Pielęgnacja twarzy na bogato

Przykładam bardzo dużą wagę do pielęgnacji mojej twarzy Sięgam po produkty o świetnych składach, które mają szanse zdziałać coś z moją nadmierną suchością. Gdy otrzymałam wygraną Anulki, czyli produkty Santaverde byłam w siódmym niebie. Te składy są niesamowite, tak samo zresztą jak ceny, to górna półka jeśli chodzi o kosmetyki naturalne. Wyższa klasa, a więc mam nadzieję, że rozumiecie moją ekscytację. Po produkty, które Wam dzisiaj przedstawię sięgnęłam w najgorszym okresie dla mojej cery - ciągła suchość, ostające skórki, do tego pojawiły się wągry na nosie (a już dawno nie miałam z nimi problemu...). Jak się sprawdziło serum i krem w tak ekstremalnych warunkach? Same się przekonajcie!




Już na początku wyjawię Wam całą prawdę - krem skradł moje serce całkowicie, za to serum to dla mojej cery (i nosa) koszmarek... Oba produkty pachną mieszanką wanilii z bodajże cytryną (?). O ile zapach w kremie szybko znika i nie jest nachalny, tak serum atakuje mój zmysł węchu. Po posmarowaniu nim twarzy przez baaardzo długi czas go czuję, parę razy rozbolała mnie po nim głowa. Nie wiem co mnie odrzuca tak w tym zapachu bo przecież zarówno wanilię jak i cytrynkę bardzo lubię, połączenie to też wydaje mi się sensowne, w wypiekach to mój ulubiony miks. A tu taka niespodzianka, nieprzyjemna niespodzianka... 


Jednak nie tylko zapach odstrasza mnie od tego serum. Mimo wszystko stosowałam je na twarz ze względu na skład. Liczyłam, że efekt przyćmi tą nieprzyjemną kwestię.Wydajność jak to bywa przy olejowym serum jest ogromna, wystarczy trzy krople na całą twarz. Od razu po aplikacji zyskujemy aksamitną gładkość i miękkość. Wchłania się pięknie o ile nie przesadzimy w ilością (nie zawsze im więcej tym lepiej). Jednak każdorazowo po aplikacji serum rano spotykały mnie przykre niespodzianki. Wypryski pojawiały się w miejscach, z którymi nigdy nie miałam problemu - na policzkach i czole... Były bolesne i ratowała mnie tylko wielokrotna aplikacja olejku z drzewa herbacianego. Sytuacja powtarzała się za każdym razem po aplikacji. A więc się poddałam i nie stosuję go już na twarz, za to smaruję nim dekolt i szyję. Tu spisuje się dobrze, skóra jest napięta, gładka, nawilżona. Chyba zaczną też stosować je na resztę ciała, bo inaczej nie uda mi się go zużyć w terminie przydatności... A szkoda, że tak się potoczyła nasza znajomość. Na prawdę szkoda.

Zobaczcie jaki piękny skład:
Olej z pestek moreli*, olej ze słodkich migdałów*, olej sezamowy*, olej z wiesiołka*, olej z dzikiej róży*, olej z marakui, olejek z pomarańczy**, olejek z bergamotki**, olejek geraniowy**, olejek kamforowy**,  olejek z drzewa herbacianego**, wit. E, nat. zapach wanilii.

Żebyście nie myślały, że tak łatwo się poddałam, informuję, że próbowałam dodawać ten olejek do maseczek z glinek, stosowałam do zmywania makijażu, ale efekt przy kontakcie z moją cerą zawsze był ten sam -> wypryski ;( Cieszę się, że olejek dostałam a nie kupiłam, bo ciężko byłoby mi się pogodzić wtedy ze stratą 180 zł...


Dobra, wyżaliłam się! Pora teraz na fanfary na cześć kremu do twarzy! By bliżej Wam go przedstawić pokuszę się o przedstawienie na samym początku obietnic producenta.

Wrażliwa i alergiczna skóra wymaga odpowiedniej, troskliwej pielęgnacji. Wyobraź sobie jak Twoja cera przestaje się błyszczeć w strefie T, a do tego jest optymalnie nawilżona. Ten efekt masz na wyciągnięcie ręki, stosując Light Aloe vera krem do twarzy. Przy dłuższym stosowaniu wydzielanie sebum zostaje zminimalizowane. Przestają pojawiać się drobne niedoskonałości oraz zaskórniki.  Może być stosowany na dzień i na noc.
Zawarty w kremie sok został wytłoczony z liści aloesu z andaluzyjskich upraw, a nie uzyskany z proszku. Poprawia nawilżenie skóry, łagodzi stany zapalne i koi podrażnienia. Dodatek oleju z pestek brzoskwini regeneruje płaszcz lipidowy skóry. Jego budowa jest biologicznie bardzo zbliżona do sebum, które wydziela skóra, dlatego zapobiega przetłuszczaniu skóry i nie zatyka porów. 
Droga do pięknej i zadbanej skóry wiedzie przez najwyższej jakości surowce, przyjazne dla skóry formuły oraz pasję i zaangażowanie naukowców, których celem jest eksponowanie natury w jej najlepszym wydaniu, a nie jej udoskonalanie.

Skład: Sok z Aloe Vera*, olej ze słodkich migdałów*, alkohol*, olej z awokado*, rośl.estry kwasów tłuszczowych, wyciąg z jabłek*, masło shea*, rośl.estry gliceryny i kwasów tłuszczowych, olej kokosowy*, emulgator roślinny, skwalan, guma ksantanowa, masło kakaowe*, kwas oktadekanowy, emulgator cukrowy, gliceryna, kwas hialuronowy, rośl.estry aminokwasów, wit. E, olej słonecznikowy*, wit. C palmitat, rośl. fitynian sodu, rośl.kwas lewulinowy, rośl. kwas anyżowy, wodorotlenek sodu, siarczan srebra, olejki eteryczne.
*Z certyfikowanej uprawy organicznej

I muszę Wam przyznać, ze moja wrażliwa i sucha cera jest mu wdzięczna! Zażegnał kryzys, z którym męczyłam się ponad miesiąc. Moja cera wreszcie została nawilżona, stała się znowu jędrna, gładka, niespodzianki goiły się szybciej (no chyba że zastosowałam serum to wtedy nie dawał rady...). Dodatkowo świetnie spisywał się pod makijaż, wygładzając i delikatnie napinając ułatwiał mi zadanie w późniejszej aplikacji minerałów. W tydzień doprowadził moją skórę twarzy do porządku. Nie pozostawiał tłustej warstwy, mimo dość gęstej konsystencji łatwo się go rozprowadza po twarzy, chociaż trzeba to robić sprawnie bo ekspresowo się wchłania. Nie zapychał mnie, nie podrażniał, używanie go było prawdziwą przyjemnością. Żałuję tylko, że jego pojemność nie wynosiła 50 ml zamiast 30 ml... Bo wtedy mogłabym się cieszyć nim dłużej, a tak już prawie go nie mam. Stosowałam go intensywnie przez prawie dwa miesiące dwa razy dziennie gdy już przestałam stosować serum. A więc uważam, to za bardzo dobry wynik!


W przypadku tego kremu uważam, że warto wydać na niego każdą cenę - jest rewelacyjny! Moja cera go pokochała, trudno będzie mi znaleźć teraz godnego następcę...

Znacie produkty Santaverde?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)