Bioxsine - ała!

Hej!
Dziś kolejny post z cyklu: ostatnio zbyt wiele rzeczy mi szkodzi...
Jakiś pech, nie? Wcześniej trafiałam na jakiś bbel raz na pare miesięcy, a teraz w ciągu dwóch było ich tyle, że głowa boli...

A oto dzisiejszy 'przyjemniaczek':

Znany jest już w blogosferze. Wiele go chwaliło, no cóż, ja nie będę...

Prosta grafika, ciekawa butelka, dużo informacji. Ogólne pierwsze wrażenie na plus.
Po otwarciu zaskakuje mocna, apteczna, sztuczna woń. Na prawdę męczyłam się z nią podczas mycia głowy...
Konsystencja bardzo gęsta, niewielka ilość tworzy dużo piany, chociaż mi osobiście ciężko się tą pianą manewrowało na całe włosy...
Jednak muszę mu przyznać - wydajny jest bardzo!


Co mi w nim nie pasuje skoro ogólne pierwsze wrażenie jest bardzo w porządku?
Otóż niemiłosiernie swędzi mnie od niego głowa! A przecież miał nie powodować podrażnień...
Skóra głowy nie dość że swędząca to jeszcze mocno wysuszona... Przetłuszczała się dwa razy szybciej, musiałam codziennie myć przez niego przez jakiś czas.
Poza ty włosy domywał bardzo mocno, niby nie plątał, ale usztywniał. Musiałam dawać bardzo dużo odżywki później...

Czy sprawił coś/cokolwiek z wypadaniem włosów?
Na szczęście nie. Czemu na szczęście? Przy takim podrażnieniu bałam się zwiększonej migracji... Nic takiego jednak nie nastąpiło. Za to z wypadaniem takim jakim miałam nie zrobił nic.


Także tak... Ciężko mi jakoś ostatnio...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)