Porzeczka? No chyba nie!

Hej!
Wiecie co? Czasami nie opłaca się czytać recenzji kosmetycznych ;) Na prawdę! Po przeczytaniu tyylu pozytywnych, wręcz pochwalnych słów człowiekowi rosną wymagania... Spodziewa się nie wiadomo czego, a potem ląduje tyłkiem na twardej ziemi... Tak miałam z tym kremem, chociaż tu akurat nie tyłkiem lądowałam tylko dłońmi ;)


Gdzie by nie spojrzeć kremy The Secret Soap Store (TSSS) są chwalone i w ogóle achy i ochy..
Jak tak na niego spojrzałam po raz pierwszy to się ucieszyłam, że w loterii wylosowałam coś co tak wszędzie jest kochane. Poza tym kartonik na prawdę jest ładny, etykietka też. Ale ja się pytam po co taka wielka tuba do 70 ml kremu? Mogłaby by być spokojnie o połowę mniejsza...


Krem ma w sobie 20 % masła shea - i wiecie co? Wolę czyste shea...
Raz - krem tak samo jak masło jest gęsty i ciężko go czasami z tubki wydobyć, no chyba że pogoda pomoże temperaturą. Tak samo ciężko go się rozprowadza i o dziwo - jednak gorzej się wchłania!
Ręce długo są tłuste, długo też 'pachną'... Nie, nie śmierdzą, ale ten krem ma irytującą woń, nie ma nic ona wspólnego z porzeczką na dodatek dość długo się utrzymuje :/ Jest jakaś taka mdła, słodka...
Dwa - po wchłonięciu moje dłonie nadal są suche - szok! Po czystym shea dłonie są nawilżone i długo nie muszę się nimi zajmować, tutaj natomiast najchętniej znów bym je nasmarowała...


Brak nawilżenia, brak odżywienia, głupia za duża tubka - o co tyle zachwytów? Dodatkowo tubka jest odkręcana co jest bardzo nieporęczne gdy dłonie są już nakremowane. Poza tym gdy wyjmie się ją już z kartonika traci prawie cały swój urok...


Jestem tak bardzo zawiedziona, że chyba bardziej się nie da...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)