Filmowy wieczór z Żan

Hej, hej!
Co powiecie na kolejny filmowy wieczór? :) Ja już się szykuję na poniedziałkowy wyjazd, więc postanowiłam, że post będzie lekki i przyjemny. Ostatnimi czasy oglądam dużo filmów - nadrabiam braki z całego roku... Kilka z tych filmów odwracało moją uwagę od obrony, która miała miejsce 13 lipca, kilka wykorzystałam przy okazji dbania o siebie (tak, żeby mi się nie nudziło podczas masażu, maseczek, kąpieli stóp, czy kuracji paznokciowych), a jeden z poniższych obejrzałam z moim W.
To jak? Szykujecie popcorn i zasiadacie do oglądania czytania?

Wiek Adeline
http://www.filmweb.pl/film/Wiek+Adaline-2015-592843

Zacznę od tego, że bardzo lubię patrzeć na Blake Lively, uważam, że jest śliczna i jestem jej fanką od czasów Stowarzyszenia Wędrujących Jeansów ;) (kto czytał?). Sama historia Adeline jest taką baśnią, którą po prostu miło się ogląda. Motyw nieśmiertelności nie jest za często poruszany w filmach, bo ciężko go dobrze przedstawić. W tym ujęciu mi się spodobał - jest lekko, momentami zabawnie. Bardzo podoba mi się pomysł z narratorem, który wyjaśnia wiele spraw. Ogólnie jestem bardzo na tak - mamy piękną główną bohaterkę, podgląd na jej życie, które mimo tego co niektórzy myślą (w końcu jest nieśmiertelna) nie jest wcale jak z bajki. Dodatkowo bardzo podoba mi się rola Harrisona Forda - uważam, że świetnie ją przedstawił.
Przez długi czas zwlekałam z seansem tego filmu bojąc się, że będzie mi się dłużył, będzie dziwny itd. Nic z tych rzeczy nie miało miejsca, więc polecam!


Zanim się rozstaniemy
http://www.filmweb.pl/film/Zanim+si%C4%99+rozstaniemy-2014-241195

Film na zasadzie 'jestem na rozstaju dróg i nie wiem co teraz zrobić'. I przyznaje od początku, ze drażni mnie zakończenie, które nic nam nie wyjaśnia - a ja lubię skończone historie, nie chcę sama sobie wymyślać dalszych losów głównych bohaterów! Ale ok, rozumiem, że tak miało być... A przynajmniej staram się zrozumieć, więc już się tego nie czepiam tylko przechodzę dalej... Bardzo podoba mi się muzyka w tym filmie, po prostu jest idealnie dobrana i lubię do niej sobie wracać - chociaż nie odnalazłam wszystkich piosenek.
Film ten pokazuje jak przypadkowe spotkanie może odmienić nasze życie, jak rozmowa z nieznajomym może wpłynąć na nasze decyzje, jak obcy człowiek jest w stanie dostrzec więcej niż by się mogło wydawać. 
Niby jest to historia o miłości, ale nie do końca, historia o zmianach, które w sumie nie wiadomo czy się dokonały, historia o decyzjach, które nie zostały podjęte. Film skłania do refleksji, jednak przez to zakończenie obniżyłam mu ocenę ;).


Moje córki krowy
http://www.filmweb.pl/film/Moje+c%C3%B3rki+krowy-2015-722780

Film podobał się wielu ludziom, lecz mi nie. Nie żałuję jednak, że go obejrzałam. Faktycznie tak jak mówi plakat jest on prawdziwy jak życie. Ukazuje zmagania dzieci przy chorobie rodzica, a także idealnie pokazuje relacje rodzinne. Mamy więc problemy, problemy i trochę poczucia humoru. Za to świetnie jest zagrana sama choroba ojca - tak to wygląda w życiu, tak i na ekranie, bez zbytniego upiększania. 
Co jest mocną stroną tego filmu? Brak przerysowania, bez patosu - ot rzeczywistość.

Projektantka
http://www.filmweb.pl/film/Projektantka-2015-702785

Nie potrafię Wam opowiedzieć tego filmu w taki sposób by nie spoilerować... A wszystko przez zakończenie, które całkowicie odmieniło mój obraz tego co zostało przedstawione. Więc po prostu POLECAM!


Jak to robią single
http://www.filmweb.pl/film/Jak+to+robi%C4%85+single-2016-561010

Film z gatunku tych co mnie jednocześnie bawią i sprawiają, że pojawia się w mojej głowie pytanie 'co to ma być?'. Nie potrafię się utożsamić z żadną postacią, ich wybory są dla mnie niejasne, po prostu ja kieruje się innymi wartościami w swoim życiu. Jednak oglądało się przyjemnie ;).

Gwiazd naszych wina
http://www.filmweb.pl/film/Gwiazd+naszych+wina-2014-681825

Oj wiele z Was pokazywało ten film w swoich zestawieniach! Długo go unikałam z jednego względu - wiedziałam, że będę płakać. No i cóż.. nie pomyliłam się. Film pokazuje miłość dwójki nastolatków chorych na raka. Pokazuje walkę, nadzieję, niesamowitą mieszankę emocji. Widz przez cały seans kibicuje głównym bohaterom, ma nadzieję, że wszystko potoczy się inaczej (no przynajmniej ja tak mam...). Niewątpliwie jest to historia, która porusza, a mi osobiście gra aktorska bardzo przypadła do gustu.

Pumeks inny niż wszystkie

Hej!
Dziś kolejny post z serii 'do ego namówiła mnie Anula' ;). Nie ma chyba na razie osoby w blogosferze, która potrafiłaby aż tak bardzo wpłynąć na moje 'chciejstwa' kosmetyczne! Kto jest ciekawy jej wpisu na jego temat odsyłam TUTAJ.


Musicie przyznać, że pumeks ten zaskakuje już od samego początku. Jest zupełnie inny niż wszystkie mi do tej pory znane. Obawiałam się, że przez jego nietypowy kształt będzie mi niewygodnie go używać - nic bardziej mylnego! Pumeksem marokańskiem posługuje się niesamowicie łatwo dzięki tej specjalnej rączce!

Dalej były obawy - czy to mi nie poszarpie stóp? Otóż nie! Dzięki niemu funduje sobie niezwykle przyjemny i relaksujący masaż połączony jednocześnie z wygładzaniem stópek. Przyjemne z pożytecznym - kto tego nie lubi? Po zabiegu, który przyznaję był delikatny i z postawy "poszarpie mi stopy' przeszłam na 'to nie zadziała', musiałam się puknąć w czoło za pośpieszne ocenianie. Tak jak wspomniałam stopu są gładkie, ale takie gładkie gładkie, a nie w stylu co pozostawiają niektóre pumeksy - że jeszcze wypadałoby trochę wygładzić ale jest lepiej niż było.

Idźmy dalej - jego wydajność jest niesamowita - nie widać po nim żadnego zużycia, nie mam pojęcia kiedy te gliniane rowki się wytrą, ale co najlepsze - bardzo mnie to nie zasmuci, ponieważ jego cena to niecałe 5 zł.


A teraz parę informacji o nim ze sklepu:
Marokański pumeks to w 100% naturalny produkt, wykonany z gliny marokańskiej i używany w trakcie zabiegów odnowy w łaźniach hammam. Tajemnicą jego skuteczności są liczne wgłębienia, dzięki którym dokładnie usuwa zrogowaciały naskórek, pozostawiając oczyszczoną, gładką i miękką w dotyku skórę.
Produkt wyprodukowany został w Maroku, a jego skuteczność określana jest na kilkanaście miesięcy.
Sposób użycia: zmiękczoną wcześniejszą kąpielą skórę, należy dokładnie wytrzeć, a następnie przystąpić do ścierania zrogowaciałego naskórka.


Jakiś minus? Niesamowicie szybko znika ze sklepu i trzeba na niego polować! Ja swój kupiłam TUTAJ.

Let Me Out + prośba

Hej Kochani!
Dziś post w trochę innym klimacie, ale wiecie - są wakacje, trzeba popisać trochę o przyjemnościach, a nie tylko kosmetyki i kosmetyki ;). Ciekawa jestem czy znacie zabawę, którą Wam dziś przedstawię! 

Let Me Out to zabawa polegająca na ucieczce z pokoju, w którym jest się zamkniętym. Każdy z pokoi jest specjalnie zaaranżowanym miejscem, w którym ukryte są zagadki, szyfry, kłódki i klucz do drzwi wyjściowych. Ten ostatni to właśnie nasze zadanie, musimy do niego dotrzeć, ale by to zrobić mamy tylko 45 minut. Mówię tylko bo czas leci jak szalony! Pierwsze 20 minut mija na przeszukiwaniu pokoju ;) Mówię Wam czyste szaleństwo, ale jakże przyjemne!

https://www.facebook.com/letmeoutlublin/photos/a.727181320718289.1073741848.536252543144502/727182327384855/?type=3&theater

My z W. byliśmy na Szatni Tytanów, jednak w każdym mieście znajdują się różne pokoje i żałuję, że do niektórych nie mam dostępu! Dla przykładu możecie się znaleźć w Krainie Czarów, na Bezludnej Wyspie, w Kasynie, na Stacji Kosmicznej i wiele, wiele innych!

Miasta gdzie można się bawić macie dostępne TUTAJ.

A teraz pora na prośbę, której oczywiście nie musicie spełnić, jednak byłoby mi bardzo miło. Zdjęcie jest linkiem do FB gdzie trwa głosowanie dzięki któremu można wygrać darmowy karnet na kolejny pokój. Nie ukrywam, że bardzo chciałabym go zdobyć, więc jak? Pomożecie?

Kto już był? Jak wrażenia? Ja jestem zachwycona!

Włosy na detoksie

Hej!
Dziś będzie nietypowa aktualizacja włosowa. Jak wiecie już (chyba że pomijaliście te moje wstawki o tym do tej pory) mocno zeszłam z zapasów kosmetyków. Tak mocno, że przez jakiś czas konkretnych kosmetyków nie miałam i nie używałam ;) Do takich produktów należała odżywka do włosów, przez długi, długi czas nie miałam żadnej i no cóż moje włosy musiały to znieść. Po dwóch tygodniach, przez które jedyną pielęgnacją był olej raz w tygodniu i szampon postanowiłam Wam je pokazać. I przy okazji opowiedzieć o problemach jakie napotkałam.

włosy w rozproszonym świetle w domu

Jak widać część włosów straciła na nawilżeniu i skręcie. Wydają się suche i splątane na zdjęciach. Ze splątaniem się zgodzę - to był mój główny problem, jednak włosy w dotyku nie były suche w żadnym wypadku. Co ciekawe nie miałam problemów z rozczesywaniem włosów po myciu, a do tej pory myślałam, że pomagają mi w tym odżywki, a tu jest jednak inaczej - niektóre odżywki odpowiadają za to, że miałam z tym problemy.

Zdjęcia te pokazuję też sukces szamponu Eubiony (KLIK), zdjęcia robiłam po dwóch dobach od mycia. Zanim myłam głowę tym szamponem nie możliwe było, by były tak świeże!

Teraz powracam do bogatszej pielęgnacji - odżywka zakupiona ;)

Felicea - poznaj polską naturalną kolorówkę! (kredka do brwi)

Hej!
Obiecałam, że będzie mnie więcej a tu taki psiukusy robię i się okazuje, że wcale nie ;). Po prostu myślę intensywnie nad rozwojem bloga, chyba pozmieniam trochę zakładki i dodam trochę innych treści. Chcę poruszyć wiele spraw i mam nadzieję, że chętnie będziecie ze mną dyskutować. Tymczasem jednak przyszykowałam dla Was parę recenzji kosmetycznych. Dziś ostatni jak na razie produkt polskiej marki Felicea - tym razem chcę Wam opisać kredkę do brwi.


Idealna do podkreślania kształtu i koloru brwi. Kremowa konsystencja sprawia, że nakłada się ją lekko i równo. Zawarte w kredce naturalne pigmenty są trwałe i idealnie komponują się z różnymi rodzajami karnacji. 

Dostępna w 3 wariantach kolorystycznych: czarny, ciemny brąz i jasny brąz. Ja skusiłam się na numer 81 czyli ciemny brąz. Skuwka z aplikatorem, szczoteczką ułatwia życie i jest bardzo wygodna w użyciu, ale o tym za chwilę.

Cena 19 zł 


Kredka jest miękka, bardzo łatwo się nią operuje przy czym nie kruszy się, nie łamie. Trzyma się na brwiach cały dzień, nie rozmazuje się, nie spływa (wytrzymała nawet deszcz). Szczoteczką przeczesuje jeszcze brwi po aplikacji - moje nie są jakoś szczególnie niesforne, więc trzymają się po takim czesanku. 
Przez swoją miękkość dość często trzeba ją temperować - ale może mi się tylko tak wydawać, bo to moje pierwsza kredka, więc nie mam porównania. Jednak po 2 tygodniach codziennego używania koniecznie w ruch musi pójść temperówka. 

Cena 19 zł i naturalny skład to kolejne plusy produktu. Ja osobiście bardzo ją polubiłam i mam nadzieję, że szybko się z nią nie pożegnam, bo to produkt bardzo dobrej jakości. Zrobiłam Wam zdjęcia na sobie, jednak mój aparat trochę świruje z barwami za co przepraszam...


Używacie kredek do podkreślania brwi? A może robicie to cieniem (jak ja wcześniej)?

Lavera - naturalna pasta do zębów bez fluoru

Hej!
Powiem Wam szczerze, że mój organizm jest przezabawny. Na prawdę! Nie zgadniecie co znowu odczynił, mi aż brak słów do tego... To, że się wczoraj obroniłam to już wiecie, mój organizm też to chyba poczuł, w nocy rosła mi ósemka tak, że nie mogłam spać... Ząb modrości się odezwał gdy stałam się magistrem. ;) Więc z tym nazewnictwem to chyba coś na rzeczy jest ;)).

Jako, że już jestem w temacie zębowym postanowiłam Wam przedstawić pastę do zębów, którą to ostatnio namiętnie używam. Naturalną pastę do zębów bez fluoru, ale za to z propolisem i bio-echinaceą, marki Lavera kupiłam w sklepie Skarby syberii (jeśli dobrze pamiętam...) gdy uzupełniałam zapas naturalnych past dla mojego W.


Jak widzicie tubka jest klasyczna, z prostą grafiką, ma pojemność 75 ml. Bez problemu wyciska się z niej pastę, co jest dużym plusem, bo z niektórymi opakowaniami trzeba wręcz walczyć... Ta tutaj się nie zgniata, nie odkształca, dzięki czemu cały czas korzysta się z niej bardzo przyjemnie. Szeroka nakrętka sprawia, że tubka stoi bez problemu, nie przewraca się. Dodatkowo mamy zabezpieczenie w postaci folijki widoczne na zdjęciu poniżej.


Parę słów od producenta i przejdę do rzeczy:
Pasta do zębów z gamy Basis Sensitiv. Dzięki drobinkom kredy i krzemu dokładnie usuwa osad nazębny. Echinacea i propolis mają działanie przeciwbakteryjne i przeciwzapalne. Odpowiednie PH neutralizuje szkodliwe działanie kwasów. Zapobiega próchnicy, parodontozie i osadzaniu się kamienia nazębnego.

Przede wszystkim zawiedzione będą osoby, które przyzwyczajone są do szalonej miętowej świeżości. Tu tego nie ma. Mi osobiście to nie przeszkadza, bo już od dłuższego czasu nie stosuję past, które wgryzają się w moje kubki smakowe. Jednak wolę uprzedzić na początku, bo wielu osobom na tym zależy. Pasta ta ma delikatny smak i aromat, taki jakby delikatnie słodkawy.

Ogólnie pasta jest bardzo delikatna i nie chodzi mi tu o siłę czyszczenia, bo ta jest bardzo w porządku. Ale o fakt, że dziąsła są z niej bardzo zadowolone! Wrażliwe szczęki będą nią zachwycone ;). Wrócę jednak do tej siły czyszczenia - zęby są świetnie oczyszczone, bez problemu usuwa drobny osad, a nawet co ciekawe delikatnie wybiela zęby! Jako, że ja ogólnie mam kremową a nie białą płytkę to tego tak nie widać, ale dostrzegam różnicę. Przewertowałam internety i okazało się, że nie tylko ja mam takie spostrzeżenia.


To co mi w niej przeszkadza to brak wpływu na oddech. Dość szybko przestaje być taki czysty i świeży, nawet jak nic się nie je. To jak dla mnie jedyny minus, który jednak sprawił, że więcej po nią nie sięgnę...

Składniki:
wyciąg z echinacei*, sorbitol, drobinki kwasu krzemowego, kreda, ksylit, sól morska, glutamat kwasu tłuszczowego z kokosa, ksantan, nalewka z mirry, wyciąg z arniki górskiej*, wyciąg z krwawnika*, wyciąg z propolisu, aromat 

pH 7,0-7,5  


Znacie? A może polecicie mi jakąś inną naturalną pastę?

Szajbus, obrona, Anulka, nowości i wariactwa pogodowe

Hej, hej, hej!
Wracam po tygodniu nieobecności! Kto mnie śledzi na instagramie ten wie o co chodzi - obrona, obrona i jeszcze raz obrona ;). Dziś ten maraton dobiegł końca, szczęśliwie obroniłam się na 5, dostałam wiele pochwał co do mojej pracy i zachęt by kontynuować badania ;). 


Co się wydarzyło przez ten czas? Ano wariowałam ;) Przejmowałam sie, zastanawiałam, analizowałam, uczyłam się i ogólnie jeden wielki zamęt. Mój pokój wygląda jak pobojowisko, życie internetowe zamarło, ale już dziś po nadrabiam trochę a jutro będę miała na to cały dzień! Także pewnie zaobserwujecie moją wzmożoną aktywność, uprzedzam byście się nie zdziwili ;).


Jednak nie tylko ja wariowałam. Pogoda też miała niezłego bzika! Takiej wichury to w mojej okolicy dawno nie było... Tym oto sposobem pozbawieni zostaliśmy kilku drzewek owocowych niestety... Brzoskwinie, które tak pięknie obrodziły w tym roku zostały połamane bardzo :( Nawet nie wiecie jak mi smutno z tego powodu! Tyle pracy, tyle czasu człowiek wkłada w to by mieć własne owoce i warzywa a potem wystarczy chwila by wszystko zniszczyć. Na prawdę chwila, te wichury trwały tak ok 10 min, nie więcej... A słyszałam, że i w stolicy było ciekawie. Mam nadzieję, że Wasze miejscowości zostały przed żywiołem uchronione...


A teraz pora na gwóźdź programu! Czyli kochaną i jedyną w sowim rodzaju Anulkę! Dzień przed obroną, kiedy to trochę za bardzo mi odbijało dostałam paczuszkę skrywającą piękną zawartość. Kartka z gratulacjami, piękny szal w sówki, kosmetyki i coś słodkiego. Od razu poprawiło mnie to na duchu... No i wiecie, dostałam gratulacje więc już nie miałam innego wyjścia jak zdać, prawda? ;)
Dziękuję Ci Kochana z całego serca!


To by było na tyle..
Albo w sumie jeszcze nie! Jak już pobyliście u mnie to zapraszam Was do zapoznania się z fajnymi wpisami, które poznałam w ostatnim czasie :).

1. Przez jaką pułapkę nie działamy i jak sobie z tym poradzić?
2. Czasem trzeba sobie odpuścić.
3. Co jest prawdopodobnie najbardziej niedocenianą aktywnością na świecie? 
4. Dlaczego zdasz obronę, jak wyglądała moja obrona, jak się do niej przygotowałam.


Naturalne mydło ze złotem - Hagi

Hej, hej!
Dziś mam zdecydowanie dobry humor! A to za sprawą podjętej decyzji - biorę się za organizację kolejnego spotkania blogerek! Myślę intensywnie kiedy, gdzie i jak :). Na dniach pewnie pojawi się informacja o zgłoszeniach, mam nadzieję, ze ktoś chętny się znajdzie - hasło NATURALNIE znowu będzie obowiązywać. Już się nie mogę doczekać! A tymczasem na dziś mam dla Was recenzję mydła marki Hagi. Jak się przekonaliście jakiś czas temu, mydła te bardzo chciałam poznać. Stanowiły punkt mojej kosmetycznej listy wakacyjnej, którą sukcesywnie realizuję.

Oto mydło ze złotem:

Opakowanie jak dla mnie jest prześliczne! Kartonik tak bardzo mi się podoba, że nie mam serca go wyrzucać... Delikatne, subtelne, eleganckie - skład znajduje się na dodatkowej jakby przezroczystej folijce, tak samo nazwa firmy z przodu. Samo mydło też prezentuje się pięknie w swej prostocie, nieidealna kostka z wytłoczonym logo. Jej złoty kolor prezentuje się bardzo ładnie, luksusowo :).

Mydła Hagi zamawiałam na chybił trafił - w końcu chciałam wszystkie a na tyle nie mogłam sobie pozwolić. A więc przed zakupem nie wczytywałam się w opis i skład, dzięki czemu miałam dodatkową niespodziankę poznając się z tą kostką w postaci zapachu. Jest taki egzotyczny, korzenny, jak się okazuje za sprawą olejku z drzewa sandałowego i paczuli. Zmysłowa woń...


Mydło wyprodukowane ręcznie tradycyjną metodą „na zimno” z olejów roślinnych, masła shea i naturalnego złotego barwnika. Oleje roślinne bogate w nienasycone kwasy tłuszczowe mają działanie nawilżające i natłuszczające. Masło shea wygładza skórę nadając jej aksamitną gładkość. Złoty barwnik to naturalnie występująca mika, podkreślająca wytworny zapach olejku eterycznego z drzewa sandałowego i paczuli pobudzających zmysły. Mydło polecane dla wszystkich ceniących uroki życia.

Mydło to pięknie się pieni. Piana jest aksamitna w dotyku, otula ciało, idealna do depilacji. Kąpiel z tym mydłem zapewnia czystość bez podrażnień. Moja sucha skóra nie jest dodatkowo wysuszana, w obecne upały nawet nie muszę, dzięki tej kostce, codziennie sięgać po balsamy. Dodatkowo myję się nim prawie cała (tylko do włosów nie próbowałam) i całe ciało jest z tego powodu zadowolone. Czego mogłabym chcieć więcej?

Producent zaleca trzymanie mydła na mydelniczce z odpływem. Wtedy też nie rozmięka za bardzo, chociaż nie jest to tak twarde mydło jak na przykład te z Pszczelej Dolinki. Odpowiednie przechowywanie i nie ma problemu.

Skład:

Wady? Zdecydowanie za szybko się kończy. Jednak nadal nie jestem pewna czy to przez słabą wydajność czy przez pozostałych domowników, bo znalazłam odciski wskazujące, że ktoś to mydło mocno ścisnął w dłoni i to na pewno nie byłam ja ;).

Cena tego cudeńka to 18 zł (ja dałam trochę mniej wykorzystując rabat, który wtedy obowiązywał).


Cudowne, pachnące masło kakaowe

Hej!
Od kiedy po raz pierwszy w blogowym światku natknęłam się na recenzje masła kakaowego zapragnęłam je mieć. Było to dawno, dawno temu, nawet nie miałam jeszcze bloga ;). Kakaowe fascynowało mnie niezmiernie swoim zapachem, swoją postacią (a raczej faktem, że można je dostać w tak wielu formach jak pastylki, zbite bloki, które wyglądają jak kawałki czekolady różniące się tylko kolorem). No i ten zachwalany zapach! Kto nie lubi tego aromatu? Cudowny, czekoladowy, pyszny, aż chce się je schrupać! Jednak mimo tego wszystkiego sama nie mogłam zdecydować się na zakup, krążyłam tylko wokół niego. Jednak Anulka postanowiła skrócić te moje podchody ;) Masło, które dzisiaj Wam pokażę dostałam właśnie od niej :*.


Od początku spodobało mi się to opakowanie. Forma ta ułatwia mi zadanie ;). Po pierwsze, tego typu 'sztyft' mogę używać tak po prostu - nic się nie kruszy, jest niewielki, mogę mieć go zawsze przy sobie, używa się go z łatwością. Po drugie, ten owalny kształt powoduje, że bardzo łatwo odkroić kawałek, który można wykorzystywać dalej (czysto, bez odłamków i okruszków wkoło).


Samo masło kakaowe ma ogrom właściwości. Jest nawilżające, natłuszczające, daje brązujący efekt przy regularnym stosowaniu, ochraniające, a dzięki naturalnym antyutleniaczom hamuje działanie wolnych rodników. Oprócz tego warto wspomnieć, że masło kakaowe jest biozgodne ze skórą człowieka, oznacza to, że składniki w nim zawarte są przez skórę tolerowane i łatwo wchłaniane, nie powodują alergii kontaktowej.

Jak na razie samo pachnące dobro! Więc w czym tkwi haczyk, który sprawił, że tak długo zwlekałam z zakupem? Ano masło kakaowe jest pioruńsko twarde i stosowanie go bezpośrednio na skórę nie jest łatwym zabiegiem. Najłatwiejszą opcją jest kąpiel wodna z innym tłuszczem o przyjemniejszej konsystencji, ja wykorzystałam do tego masło shea i olej kokosowy. Ale wykorzystałam też krążek do oleju ze słodkich migdałów, wzbogacając go nieco o dodatkowe funkcje odżywcze. Od tego jakie zastosujemy proporcje będzie zależeć jaką konsystencje będzie miało finalnie nasze masełko.



Zapach + cudowne działanie. Uwielbiam je po prostu. A Wy? Znacie? Lubicie?







Ec Lab - naturalny dezodorant - antyperspirant

Hej Kochani!
Znikłam na moment... Króciutki, ale jednak. A wszystko przez piłkę nożną. Byłam tak zasmucona, że przegraliśmy mimo na prawdę pięknej gry. Serio, nie byłam wstanie myśleć o niczym innym ;). Ależ to były emocje! Do tej pory mi jakoś tak ciężko, ale już kosmetyki wróciły do łask, więc mogę Wam o nich co nieco napisać. Dzisiejszym bohaterem posta będzie dezodorant z Ec Lab (swoją drogą śmieszna sprawa, na swojej stronie marka nazywa się Ec Lab, ale już na swoim instagramie się jako Ecolab ;) Sami wprowadzają ludzi w błąd, albo też do końca nie są pewni jak w końcu się nazywają).


Producent zapakował zgrabne, plastikowe opakowanie z kulką w kartonik z wycięciem. Niepotrzebnym wcale... No rozumiem, miało być eco, ale marnowanie papieru nie jest eco. Opakowanie ma jedną wadę - kulka nie jest najlepszej jakości, zdarza się (dość często), że wypluwa z siebie za dużo produktu przez co płyn ląduje w większości na mojej podłodze. Trzeba bardzo uważać przy aplikacji.

Za to bardzo podoba mi się prosty rysunek z limonką i miętą - taki soczysty i od razu przychodzi na myśl coś odświeżającego. Taki jest też zapach, nieprzytłaczający, za to limonkowo- miętowy. Wyczuwalny w chwili aplikacji, potem zanika szybko. 


Wiem, że wiele osób zaczęło unikać ałunu i rozumiem to. Ałun to nic innego jak aluminium. Tak glin, to aluminium. Więc fakt, że często piszę się na tego typu preparatach 'nie zawiera aluminium' jest dosyć przykry, bo skład temu przeczy. Ja jednak uważam, że ałun nie wchłania się w skórę, a jedynie przykrywa naskórek. Do tej pory natknęłam się na jedne badania w tym kierunku, mam nadzieję, że powstanie ich więcej i wreszcie rozwiąże tą kwestię.

Co faktycznie robi ałun, a co za tym idzie ten dezodorant? (nie wiem skąd wzięli ten antyperspirant, to zupełnie inne działania). Otóż faktycznie sprawia, ze pot po prostu nie pachnie. Podrażnienia są łagodzone. Osoby o słabej potliwości mogą nawet zauważyć jej faktyczne ograniczenie. Jednak mi ten deo tego nie daje, albo może w minimalnym stopniu. Dużo zmienia jednak stosowanie go parę razy na dobę - wtedy faktycznie zauważam zmniejszenie potliwości i pod pachami czuję suchość.


Czy jestem zadowolona? Spodziewałam się tego. To nie jest mój pierwszy ałunowy dezodorant. Jestem zadowolona z jego zapachu i z ceny (ok 20 zł). Wydajność też ma niezłą - mimo częstego używania i chlapania na podłogę mam go i mam. Jednak wiem, że do niego nie wrócę. Jestem za to ciekawa Waszego podejścia do tego typu dezodorantów.

Skład: