Zaczęłam biegać bo... kocham swojego psa!

Hej!
Dziś pora na post przerywnik między recenzjami. Nie raz już Wam wspominałam o bieganiu, nie raz pokazywałam swojego psa. Do tej pory jednak nie opowiedziałam Wam naszej historii ;)


Azulka jest psem, który przebywa z nami od paru lat. Nie trafiła do nas jako szczeniak, tylko już dorosła suczka. Znalazł ją mój brat, przywiązaną w lesie do drzewa... Sam nie mógł jej zatrzymać, więc podarował ją nam. Długo trwało zanim rany na ciele zagoiły się - próbowała się uwolnić, skórę na karku miała zdartą do mięsa. Była wychudzona, miała mało sierści, była skrajnie wygłodzona.
Dłużej jednak trwało zagojenie ran w duszy... Każde podniesienie ręki wyżej sprawiało, że się kuliła i chowała. Nie można było koło niej przejść z miotłą/grabiami itd - ogólnie z niczym co przypominało kij. Nie wiem co zrobili jej ludzie, ale to musiało być dla niej piekłem.


Od początku starałam się z nią spędzać jak najwięcej czasu, pokazać, że nas nie musi się bać. Pokazać, że życie z nami może być piękne. Rany się zagoiły, sierść odrosła a Ona stopniowo zaczęła nabierać do nas więcej zaufania. Zaczęła się do nas tulić. To pies - pieszczoch!

Zrobiliśmy jej nową budę, z początku często biegała po całym naszym ogrodzeniu, jednak potem stało się to niemożliwe, wygrodziliśmy jej więc kojec i wypuszczałam ją z niego raz dziennie by się z nią bawić na większym terenie. Na moim osiedlu pojawiło się mnóstwo małych psów kundelków, których ona bardzo nie lubi. Niestety atakowała je, więc nie mogłam już jej wypuszczać na puste przestrzenie, musiałam ją brać na smycz. I tak zaczęły się nasze codzienne, długie wakacyjne spacery...
5 km to był taki nasz standard, zwiedzałyśmy okolicę. Jednak miało to swoją wadę - dla niej tempo było stanowczo za wolne, a zwłaszcza gdy zapuszczałyśmy się w nowe tereny. Ciągnęła mnie, co było bardzo niekomfortowe albo latała w kółko co z kolei powodowało, że zaplątywałam się w smycz. Musiałam więc przyśpieszyć...


Musicie wiedzieć, ze bardzo nie lubiłam biegania. Nie rozumiałam jak ludzie mogą w ten sposób spędzać czas. To nie było dla mnie. Na myśl o bieganiu w głowie pojawiało mi się jedno wielkie NIE!
Ale nie mogłam tak zostawić Azulki, a wiedziałam, że w końcu będę miała mniej czasu a ona potrzebuje ruchu, nie będę mogła z nią codziennie spacerować, a dłuższe spacery były dla mnie męczące (zupełnie inaczej pracują stopy podczas biegu a spacerów). Postanowiłam spróbować z bieganiem.


Na początku wyglądało to tak: idziemy, biegniemy kawałeczek i znowu idziemy. Szybko się męczyłam... Wymieniłam buty, wymieniłam smycz z takiej trzymanej w dłoni na taką zapinaną na pasku. Za każdym razem więcej było biegu niż chodzenia. Potem już było tylko bieganie.
Zwiększyłyśmy też ilość km z 5 na 7, potem 8,9,11, 13...

Zaczęłam się tym cieszyć! Każde takie bieganie z Azą jest przyjemnością. Raz jej lepiej idzie i zdarza się że mnie ciągnie jak mam gorszy dzień, raz mnie - i wtedy ona biegnie za mną ;)

I widzę po niej, że jest zadowolona. gdy tylko zobaczy mnie ze smyczą dłoni wariuje, skacze, cieszy się! Jakby mogła wylizałaby mnie na śmierć ;) Wariatka!
Spędzamy czas razem i to jest w tym wszystkim najwspanialsze :) A dodatkowo ja odkryłam ile frajdy może dawać bieg, ile mam z tego korzyści.


Dzięki Azie zmieniam się na lepsze. Miłość do niej mnie udoskonala. Muszę dbać o siebie dla niej - bo jak ja choruje to i ona cierpi, jak jestem niezorganizowana i brakuje mi czasu na bieganie - to ona cierpi. Więc MUSZĘ, dla niej!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy pozostawiony komentarz, mam nadzieję, że miło spędziłeś czas czytając mojego bloga :)