadziłam - idealnie wpisuje się do akcji Piękna Jesienią bo czuję się po nim piękniejsza, jestem taka i różnicę widać gołym okiem.


A więc oto mój jesienny rytuał dla piękna. Jestem ciekawa jak wygląda Wasz :)


PonyHutchen - czyli świetny naturalny dezodorant!

Hej Kochani!
Coś mi nie idzie pisanie postów, które nie są związane z akcją Piękna jesienią ;). Cały czas myślę o tym jakie zdjęcia porobić, o czym napisać, jak podejść do tematu inaczej... Szaleństwo! Ale teraz już powinno być z górki, tylko marzy mi się słoneczna niedziela bym miała ładne zdjęcia włosów :). 

Dobra! Porzucam ten temat bo Was zamęczę ;). Dziś chcę Wam pokazać i opowiedzieć o najlepszym naturalnym dezodorancie jaki miałam okazję stosować - czyli o PonyHutchen. Oto i śliczne maleństwo (zamówiłam mniejszą wersję na próbę o pojemności 25 ml):


Ten słoiczek jest na prawdę uroczy i świetnie spełnia swoje zadanie. Odkręca i zakręca się bez problemu, łatwo wydobyć z niego produkt, a do tego prezentuje się ślicznie i aż żal go chować do szafki.

Poza tym nie mogę nie wspomnieć o właścicielce sklepu Bioana, z którego to cudeńko pochodzi. Dostałam własnoręcznie napisany list z opisem produktu i z radami dotyczącymi używania. Bardzo to miłe! (zwłaszcza, że zamawiałam po prostu, beż żadnych informacji o prowadzeniu bloga)


Dezodorant jest bardzo prosty w obsłudze. Ma kremową konsystencję, którą bardzo łatwo rozprowadza się po skórze. Nic się nie kruszy, nie ciapie - zupełnie inaczej niż przy dezodorancie Shmidts... Nie ma też podrażnienia, jedyne malutkie uczucie dyskomfortu przy świeżo wydepilowanych pachach (ale tylko i wyłącznie wtedy). 

Co warto pamiętać jeśli chodzi o konsystencje? Że bazą tego deo jest olej kokosowy, który może zmieniać swoją konsystencje na bardziej płynną przy wyższych temperaturach. Dezodorant jednak nie traci zupełnie swoich właściwości - trzeba tylko uważać przy otwieraniu słoiczka bo ja raz zrobiłam to zbyt energicznie i zachlapałam sobie rękę ;).


Moja wersja to fresh&fruity i jest co cudowna, delikatna, pomarańczowa woń. Czuć ją właściwie tylko przy nakładaniu, potem trzeba by się wwąchiwac w pachę ;)

Jednak najważniejsze jest działania! A ono jest po prostu idealne - deo zapewnia brak zapachu przez cały dzień! Nawet po bieganiu nic ode mnie nie czuć, chociaż wtedy pachy nie są suche (ale umówmy się, moje pachy po większym wysiłku fizycznym co bym nie zrobiła nie były suche...). Mam go od momentu gdy upały się skończyły, więc nie wiem jak by się sprawował latem - jednak obecnie jestem nim zachwycona - tak na co dzień sprawia, że jest sucho i bezzapachowo. I tak powinno być! Do tego naturalny skład i na prawdę nie mam się czego przyczepić.


Jakby zalet Wam było mało muszę wspomnieć o świetnej wydajności. Zużyłam może 1/3 i to przez to, że trochę wylałam... Także do nowego roku mam spokój na pewno. A szkoda trochę... bo ciekawią mnie inne wersja zapachowe a jest och całe mnóstwo! :)

Zresztą same zobaczcie na stronie sklepu - KLIK. Ja ze swojej strony gorąco polecam bo jest to bez wątpienia najlepszy naturalny deo jaki do tej pory spotkałam.

To jak? Można mieszać?

Hej Kochani!
Dawno nic nie dodawałam ze swojej minerałowej serii :). Pora na powrót tych wpisów, zwłaszcza, że tematów mam nie mało! Przy okazji rozdania mogłam się dowiedzieć o czym chętnie poczytacie, a co dotyczy minerałów. Właściwie wszystkie propozycje wykorzystam (no może oprócz dwóch bo akurat one mówiły o tym co już było...), w tym tą z dzisiejszego posta. Więc jak? Ktoś się domyśla o czym dzisiaj będzie? :)


Kto pomyślał o mieszaniu minerałów między sobą odpada! ;))
Dziś będzie o tym czy można mieszać minerały z kosmetykami drogeryjnymi. I od razu odpowiedź - oczywiście, że można! Dlatego też tak łatwo zapoznawać się z minerałami i ich sypkimi formułami (chociaż niektóre firmy no Lili Lolo dają nam też możliwość prasowańców). Bez problemu na początku możemy postawić tylko na puder/róż/korektor itd. I w ten sposób zacząć swoją przygodę. Jest to szczególnie dobry sposób dla osób niezdecydowanych, niepewnych czy to dla nich, początkujących lub tych, które tolerują tylko drogeryjne podkłady w płynie.

Możliwości mieszania jest nieskończona ilość. Ostatnio jak malowałam mamę na wesele wykorzystałam jej drogeryjny podkład, który nałożyłam na twarz muśniętą pudrem mineralnym. Następnie wszystkie odbarwienia/zmiany/wypryski przykryłam korektorem mineralnym, a potem wszystko jeszcze raz przypudrowałam. Efekt był świetny a makijaż wytrzymał całą noc.

Gdy jeszcze szukałam odcienia podkładu dla siebie korzystałam już z próbek pudrów/róży i bronzerów w swoim makijażu. 

A więc jak widzicie można! I warto (ale to wiecie, moja subiektywna opinia ;)).


Temat bardzo prosty, jednak wzbudzał wątpliwości - mam nadzieję, że udało mi się je rozwiać :).


Piękna jesienią - paznokcie

Hej Kochani!
Za mną już dwa tygodnie zabawy i jednocześnie wyzwania piękna jesienią. Im dłużej trwa akcja tym bardziej mi się podoba! :) Wpisy są ciekawe, każda z nas (uczestniczek) podchodzi inaczej do tematu. Teraz mam mniej czasu na bloga i jednocześnie dużo bardziej chce mi się na niego zaglądać! Bardzo się cieszę, że się zgłosiłam - to na prawdę motywuje :).

http://www.pasjekaroliny.pl/2016/10/piekna-jesienia.html


Tematem tego tygodnia są paznokcie! Pewnie będziemy mogli pooglądać piękne zdobienia - ja do tego zupełnie nie mam talentu, więc Wam podaruje oglądanie moich paznokci ;). Na blogach bardzo widoczny jest trend hybrydowy, który niestety nie jest dla mnie. Muszę mieć króciutkie paznokcie z racji zawodu, a dodatkowo rosną mi bardzo szybko, więc zaraz widoczny byłby odrost... Żałuję nie raz widząc jakie piękne kolory są dostępne! Ale nie o tym ja dziś chciałam Wam opowiedzieć...

Wiecie już na pewno, że zafiksowałam się w naturalne kosmetyki :).
Do tej pory jedynymi produktami, których nie udało mi się wymienić na naturalne są lakiery do paznokci i tusz do rzęs. I właśnie dzisiaj chciałam Wam pokazać lakiery do których wzdycham i mam nadzieję, w końcu uda mi się zakupić!

Lakiery marki Lili Lolo w odcieniach Temptress, Carnival i Soft Coral to moje najstarsze marzenie. Być może w końcu będzie mnie na nie stać ;)


Lakiery 100% pure kuszą niesamowicie swoimi kolorami! Cała marka jest warta uwagi, jednak kolorówka kusi w szczególny sposób. Te naturalne, owocowe pigmenty! Ach...



Colour Caramel jest marką, którą najmniej kojarzę, co nie zmienia faktu, że jest kilka odcieni ich lakierów, które chodzą mi po głowie. Piękna fuksja, śliwka, jasny beż i lekki róż... Czyli zestaw na każdą okazję :).
Wiem, że nie wszystkie kolory są typowo jesienne, ale wszystkie chętnie widziałabym na swoich paznokciach cały rok! A że jednocześnie mogłabym ich w żadnym wypadku nie niszczyć... Uwielbiam naturalne kosmetyki! ;)

Mydło marchewkowe!

Hej Kochani!
Mam strasznie dużo postów pozaczynanych... I jakoś nie mogę ich skończyć ;) I ze zdjęciami mam problem, brakuje mi słońca, ach brakuje. No nic, może w końcu uda mi się zakończyć to co już od dawna dla Was szykuje - w tym parę postów o minerałach. Dziś jednak zamiast makijażowych tematów będzie o kąpieli. Mydło marchewkowe od dawna mnie kusiło. Sam pomysł by wykorzystać marchewkę był dla mnie czymś świetnym (jestem fanką marchewek, mogłabym chrupać je i chrupać xd). A do tego ciekawa nowa dla mnie firma - Soap Deli. Bardzo podoba mi się ich filozofia! Zresztą same zobaczcie:


Przyjemnie, prawda? :)
Opakowania też mają bardzo ładne - wszystkie mydlane kartoniki wyglądają tak samo, są dwukolorowe, zresztą co ja Wam będę gadać jak same widzicie na zdjęciach... 


Moje mydło marchewkowe przeznaczone jest dla każdego rodzaju skóry, dodatkowo ma właściwości łagodzące. Jest świetne do depilacji! Serio, serio - daje poślizg maszynce, nie podrażnia skóry i dodatkowo ją łagodzi. 
Oprócz tego mydło po prostu dobrze oczyszcza skórę całego ciała - dzięki swojej łagodności nadaje się do higieny intymnej. Bardzo lubię jak mydlane kostki mogę wykorzystać do wszystkiego, taki minimalizm pod prysznicem.

Mydełko to nie wysusza skóry, nie pozostawia po sobie mydlanych osadów.


Marchewkowe mydełko ma bardzo delikatny zapach, który znika szybciutko. Niezbyt mi się to podoba, ale to jedyna wada jaką odnalazłam w tym mydle! Reszta to same ochy i achy - piana jest mokra, aksamitna. Mydło nie rozmięka i nie 'ciapcioli' się, jest też wydajne. Do tego ma naturalny skład:
oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia, olej kokosowy, woda, masło shea nierafinowane, soda kaustyczna – nieobecna w mydle, niezbędna do zmydlenia olejów, sok marchewkowy, olej rycynowy


Bardzo je polubiłam i cieszę się, że czeka na mnie jeszcze dyniowa kostka :)

Cena wynosi 15.90 o TU

Znacie tą markę?

Takie tam rozmówki...

Hej Kochani!
Zapowiadałam Wam, że będę rozszerzać tematykę bloga, więc myślę, że najwyższa pora przystąpić do działania! Na początek przedstawiam lekką serię w stylu - rozmówki damsko - męskie i nie tylko! Będzie trochę rodzinnych dialogów, których nie chcę zapomnieć bo wywołują uśmiech na mojej twarzy. Mam nadzieję, że ciepło przyjmiecie te posty!


To co? Zaczynamy? Dzisiejszy odcinek sponsorują SMS-y ;)

Ż - czyli ja
W - czyli mój Wojtek

Ż: powiesiłam pranie
W: okrutna jesteś!

(miałam jechać do koleżanki pożyczyć sukienkę na wesele)
W: i jak?
Ż: wybrałam sobie kilka
W: to w ilu ty idziesz?
W: będziesz grubo wyglądać w kilku...

(dalej ten sa wieczór)
W: a ty nie jesteś wyższa od niej, sukienka nie będzie za krótka?
Ż: jestem, ale pożyczyłam też od jej siostry
W: zapomniałem o siostrze, baza sukienek większa.

Ż: Weź na mnie nakrzycz... Zamiast się uczyć to ja Kinga czytam...
W: Krzyczu! krzyczu!
W: I co? Lepiej?

Czasami przez przypadek pisze pierwsze litery wyrazów drukowane i nigdy nie chce mi się tego zmieniać. Więc wychodzi na przykład tak:
Ż: POgadamy?
W: A może poPISzemy?

I tym politycznym akcentem (xD) zakończymy dzisiejszy odcinek. Chcecie więcej? Z tatą tez bywają ciekawe rozmowy... I z dziećmi ;) 

Piękna jesienią (i zdrowa!) - usta

Hej Kochani!
Jak Wam minął weekend i dwa dni następujące po nim? U mnie jest chwilowa masakra i urwanie głowy.... Mam nadzieję, że sytuacja się jak najszybciej unormuje!
Tymczasem, jesteście gotowi na kolejny post z wyzwania ? W tym tygodniu królują usta!



Ciekawa jestem czy wiecie ile szminek w ciągu swojego życia zjada przeciętna kobieta? Wg danych ze Stanów Zjednoczonych (oni badają wszystko...) może to wynosić od 2 do 4 kg (!). Szminki zjadamy każdego dnia jedząc, pijąc, oblizując usta... A wiele z nie może się pochwalić całkowicie neutralnym składem, a więc może być szkodliwa dla naszego zdrowia. Zastanawiałyście się nad tym kiedyś? Ja przez długo czas nie, ale już nie zamierzam ponownie popełnić tego błędu.

Co można znaleźć w składzie przeciętnej szminki?
ołów -toksyczny dla naszego organizmu metal ciężki, który odkłada się w narządach
parabeny - na szczęście ich ilość ściśle ograniczają przepisy
barwniki niewiadomego pochodzenia (np. ze zgniecionych owadów... a jak ktoś jest weganinem to co?)
aluminium
chrom

Dodatkowo nierzadko skład pomadki jest mega długi i trudny do rozszyfrowania... I ta długość nei jest spowodowana ciekawymi ekstraktami czy olejami, które mają dbać o nasze usta...Nawet w encyklopediach ze składnikami ich nie ma. I jak ma sobie z tym człowiek poradzić?

Oczywiście nie ma co popadać w paranoję. Nie trzeba wyrzucać swoich pomadek i wymieniać na te naturalne. Jednak może warto też sprawdzać skład kosmetyków kolorowych? Bo o ile pielęgnacyjne zwracają naszą uwagę swoimi składami, tak z makijażowymi bywa różnie...

Jestem bardzo ciekawa waszej opinii na ten temat! ;)

Petal Fresh - tym razem pachnąca odżywka!

Hej, hej!
Ciepło przyjęliście mój pierwszy post wyzwania co niesamowicie mnie cieszy :) Mam nadzieję, że w następnych tygodniach czymś uda mi się Was zaskoczyć, bo chcę trochę inaczej podejść do tematu... Ale nie będę nic zdradzała, będzie niespodzianka! :))
Mój humor jest dziś już o wiele lepszy! Wszystkie zabiegi, które wykonywałam przyniosły poprawę i już jestem prawie zdrowa. Poza tym ruszyłam z paroma sprawami dzięki czemu pogoda za oknem nie sprawia, że jestem przygnębiona. A najlepsze jest to, że wszystko zaczęło się układać gdy się najmniej tego spodziewałam, gdy tak usilnie o tym nie myślałam i trochę odpuściłam. :)

Ale co ja Was będę zanudzać, nie o tym ma być dzisiejszy post. Jakiś czas temu pokazałam Wam świetnie działającą, za to śmierdzącą odżywkę marki Petal Fresh. Jak by był ktoś zainteresowany recenzję znajdziecie TU. A co do samej marki, można ją dostać w Rossmanie i w Tesco (a co ciekawe, ostatnio w Tesco widziałam też produkty do ciała tej marki!).


Jak widzicie butelka zupełnie się nie różni - zmieniona jest tylko etykieta -  nadal jednak jest prosta. Mi ogólnie się podoba, jednak nie zachwycam się tym opakowaniem. Ważne, ze jest funkcjonalne i dopasowane do konsystencji produktu - odzywki zostaje w nim góra na jedno użycie. 
Co do samej konsystencji - jest taka sama jak u jej nie za ładnie pachnącej siostry - nie za rzadka, nie za gęsta. Bardzo dobrze rozprowadza się ją na włosach, przy czym nie ucieka z dłoni.


To co wyróżnia tą odżywkę to zapach - słodki, miętowy z nutą olejku z drzewa herbacianego. Ja go uwielbiam! Daje niesamowite uczucie czystości, odświeżenia. Niestety nie pozostaje na włosach (a ten śmierdziuch zostawał...).   

Najważniejsze jest jednak działanie. A ono niestety jest gorsze niż przy wersji cytrusowej... Włosy nie są tak wygładzone, plączą się na długości...  Fakt - włosy nie są obciążone, nawet wtedy gdy stosuję ją tuż przy skórze głowy. Włosy są błyszczące i miękkie, jednak efekt ten jest słabszy niż przy wcześniejszej wersji.


Smutno mi, ze nie mogli połączyć zapachu tej odzywki z działaniem tamtej! Ech...


Piękna jesienią - makijaż

Hej!
Pora na pierwszy post akcji "Piękna jesienią" o której możecie przeczytać TU. Tydzień pierwszy poświęcony jest makijażowi. Nie byłabym sobą gdyby u mnie pojawiło się coś innego niż minerały ;) Wiem, że większość z Was porzuca minerały na jesień i zimę, z powrotem wraca do cięższych formuł, ja natomiast jestem im wierna cały rok i zapewniam, że nic się złego nie dzieje.


O minerałach powstała już cała seria postów na tym blogu. Mogliście poczytać o aplikacji, o kryciu, o zaletach takiego makijażu. Recenzowałam Wam róż, który cały czas uwielbiam i który towarzyszy mi również w jesiennym makijażu. Dopiero się rozkręcam i pomysłów na tą serię mam jeszcze mnóstwo, jednak dziś chcę Wam przedstawić podkład, który sprawia, że czuję się piękniejsza - i to nie tylko jesienią! :)


Zaraz mnie wybuczycie, że przecież ten post nic nie wnosi do akcji bo mówi o tym, że cały rok maluje się tak samo ;). Ale ja uważam, że wnosi! Bo chcę Wam pokazać podkład, który idealnie wtapia się w moją cerę, w którym wyglądam dobrze bez względu na to czy jestem opalona czy nie. Dzięki niemu wiem, że wyglądam zdrowo, naturalnie, po prostu dobrze i tak się też dzięki niemu czuje!


Herbatnikowy kolega z Earthnicity ma doskonałe krycie. Właściwie przez niego nigdy nie sięgam po korektor, przez co utrudnia mi sprawę bo chcę dla Was zrobić poradnik o korektorach mineralnych ;). Ale jestem w stanie mu to wybaczyć... Jest dobrze zmielony, ale mniej niż np puder HD tej samej firmy, dzięki czemu trudniej sprawić by pylił :). Więc jeśli ktoś lubi zabawę w odkurzanie po nakładaniu podkładu mineralnego to nie ten adres.

Uwielbiam go za te wszystkie zalety, o których już Wam wspominałam w tym poście. Ale też za jeszcze więcej - on jest po prostu dla mnie idealny, a ciężko znaleźć odcień tak świetnie współgrający z cerą :). Biscuit opisywany jest jako odcień nadający się do jasnej i średnio jasnej karnacji o beżowym zabarwieniu. Jest dość neutralny - ni to ciepły, nie chłodny, więc może pasować wielu osobom :)


Na mej buźce mogliście go widzieć wielokrotnie przy poprzedniejszych postach, jednak dziś małe przypomnienie z całością makijażu jaki teraz używam by poczuć się piękna jesienią :)


Jak widzicie na podkładzie nie kończę, oprócz niego codziennie towarzyszy mi róż i kredka do brwi. Jest to mój standard - czyli wersja na szybko. A uwierzcie mi, w jesienny czas wersja na szybko to zawsze dla mnie najlepsza wersja ;). A gdy mam pewność, że dzięki makijażowi w dalszym ciągu dbam o swoją skórę... To czy można chcieć czegoś więcej?

Nie ma to jak ślimak pod oczy ;)

Hej!
Melduję, że choroba mnie rozłożyła całkowicie :(. A tak liczyłam, że się jej nie dam, walczyłam zaciekle i lipa... Ręce opadają, a nos to już ledwo zipie. Nie chcę Was jednak zanudzać moimi problemami zdrowotnymi, w końcu się z nimi uporam. Za to przygotowałam Wam na dzisiaj post kremu pod oczy ze śluzem ślimaka firmy Orientana.  Jego brat do całej twarzy wywołał pewne zamieszanie, a może nie tyle on co ten cały śluz... Wiele z Was pisało, że ten składnik jest dla Was dziwny i nie chcecie nakładać na siebie nic z ślimakiem ;). Postanowiłam więc trochę przybliżyć temat tego śluzu.


Do produkcji masowej wszedł za sprawą rolnika z Chile, ale znany był już w starożytności. Jednak wracając do Chile - właściciel gospodarstwa rolnego zauważył, że jego poharatane dłonie za sprawą śluzu ślimaka goją się, stają się miękkie, skóra jest bardziej elastyczna. Szkodnik ślimak stał się dla niego zagadką, której poświęcił sporo czasu. Badania pokazały jak wiele dobrego robi śluz i zaczęto produkcję na skalę światową. 
Regeneracyjne właściwości śluzu nie powinny nikogo dziwić, kto choć raz spotkał na swojej drodze ślimaka. To drobne stoworzonko sunąc po drapiącym podłożu swoim miękkim ciałem nie pożyłoby długo. Śluz nie dość, że je chroni, ułatwia poruszanie, to także regeneruje jego tkanki.
Śluz ślimaka zawiera w sobie składniki takie jak:
  • Alantoina działa intensywnie nawilżająco, a także kojąco i przeciwzapalnie, przyspiesza regenerację skóry, łagodzi podrażnienia i zmiany trądzikowe, usuwa blizny, rozstępy, cellulit i wrzody, przyspiesza gojenie się ran, a także usuwa zgrubienia i spękania.
  • Kwas glikolowy spowalnia procesy starzenia się skóry, wygładza, odświeża i regeneruje skórę, usuwa martwe naskórki, działa oczyszczająco, reguluje proces wydzielania sebum oraz zwęża ujście gruczołów łojowych.
  • Mukopolisacharydy, które zmniejszają podrażnienia i uczulenia, przyczyniają się do prawidłowego krążenia krwi i limfy. W połączeniu z kolagenem i elastyną nadają skórze idealną elastyczność, sprężystość oraz nawilżenie.
  • Kolagen i Elastyna odpowiadają za likwidację zmarszczek, a także za sprężystość oraz jędrność skóry.
  • Naturalne Antybiotyki zabijają szkodliwe bakterie i grzyby, usuwając stany zapalne skóry.
  • Witaminy A,C i E odżywiają i regenerują skórę.
Sporo tego, co?
Nic więc dziwnego, że śluz ten spełnia szereg różnych zadań! Jego działanie regenerujące, ochronne, złuszczające, przeciwzmarszczkowe, przeciwzapalne, nawilżające, zwiększające elastyczność, sprzyjające syntezie kolagenu i elastyny i łagodzące są mile widziane w kosmetyce.

Mam nadzieję, że teraz nikogo nie dziwi ten składnik i już nikt nie uważa go za kolejny 'boom' w kosmetyce. :)


A teraz wróćmy do kremu!
Znajduje się on w 15 ml opakowaniu airless - higienicznie i prosto! Grafika jak w przypadku kremu do twarzy bardzo uboga - ten krem ma po prostu działać! I robi to - ale o tym za chwilę ;). Do opakowania chciałabym jeszcze dodać, że od dwóch miesięcy działa bez zarzutu. Pompka się nie zacina, ale radzę nie naciskać jej do oporu bo ilość kremu jaką wtedy daje można spokojnie nasmarować całą twarz :).

Konsystencja produktu jest rzadka, ale nie za rzadka. delikatnie wodnista, bardzo ładnie rozsmarowuje się na skórze, ekspresowo się wchłania. Nie pozostawia żadnej warstwy, za to skóra jest aksamitna w dotyku, miękka, nawilżona. Nie ma mowy o podkrążonych oczach - delikatna skóra pod oczami jest wspaniale zadbana! Zwiększa się też znacznie elastyczność. Możecie mi nie wierzyć, ale mimo wieku miałam z tym problem! Po dwóch miesiącach widzę znaczną poprawę.


Zapach jest identyczny jak przy kremie do twarzy - delikatny, słodki, ulotny. Mi się bardzo spodobał!
Żałuję tylko, że nie jestem w stanie stwierdzić jak długo mi jeszcze posłuży - dwa miesiące używania rano i wieczorem i myślę (ale to tylko moje gdybanie), że na jeszcze miesiąc będzie mi towarzyszył, kto wie - może na jeszcze dłużej?

Skład:
Aqua, Glycerin (gliceryna pochodzenia roślinnego), Squalane (skwalan otrzymywany z trzciny cukrowej i buraka cukrowego), Coco Caprylate/Caprate, Polyglyceryl-6 Distearate, Propanediol (otrzymywany z ziaren kukurydzy), Snail Secretion Filtrate (śluz ślimaka), Crambe Abyssinica Seed Oil (olej abisyński), Prunus Amygdalus Dulcis Oil (olej ze słodkich migdałów), Tocopherol (witamina E), Caffeine (naturalna kofeina), Sodium Hyaluronate (sól kwasu hialuronowego), Lavandula Stoechas Extract (stoechiol), Ruscus Aculeatus Root Extrac (wyciąg z ruszczyka kolczastego), Citrus Limon Peel Extract (ekstrakt ze skórki cytryny), Solidago Virgaurea Extract (ekstrakt z nawłoci pospolitej), Caprylic/Capric Triglyceride, Cetyl Alcohol, Jojoba Esters, Polyglyceryl-3 Beeswax, Sodium Stearoyl Glutamate, Cellulose Gum, Microcrystalline Cellulose, Xanthan Gum, Sodium Phytate, Sodium Benzoate (naturalny konserwant), Pottasium Sorbate (naturalny konserwant), Citric Acid (kwas cytrynowy), Parfum (kompozycja zapachowa hypoalergiczna).

Koszt to niecałe 52 zł na stronie producenta - KLIK.

Dziewczyny mam dobrą wiadomość!

Hej Kochani!
Dziś przybywam na szybko z dobrymi wieściami dla tych, których skusiłam produktami marki Iva Natura :). Otóż dowiedziałam się, że przez miesiąc trwają u nich promocje - a więc można kupić taniej wszystkie produkty (piankę do demakijażu też!)

https://sklep.ivanatura.pl/

Ktoś się skusi? Gdyby nie fakt, że aktualnie nie mogę pozwolić sobie na zakupy to już bym coś wybierała... Jednak może któraś z Was dzięki temu skorzysta?

Jak mus to relaks

Hej!
Nie wiem jak Wasze humory, ale ja jestem w cudownym nastroju! Mimo okropnej pogody cieszę się jak dziecko gdy muszę wyjść na dwór. A wszystko to za sprawą spełnionego marzenia! Jestem teraz posiadaczką pięknego, czarnego kapelusza. Uwielbiam go i czuję się w nim wspaniale mimo sensacji jaką wzbudza na mojej wsi - ale co tam! Ważne, że ja wreszcie mogę wyglądać tak jak chciałam od dawna :).

A wracając do tematu wpisu, czyli relaksującego musu - on również mnie uwiódł! Od pierwszego użycia jestem w nim zakochana, a moje uczucie do niego pogłębia się z każdym użyciem! Niesamowity produkt marki Wytwórnia Mydła stworzonej przez równie niesamowitą Kasię. Uwielbiam takie małe manufaktury, gdzie znajdziemy wszystko co najlepsze, każdy produkt jest dopieszczony do granic możliwości, a używając je nie zostaje nam nic innego ja się zachwycać! Dzisiejszy post będzie pełen słów podziwu, więc jeśli nie jesteście gotowi na taką dawkę słodyczy radzę zaparzyć sobie gorzką kawę dla wyrównania ;).


Mus do ciała znajduje się w 50 gramowym (możliwa jest opcja zakupienia 100 gramowego) plastikowym słoiczku. Znajdziemy na nim podstawowe informacje, bez kilkunastozdaniowych obietnic. Ten produkt mówi sam za siebie, nie trzeba go nachalnie reklamować tak jak widzimy to na kosmetykach dostępnych w drogerii. 

Po odkręceniu wieczka zaskakuje nas intensywny (ale nie drażniący i nie mocno nachalny) zapach, który otula i relaksuje. Subtelna woń lawendy w otoczeniu cytrusów - czyli uniwersalny aromat, którym mogę się otaczać cały rok. Dla osób, których ta wersja nie kusi mam dobrą (lub złą jeśli walczycie z nadmiernymi zapasami kosmetyków) wiadomość - dostępne są inne warianty takie jak: earl grey, caffe latte, green tea czy lemon lime. Nie wiem jak Wy, ale ja mam ochotę na wszystkie! Zresztą Wy pewnie tez nabierzecie takiej ochoty gdy przeczytacie co ten musik potrafi!


Powiem Wam jedno - ten mus to prawdziwy mus! Konsystencja jest niesamowita, mocno masłowa, oleista a jednocześnie puszysta i delikatna. Przypomina mi samodzielnie ucieraną masę do ciasta, z gdzieniegdzie pozostawionymi grudkami budyniu (tutaj masło shea), które rozpływają się na podniebieniu (w tym wypadku na skórze). Bardzo łatwo rozsmarowuje się go po ciele, w moją suchą skórę wnika momentalnie pozostawiając po sobie MOC nawilżenia, miękkości i gładkości. Podrażnienia są łagodzone, suche skórki znikają, dzięki lawendzie nawet ranki szybciej się goją! Mus ten służy całej rodzinie w każdej potrzebie a mi codziennie - wieczorem lub rano, bo daje mi niesamowite utulenie i ukojenie.

Ratował mnie (i nie tylko mnie) z opresji w niejednej sytuacji. Podrażnienie słoneczne po wyjeździe nad morze to dla niego żaden problem, skóra z jego pomocą szybko dochodzi do siebie. Ręce zniszczone po pracy na polu, przy domu, kładzeniu kostki i wielu innych męczących pracach, które trzeba było wykonywać bez rękawiczek - znowu mus na ratunek przybywa. Wymęczone stopy z odciskami i suchą skórą - bohater nie spoczywa na laurach. Ten mus to mój ideał, który stosuję od stóp do głów i cieszę się jego jakością, zapachem, wydajnością (moja rodzina też go uwielbia a mimo to nadal mam co używać).


Ten produkt ma w sobie wszystko co cenię: działanie, naturalny skład, wydajność. Czego mogę chcieć więcej?

Cena? za 50 gram wynosi 18 zł/ za 100 g - 28 zł. A kupicie go TUTAJ. Jak ktoś się wybiera do Warszawy na EKOCUDA to mam dobra wiadomość - Wytwórnia Mydła tez tam będzie!


Bądź piękna jesienią - czyli akcja Karoliny

Hej Kochani!
Część z Was (jak nie wszyscy!) zna pewnie bloga Karoliny. Ja śledzę go od moich początków w blogosferze, Karolina nie raz mi pomogła, bardzo lubię do niej zaglądać. Dostarcza motywacji - sprawia, że chcę się doskonalić, jest bardzo przyjemną osobą, łatwo się z nią rozmawia, do tego wiem, że niczego nie udaje, jest autentyczna. Wszystko to razem ze świetnym (w moim zdaniu) pomyśle na akcję sprawiło, że zdecydowałam się do niej zgłosić.



O całej akcji możecie przeczytać TUTAJ.
Ja tymczasem zabiorę się za zbieranie pomysłów i robienie szkiców postów! Bo jak na razie zamysł mam tylko na te ostatnie tygodnie ;).