Denko grudniowe + powtórne wyniki rozdania

Hej, hej, hej!
Zima wróciła, znów napadało trochę śniegu - świat od razu piękniejszy! :)
Dziś przybywam do Was z denkiem.. zabierałam się do tego posta jak pies do jeża... Strasznie mi nie szło. Nie wiem czy jak już przerzedzę zapasy nie zrezygnuję z tego typu postów... Co Wy na ten temat myślicie? Wiem, że zdania są podzielone, ale jestem bardzo ciekawa waszej opinii.

Oto moje grudniowe zużycia:

Całkiem niezła gromadka, głównie włosowych produktów, które używałam od paru miesięcy, ale też trochę próbek i pojedynczych produktów z innej kategorii.

Z racji przewagi zaczynam od włosów:

Prawie wszystko z tej gromadki było recenzowane. Nie wspominałam nic o batiste - bo nie widzę takiego sensu, jak dla mnie napisane jest o nich już wszystko co tylko możliwe. Nie pisałam też nic o mydle aloesowym, ponieważ mimo dobrego początku wcale nie ma najlepszego składu i jest raczej średnio delikatne - odżywka po nim konieczna. Poza tym jest drogie - nie polecam go.
Kallosy: czekoladowy i bananowy, były przeze mnie lubiane, jednak góruje banan - to na niego mogłam liczyć prawie zawsze. (KLIK i KLIK do recenzji)
Bardzo zadowolona jestem z maski z szungitem (KLIK) - świetnie działa na porost i całkiem możliwe, ze kiedyś znów ją kupię. Maska nawilżająca goldwell (KLIK) zaskoczyła mnie swoją mocą nawilżania, resztkę jej zużyłam w połączeniu z kallosem algowym i olejem lnianym - mieszanka absolutnie genialna dla moich włosów! Niegdy wcześniej nie były tak nawilżone, gładkie, dociążone, błyszczące, miękkie i na dodatek sprawiały wrażenie dużo grubszych.. Żałuję, że tak późno spróbowałam tej mieszanki...
Isanka bawełniana była ok (KLIK) - ale nie mam ochoty by znów ją kupić...


Po gigantycznych zużyciach włosowych pora na trochę mniejsze zużyci

Najbardziej po lewej można zauważyć całkiem przyjemny zmywacz od Coloris - pompka działała bez zarzutu, nie śmierdział jakoś za bardzo, ale nie ma co liczyć na pielęgnację - nie od tego są takie produkty...
Dalej mamy mleczko do ciała od BioIQ - fajny skład, fajne działanie - ale zapach okropny! (KLIK)
Jeden z produktów Biogena (drugi poniżej) - opisywałam je we wspólnej recenzji TUTAJ, bardzo słabe produkty w okropnych opakowaniach...
A teraz pora na perełkę! Czyli cudowne dudu - osun, które świetnie spisywało się do mycia całego ciała.
Chwaliłam TUTAJ.
A na koniec - wodorowęglan sodu z zsk czyli czyniłam kule do kąpieli - zacne wyszły :)).

Twarz:

Krem ten ujął mnie jednym - był diabelsko wydajny ;). Resztę możecie poczytać TUTAJ

Próbki, próbeczki, maseczki:

Próbka szamponu aloesowego - bardzo fajny mi się wydał, może kiedyś po niego sięgnę...
Następnie maseczki od dermaglin - ta do skóry głowy czeka na recenzję, za to te twarzowe już opisane - KLIK. Krem od herbfarmacy - starweed okazał się nie dla mnie, za to jego braciszek, który właśnie dziś skończyłam był świetny (jak dobrze, że istnieją takie próbeczki!). Masło do ciała od Orientany róża japońska zabiło mnie swoim zapachem - okropieństwo! Olej do stóp od Flora - fajny, ale bez szaleństw...
Te wersje herbaty pukka nie zrobiły na mnie wrażenia - nadal najlepsza z tych co próbowałam jest dla mnie relax. Końska maść - bardzo fajna, zawsze gdzieś w domu mam jej opakowanie pełnowymiarowe.
Za to tych próbek w prawym górnym roku prawie nie pamiętam... Tylko krem Ava mi się przyjemnie kojarzy.


Znacie coś z mojego denka?



ps.
ponieważ zwyciężyni rozdania wytypowana przez generator liczb nie zgłosiła się do mnie musiałam jeszcze raz przeprowadzić losowanie.  Szczęściara została Misislipy! Gratulacje!
czekam na twój adres wysłany na mój email (zorzeta@o2.pl) tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)