Żołędziówka - kawa ekologiczna

Bardzo Wam podpadnę jak powiem, że kocham zimę? ;) Mimo tego, że wczoraj, przedwczoraj zakopałam się samochodem, jest zimno i boli mnie całe ciało od walki z zaspami za pomocą łopaty ;).
Mimo tego wszystkiego nadal kocham zimę. Jest piękna!

Jednak w wieczory przydaje się coś rozgrzewającego, nie zawsze jednak będę sięgać po grzańce i inne sprawy. Zwłaszcza, że sesja nade mną wisi (na razie wygrywam, zostało ostatnie podejście we wtorek).
Więc po co sięgam? Po jakże niepozorną kawę bez kawy ;).
Oto i ona:

Nie będę komentować opakowania co? ;)

Spójrzcie na skład i obietnice producenta:

Już widzicie co mnie tak rozgrzewa? Nie tylko smakiem ale i zapachem - kardamon, imbir, cynamon, goździki <3
Zimą zdecydowanie bardziej doceniam te przyprawy...

Jest jeszcze jedna sprawa w czym ta 'kawa' mi pomogła - podjadanie na noc. Nie boję się że przytyję, to nie o to chodzi, tylko gdy jem na noc rano bardzo boli mnie brzuch, a ponieważ siedzę do późna nad książkami często łapie mnie głód, tu ta 'kawa' spisuje się świetnie, tak jak obiecuje producent daje uczucie sytości, dzięki czemu nie muszę nic już jeść, a rano w spokoju mogę spożyć śniadanie.

Ale w końcu nie opisałam Was jej smaku... Otóż nie nastawiajcie się na smak kawy - to taka zmyłka :)). Pierwsze moje skojarzenie to intensywność. Ja pokochałam ją od 3 łyka, serio, do pierwszych dwóch się zmusiłam, ale potem to niebo w buzi (nie chcę wyrażać się nieładnie ;)).
Mojej siostrze nie podeszła ta kawa bo nie przepada za kardamonem, jeśli wy go lubicie - polecam.


Swoją kupiłam w Lawendowej szafie za 5,90
Jak już ją wypiję na pewno skusze się na wersję z żeńszeniem.

Piłyście kiedyś coś podobnego?

Pozdrawiam
Żan

Delikatny płyn micelarny od Tołpy

Hej kochani!
Jak tam? Ja zaczynam powoli wymiękać... ale nie poddaje się! Tak na prawdę to już końcówka. Martwię się tylko bo w domu wszyscy chorują, mam nadzieję, że mnie to ominie...
Ale ja miałam nie o tym....
Dziś serwuję wam jeszcze cieplutką recenzję Delikatnego płynu micelarnego od TOŁPY

Oto i on w pełnej krasie:
Jak zwykle jestem zachwycona oprawą graficzną, na parwdę wiele firm mogłoby się uczyć od Tołpy jak zadbać by kosmetyk dobrze wyglądał, przyciągał wzrok i by człowiek miał wrażenie, że ma doczynienia z czymś na prawdę dobrym...

Plastikowa, biała butelka (niestety nie widać ile produktu zostało) ozdobiona delikatną grafiką, od razu mamy wrażenie, że płyn też musi być delikatny :).


Zamknięcie typu press nie stwarza żadnych problemów, łatwo się przez niego dozuje ilość produktu.
Tutaj mamy jednak taką malutką wadę - jak widać na zdjęciu pieni się podczas wylewania - dziwne to bo normalnie płyn ten w ogóle się nie pieni.

Tera trochę moich ulubionych informacji od producenta - nie wiem jak Wy, ale akurat te od Tołpy zawsze chętnie czytam, bo często dowiaduję się ciekawych rzeczy.


Zapach mogę całkowicie  potwierdzić - jest bardzo subtelny i przyjemny. Otacza nas, ale tylko podczas używania płynu po czym znika. Jest to jeden z tych kojących zapachów, które nie drażnią, ale dają nam wrażenie, że ta chwila jest dla nas.


Płyn ma delikatnie żółty kolor. Faktycznie nie podrażnia i mnie nie uczulił. Jest bardzo delikatny (nawet w wypadku ranki, nic nigdy nie piekło/szczypało) jednak radzi sobie ze zmyciem podkładu.
Co do demakijażu oczu, to tutaj mamy minus - no nie daje rady, nie podołał żadnemu z moich tuszy...

Najbardziej lubiłam go stosować do przemywania twarzy rano. Spisywał się tu świetnie, skóra była oczyszczona, od razu promienna, idealna pobudka :).


Skład:

Cena za 200 ml to 20 zł.

Wydajność bardzo dobra - starczył mi na prawie 2 miesiące.





Podsumowując - polubiłam go, ale nie pokochałam (za to, że nie zmywał tuszu). Jednak polecam, wart jest tego.


Pozdrawiam
Żan



Lovely - złoty Snow Dust

Dziś uraczę Was postem lakierowym :)

Dzięki kochanej Kasi z bloga Słodki Miód miałam okazję zapoznać się z tym oto cudeńkiem! Jakby nie ona pewnie wszystkie te lakiery znikłyby z półek (edycja specjalna -limitowana) zanim bym się zczaiła, że takie cuda istnieją...
A tak - mam go! I jeszcze jego białego brata :)


Nie wiem jak Was, ale mnie on już będąc w buteleczce mnie oczarował. Bo złoty, bo się mieni (ja sroka, ja, odbiór!)

Musicie coś o mnie wiedzieć - nie jestem osobą, która szaleje za piaskami - a ten zawładną moim serduchem tak bardzo, że noszę go na pazurkach dwa razy częściej niż inne lakiery...

ja wiem, że mam beznadziejne skórki, ale co bym z nimi nie robiła i tak jest źle :/

Na paznokciach widzicie jedną warstwę lakieru - czyli jak widać może się on popisać świetnym kryciem!



Ogólnie mając go na pazurkach mam wrażenie, że jestem na jakiejś złocistej plaży :)
Tak właśnie powinien wyglądać piasek!
I się mieni xd
(czyżbym zaczęła się powtarzać?)


Lakier szybko zasycha i (za co cenię piaski) nie ma na nim żadnych odgnieceń :))
Trzyma się na pazurkach od 3 do 5 dni - w zależności, czy nie zapomniałam o odtłuszczeniu paznokci.
Ściera się delikatnie z końcówek po ok 2 dniach - nie jest to jednak jakoś bardzo zauważalne.


Ze zmywaniem też nie ma żadnego problemu.

To tyle o nim :)
Jego biały brat jest chyba jeszcze ładniejszy - też Wam go kiedyś pokaże, chociaż pewnie widzieliście już jego wcielenia na innych blogach.

Pozdrawiam
Żan


Wszyscy mają mambe, mam i ja!

Czyli o balsami do ciała o zapachu mamby malinowej
zaskoczeni?
:))

Oto i on:
Nie wiem jak Wam ale mi bardzo podoba się oprawa graficzna serii So Pretty! Jest dziewczęca, różowa, nie przesadzona, przyciąga wzrok
i nos też! bo zapachy są obłędne!
Szkoda tylko, że nie wiadomo ile produktu zostało - przydałby się paseczek prześwitujący gdzieś z boku :))

i jeszcze ten diamencik <3


Otwór jest w sam raz. Nie wyleci nam przez niego za dużo balsamu :)
Balsam łatwo się wyciska i jak się wstrząśnie butelką to bez problemu można go zużyć do końca.
I jeszcze ten różowawy kolor <3


Konsystencja jest taka w sam raz. Nie za gęsta nie za lejka, szybko się wchłania i bez problemu rozprowadza po ciele. Nie zostawia żadnej tłustej warstwy, za to pachnącą, nawilżoną skórę.
Zapach utrzymuje się parę godzin, a więc jestem wtedy chodzącą malinową mambą - serio, serio.
Od teraz mogę się tak przedstawiać ;))


Nawilżenie może nie utrzymuje się długo - ale dobę spokojnie. Gdy używamy balsamu regularnie, wtedy nawet dłużej. Balsam sprawdza się nawet w tak skrajnych warunkach jakie mamy teraz - mocno nagrzane pomieszczenia - duży mróz na dworze.
Skóra faktycznie wygląda na odżywioną, co do regeneracji się nie wypowiem, bo nie wiem jak by miało to wyglądać.
Faktem jednak jest, że balsam jest bardzo wydajny!


W pełni zgadzam się z tym co napisałam producent! Balsam zapewnia ABSOLUTNĄ przyjemność podczas stosowania, zwłaszcza dla moje nosa *.*

Skład:

Cena: 15 zł za 300 ml
jednak od końca stycznia będzie dostępny w biedronce za 8,99!



Ja go serdecznie polecam! Sama z pewnością kupię jeszcze wersję Lemon Twist!



Pozdrawiam
Żan

Nivea - balsam do loków

Hej hej!
Jak wam mija ten tydzień? Mi szybko, nic tylko się uczę, śpię, zaliczam - sesja sesją, ale czemu przed jest tyyyle nauki ;)

By trochę oderwać się od chorób i innych takich śpieszę do Was z recenzją balsamu do loków od Nivei, czyli właściwie niczym innym jak odżywki bez spłukiwania.
Na początku może sypnę ciekawostką  - o balsamie tym powstały już historie jak to dziwnym trafem jeśli komuś służy to tylko pierwsze opakowanie. Dlaczego? nikt nie wie, ale wiele dziewczyn potwierdza.

No, to teraz mogę zacząć swoją recenzje ;)
Oto ten balsamik

Opakowanie nawet fajne (chociaż mi się nie podoba połączenia kolorów), nie wyślizguje się z dłoni, łatwo się wydobywa produkt, pod koniec tylko mamy z tym problem. Szkoda, że nie jest przezroczyste przez co nie wiemy ile nam zostało jest odżywki.
Ach, bym zapomniała, trochę za często zdarza się wycisnąć za dużo - ciężko się dozuje odpowiednią ilość...

Skład:
Aqua, Glycerin, C12-15 Alkyl Benzoate, Poly- glyceryl-3 Methylglucose Distearate, PVP, Cetyl Alcohol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Panthenol, Niacinamide, Sorbitan Stearate, Sodium Carbomer, Trisodium EDTA, Phenoxyethanol, Benzethonium Chloride, Benzoic Acid, Linalool, Citronellol, Geraniol, Benzyl Alcohol, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Alpha- Isomethyl Ionone, Parfum.

Obietnice producenta: 
NIVEA® flexible curls balsam do włosów:
  • podkreśla loki, aby były sprężyste i piękne
  • zapewnia długotrwały efekt

Moja opinia:
Balsam ma 150 ml i jest szalenie wydajny. Swoje opakowanie używałam przez pół roku. Dlatego też działał na mnie w różny sposób w zależności od pory roku. Najlepiej spisywał się w lecie, nawet gdy nie użyłam odżywki do spłukiwania, miałam cudownie miękkie, wygładzone włosy i ładnie podkreślony skręt. Nie było mowy o spuszeniu czy obciążeniu. Włosy prezentowały się genialnie.
Na jesieni zaczęły się schody... Balsam raz ograniczał puszenie a raz je wzmagał (przez postawioną wysoko w składzie glicerynę), jednak nadal spisywał się dobrze. Włosy ładnie się po nim układały.
W zimie jednak całkowicie się nie spisywał... Nie robił w sumie nic dobrego, ale złego też nie. Po prostu był.
Mimo że jest to produkt bez spłukiwania jego zapach nie pozostawał na włosach. A jak pachnie? Jak dla mnie tak jak wszystkie produkty od Nivei xd. Tak trochę mydlano, kremowo, od razu kojarzy mi się z dzieckiem ten zapach ;) wiem, dziwna jestem.

Czy do niego powrócę? Nie sądzę, choćby ze względu na to co Wam napisałam na początku.
Jednak polecam, jeśli nie miałyście, warto przetestować. Ja swój kupiłam w biedronce za jakieś 6 zł, czyli złotówka na miesiąc, nie jest źle, co? ;)

Pozdrawiam
Żan

Mandarynkowy żel pod prysznic

Nie wiem jak Wam ale mi zima kojarzy się z aromatem mandarynek. W tym roku postanowiłam przenieść ten zapach dodatkowo jeszcze do łazienki ;). Z pomocą przyszedł mi w tym mandarynkowy żel pod prysznic od BingoSpa.


Ogólnie nic nie mam do opakowań Bingo, nie są za piękne, ale jakieś brzydkie też nie. Za to TO mi się wybitnie nie podoba. A etykieta została specjalnie zaprojektowana...
no brak słów...


Żel ma pojemność 300 ml i zapłaciłam za niego mniej niż 3 zł ;) Mieści się w okrągłej butelce z przezroczystego plastiku dzięki czemu możemy kontrolować ilość żelu jaka nam została. Dodatkowo widać dzięki temu cudowny, pomarańczowy kolor żelu!


Zamknięcie jest w porządku, nie zacina się, łatwo się otwiera , płyn nie ucieka gdzieś bokiem jak się butelka przewróci :).

A jak z zapachem? Myślałam, że będzie bardziej soczysty, jednak nie jest zły. Taki trochę na wpół naturalny, wpół sztuczny. Nie powiem, mimo wszystko uprzyjemnia czas pod prysznicem i trochę budzi do życia z rana.
Żel słabo się pieni, jednak jest wydajny (nie wiem jakim cudem).
Skóra po nim nie jest wysuszona ani podrażniona.
Zapach nie pozostaje z nami niestety, tylko spływa w odmęty kanalizacji.
No cóż, trudno....

Skład:

Miałyście go może? Jak się spisywał?

Pozdrawiam
Żan

Magnetic Look - czy aby na pewno?

Hej! Jak tam? Żyjecie? Ja ledwo ;)
Ale co tam! Pędzę do Was z recenzją tuszu (swoją drogą, takiej dawno już nie było...)

A więc oto on:
 całkiem fajne to opakowanie, przyciąga mój sroczy wzrok ;)

obietnice producenta:

szczoteczka:

eh, muszę wam się przyznać, że przez tydzień uczyłam się posługiwania nią tak by sklejać rzęs, ale da się, więc to chyba ze mnie taka sierotka....

Jak się spisywał ten tusz? Hm... no nie najlepiej (już pomijam tą szczoteczkę nieszczęsną), ale nie wiem co o tym myśleć, bo dziewczyny są z niego zadowolone, może mi trafiło się jakieś trefne opakowanie? Już tłumacze o co chodzi, mianowicie, tusz ten strasznie szybko mi się obsypuje... nie tworzy efektu pandy ale znika z rzęs... Nie podrażnia, nie uczula.
Co do pogrubienia... no nie wiem, ja nie zauważyłam...

A tak poza tym to daje całkiem ładny efekt, same zobaczcie:
Bez:

Z tuszem:

Działanie mamy za sobą, więc pora na jeszcze jedną informacje - tusz bardzo szybko zasycha. Przez pierwsze dwa tygodnie jest super! A później coraz gorzej, po prostu robi się za suchy i właściwie nie da się go używać.

I teraz nie wiem co o nim sądzić, bo na prawdę mam wrażenie, że miałam jakieś gorsze opakowanie...

Miałyście go? Jak u Was się spisywał?

Pozdrawiam
Żan

tutti - frutti

Witam wszystkich!
Dzisiaj będzie kąpielowo!

A więc, oto moja dzisiejsza gwiazda:

Olejek do kąpieli o zapachy liczi i rambutana - nie wiem jak pachną te owoce ale zapach olejku jest genialny! Soczysty, owocowy, słodki! No mniam!

Dziwi mnie jednak dlaczego produkt ten zwie się olejkiem - jak dla mnie to żel jest ;)


 Plastikowa butla idealnie spełnia swoją rolę, wiemy ile produktu nam zostało, łatwo go dozować. Dodatkowo widzimy cudowną barwę olejku, który delikatnie się mieni - wygląda na prawdę super.
Wielki plus tez za etykietki - które dzielnie zostają na swoim miejscu :).


Co do działania kąpielowego... Tu już trochę ucieka nam magii tego zapachu... Trzeba na prawdę dużo wlać płynu by kąpiel intensywnie pachniała - szkoda, bo traci na tym wydajność. Jednak płyn ten można wykorzystać też jako żel pod prysznic - tutaj o wiele bardziej czuć ten aromat.

Ale już może przestanę gadać o zapachu ;) Olejek cudownie się pieni! Daje olbrzymie ilości puszystej piany! Dodatkowo pianka ta nie znika podczas całej kąpieli - można się nią otulić - bardzo przyjemne uczucie.


Po kąpieli skóra nie jest wysuszona na wiór, jednak szkoda, że zapach się nie utrzymuje (no musiałam ;)).
Jednak swoją rolę olejek spełnia - umila doskonale czas spędzony w wannie.

Podsumowując - jestem z niego bardzo zadowolona, jednak tego konkretnego więcej nie kupię, skuszę się na inne wersje zapachowe :).

Miałyście? Jak wasze wrażenia?

Pozdrawiam
Żan

ujędrniający sorbet nawilżający

Zima jest podobno, tak kalendarz próbuje mi wmówić, ja mu nie wierze, ale moja skóra stwierdziła, że to prawda i domaga się zwiększonej troski. Z nią nie mogę się kłócić...
Do boju więc wytoczyłam tego oto pana:


nazwa jest genialna, soczysta, aż ślinka cieknie!
tuba jest genialnym rozwiązaniem - łatwo wycisnąć produkt dzięki czemu zużyjemy je do końca. Poza tym jest prześwitująca, a więc z łatwością możemy ocenić ile nam jeszcze zostało w opakowaniu balsamu. Jak zwykle jeśli chodzi o Tołpe jestem zadowolona z grafiki - dla mnie jest świetna, plus ciekawe informacje - jestem na tak!


muszę jednak przyznać, że czar trochę pryska po powąchaniu, spodziewałam się czegoś takiego pobudzającego, orzeźwiającego po nazwie, jednak zapach jest zupełnie inny. Nie potrafię go opisać... Nie podobał mi się przez pierwsze trzy użycia, potem się przyzwyczaiłam i nawet go polubiłam.


Konsystencja sorbetu jest bardzo fajna, jak dla mnie - żelowa. Mimo że po wyciśnięciu balsam ma kolor biały, po rozsmarowaniu od razu staje się przezroczysty.


Ponarzekam trochę jeśli chodzi o wchłanianie, jak dla mnie za wolno... Nie wchłania się jakoś specjalnie długo, o to się nie martwcie, jednak zdecydowanie wolniej od wszystkich balsamów, które do tej pory stosowałam.


Sorbet stosowałam tylko rano (na uda i pośladki) i niestety nie jestem zadowolona z jego wydajności - wystarczył tylko na półtora miesiąca, a więc gdybym używała go wg zaleceń, to skończyłby mi się w ekspresowym tempie. Trochę słabo jak na produkt kosztujący prawie 28 zł...


A jak z działaniem? Hm.. sama nie bardzo wiem czy jestem bardziej na tam czy na nie. Pierwszą rzeczą o której muszę wspomnieć to fakt, że sorbet ten jest raczej słabym nawilżaczem. Jest lekki, w sam raz do stosowania w lecie, więc jeśli macie go gdzieś w swoich zbiorach, albo zastanawiacie się nad kupnem - poczekajcie do lata ;).
Po drugie sorbet słabo radzi sobie z ujędrnianiem. Nie mówię, że tego nie robi, jednak nie wychodzi mu to jakoś spektakularnie. Owszem skóra jest napięta - ale delikatnie.
Po trzecie i chyba najważniejsze, czyli coś z czego jestem bardzo zadowolona. Produkt ten pięknie wyrównał mi koloryt skóry. Serio, nie spodziewałam się, że tak może wyglądać... Moje uda dzięki niemu są gładkie i skóra na prawdę prezentuje się dużo ładniej.


Czy jestem z niego zadowolona? Ostatecznie tak, mimo że osiągnęłam efekt inny od tego jakiego się spodziewałam.
Czy jeszcze kiedyś się z nim spotkam? Możliwe, ale raczej nie przez świadomy zakup ;).

Miałyście go może? Jak się spisał?

Pozdrawiam
Żan

wyniki! wyniki! wyniki!

Witajcie kochani!
Dziś nastał ten wiekopomny moment, w którym ogłoszę zwycięzców rozdania mego zacnego! Wiem, że nie możecie się doczekać, ale najpierw małe podsumowanie ;)

W rozdaniu wzięło udział 90 osób
Wszyscy wywołaliście uśmiech na mojej twarzy za co serdecznie wam dziękuję :).

Oto z czego śmiałam się najdłużej:











A ten się powtarzał parę razy ;)





no dobra, dobra, już nie przedłużam ;)

Zwycięzcą losowania jest:



Natomiast ja wybrałam:
MTTEAM

genialne trafiłaś w mój gust, na prawdę zaśmiewałam się do łez na filmikach  przez Ciebie podesłanych

ale postanowiłam, że jeszcze jedna osoba dostanie ode mnie coś ciekawego. KATHY! niech Leon podeśle mi twój adres na maila! :)

Gratulacje!

Proszę o przesłanie swojego adresu na maila: zorzeta1@o2.pl
czekam 3 dni, a później losuje kolejną osobą (dotyczy tylko losowania) :)
gdybym nie odpisała to znaczy że mail nie doszedł, wyślijcie drugi raz :)


Pozdrawiam
Żan

Inspiracje part IX

Ostatnio prezentowałam ubrania, więc pora teraz na pazurki i włosy :)


1.

2. W podobnym stylu:

3. Śliczne!

 4. Kocham lakiery holograficzne :)

 5. Loki i ten kolor!

6. Śliczne i widać, że bardzo zadbane:

7.

8.

9. Sroka, sroka ze mnie xd

 10. Świetny!

11.

12.

 13. O takie chce mieć! w sensie długość i skręt :)

Coś wam wpadło w oko?

Pozdrawiam
Żan