Full Mellow u mnie

Hej!
Dzisiaj chciałabym Wam poopowiadać o 3 produktach marki Full Mellow, które trafiły w moje ręce dzięki Kasi z bloga http://nafalachistnienia.blogspot.com/

Aneta, tworząca te kosmetyki (i nie tylko) w ten sposób opisuje markę:
Full Mellow to miejsce, w którym wyobraźnia zmienia się w rzeczywistość.
Znajdziesz tutaj ręcznie robione kosmetyki do pielęgnacji i kąpieli, naturalne mydła, świece i woski zapachowe oraz wiele innych małych dzieł sztuki.
Full Mellow to mały raj, który jest pełen cudownych aromatów, barw, naturalnych olejków, maseł i innych dobroci, które dała nam Matka Natura. Wszystkie kosmetyki wytwarzane są w Wielkiej Brytanii.Od 2012 roku jest to mój nowy dom.
Jeszcze w lipcu 2013 roku, kiedy pierwszy raz w mojej głowie pojawił się pomysł na stworzenie Full Mellow nie sądziłam, że moje marzenie stanie się rzeczywistością! Dzięki pracy i ogromnemu wsparciu osób, które kocham-udało się!
Mam nadzieje, że Full Mellow stanie się też Twoim ulubionym miejscem, które będziesz często odwiedzać. Tworzenie dla Was nowych wzorów, kompozycji zapachowych i receptur jest dla mnie radością w czystej postaci.


Miejsce wydaje się magiczne prawda? A jak z jakością kosmetyków? Czytajcie dalej :)

Na początek opiszę czekoladki do masażu:

W opakowaniu znajduje się 6 'czekoladek'. Każda otoczona jest osobną folijką i są w 3 kształtach. Wszystkie razem znajdują się w plastikowym woreczku z kolorową etykietą z owocowymi fasolkami (od razu jak patrzę na to opakowanie myślę sobie - fasolki z Pottera ;)). I jest w nich pewna magia, oj jest :D


Na etykiecie można dostrzec bardzo ładny skład, sposób użycia i termin ważności. Także wszystkie informacje jakich potrzebujemy.
Każda 'czekoladka' to tłuściutki balsamik o świetnych właściwościach. Zwłaszcza jeśli szuka się czegoś natłuszczającego na zimę. Wiecie już że jestem suchelcem, a te mini balsamiki świetnie chronią skórę przed wysuszeniem. Najprzyjemniej używało mi się czekoladki w formie koniczynki - najwygodniej się ją trzymało :), jednak dla mnie każda była przyjemna w użyciu.
Pod wpływem ciepła ciała masełko rozpuszczało się. Nie wchłania się jednak całkowicie, trzeba być tego świadomym, zostaje tłustawa warstwa na skórze.


Moim ulubionym zastosowaniem były kuracje na stopy i dłonie na noc - wieczorem smarowałam się czekoladką, a rano miałam cudownie nawilżone i mięciutkie ciało (a dokładniej te elementy, które smarowałam).
Jedyne co nie do końca mi się spodobało to zapach, który nie zostawał na szczęście na skórze. Nie był on co prawda nieprzyjemny, ale jakiś taki dziwny, niby cytrusowy, ale to nie to...
Jedna czekoladka starcza spokojnie na całe ciało, albo na wiele aplikacji wieczornych - każdy może wybrać co woli :).

Pora teraz na maseczkę do twarzy:

W malutkim odkręcanym, plastikowym opakowaniu znajdujemy 30 g produktu, który bardzo przypomina mi to co dziewczyny pokazują z lusha ;). Pachnie dla mnie czymś chlebowo - ciasteczkowym. Niby smakowicie, ale próbować nie mam ochoty ;).


Na opakowaniu jak zwasze przy produktach Full Mellow znajdziemy wszystkie potrzebne informacje o produkcie.

Maseczka ma fajną konsystencję - takie ciasteczko przed upieczeniem :). Nie tworzy gładkiej masy po dodaniu wody, pozostają takie jakby grudki, ale zupełnie to w niczym nie przeszkadza.
Na uwagę zasługuje wydajność, ponieważ by użyć maseczki na całą twarz i szyję wystarczy jej bardzo mała ilość.


Gdy maseczka znajduje się na twarzy (najpierw trzeba się nauczyć proporcji mieszania jej z wodą - nie takie to proste ;)) nie czujemy żadnego dyskomfortu. Nic nie szczypie, nie czuję się ściągnięcia, maseczka nie podrażniła mojej cery nie ważne ile ją trzymałam.
Zmycie nie stanowi problemu, parę ruchów dłońmi i maseczka znika - dużo łatwiej niż przy np glinkach.


Jednak najfajniejsze w tym wszystkim jest działania - skóra jest widocznie oczyszczona i taka jakby ukojona. Wchłania błyskawicznie kremy, jednak sama z siebie nie woła o nawilżenie, a wręcz sprawia wrażenie, że nic jej nie trzeba.
Bez wątpienie ta maseczka to genialny produkt.

A na zakończenie, trufla do kąpieli - produkt, który mnie rozczarował...
Oto ona:

Opakowanko jest urocze - wygląda jak cukierek! Znajdziemy na nim potrzebne informacje - skład, sposób użycia, datę ważności.


A w środku ukrywa się urocza babeczka:

Truflo ciasteczko pachnie podobnie do czekoladek do masażu, z tym że jednak trochę gorzej, bardziej przypomina odświeżacz cytrusowy do łazienek... Po wyjęciu z opakowania się kruszy się, za to po wrzuceniu do wody nieznośnie długo rozpuszcza! Takie maleństwo rozpuszcza się prawie przez całą kąpiel. Delikatnie musuje dając mikroskopijną piankę, zapach na szczęście się szybko ulatnia. Co daje? Ano nic... Ani nie umila kąpieli, anie nie daje zapachu, ani nie pielęgnuje - przynajmniej nie moje ciało. Zbędny gadżet :/


Znacie tą markę? Co o niej myślicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)